Rozdział 4

234 9 0
                                    

Jechaliśmy ogromnym, opancerzonym suv-em, siedziałam obok Victora który miał na swojej twarzy czarną maskę. Ja za to miałam czarną maskę a na to kazali mi założyć czerwoną bandanę. Jako jedyna nie miałam karabinu, nie pozwalali mi go mieć. Twierdzili że nie jest to odpowiednia broń do mnie bo ostatnio jak mi ją dali to prawie zabiłam naszych - może i tak było ale nie moja wina że wyglądali podobnie do tarczy z strzelnicy.

Przy sobie miałam dwa noże i pistolet. Wpatrywałam się w szybę chcąc wiedzieć gdzie jedziemy. Na przednich siedzeniach było dwóch czerwonych. A obok Victora był biały. Jechaliśmy za miasto całym konwojem. Z tego co się dowiedziałam osoby odpowiedzialne za snajperki już dawno tam są. Auto skręciło z autostrady w uliczkę.

- Laboratorium- szepnął mi do ucha Victor. Odwróciłam swój wzrok na chłopaka. - Nie widzisz? Ta droga tylko tam prowadzi.

Faktycznie miał racje. Po dwóch minutach staliśmy za górką.

- Julie wchodzisz pierwsza. Czyścisz nam po cichu wejście dajesz znak na radiu i wtedy my wchodzimy. - Usłyszałam jak drzwi po mojej prawej się otworzyły a później otwarty bagażnik. Kierowca który do mnie mówił patrzył na mnie przez lusterko z przodu. Wysiadłam z samochodu i przeciągnęłam się.

- Czekamy jeszcze na dwie osoby. Jak się pojawią możesz ruszać. - mruknął mijając mnie i podchodząc również do bagażnika. Cała trójka szykowała bronie a ja i Vic staliśmy i przyglądaliśmy się im. Obydwoje byśmy powiedzieli to samo, wyglądali na śmiesznie poważnych.

- Jesteśmy. - Odezwał się ktoś przez radio. To teraz moja misja.

Ruszyłam truchtem do wjazdu. Zwolniłam kiedy zobaczyłam jakiegoś strażnika, miałam nie za dużo czasu by oni nie zorientowali się że kamery nie działają. Gdy byłam idealnie za mężczyzną, wbiłam mu nóż w szyję a on od razu upadł na ziemie. Wyminęłam go i pobiegłam w stronę wejścia. Garaż był otwarty a w środku jeszcze więcej strażników. Poprawiłam dłonie na nożach i zakradłam się do kąta w środku. Gdy moja ofiara była wystarczająco blisko i schowana aby nikt go nie zobaczył zaatakowałam. Starałam się tak robić z resztą. Jednak z trzema ostatnimi którzy trzymali się przy dokładnym wejściu do środka dosłownie nie byłam pewna co zrobić bo oni nawet się nie poruszali. Stali jak jakieś posągi. Musiałam zaryzykować. Podeszłam do jednego z trzech i dźgnęłam go nożem kilkanaście razy, opadł na ziemię. Tylko powstał mały problem. Bo tamta dwójka zobaczyła go leżącego w plamie krwi a później mnie. Od razu wycelowali we mnie broń jednak nawet nie zdążyli strzelić bo ktoś w nich strzelił. Odwróciłam głowę i zobaczyłam białą maskę i te same oczy co ostatnio.. To ten sam. Jego zielone oczy na moment na mnie spojrzały. Zaczął iść w moją stronę.

- Następnym razem uważaj. - szepnął wymijając mnie. Rozchyliłam usta bo złamał ważną regułę. On nie mógł się odzywać. Szybko je zamknęłam i uciekłam z garażu w którym zaczęli się zbierać. Ostatni samochód podjechał a z niego wysiadł V. Podeszłam do niego.

- Wyłączyłeś kamery prawda? - wspominałam że blondyn jest świetnym hakerem? Może nie najlepszym ale był dobry. Chłopak kiwnął głową i oparł się o samochód. Ja także się oparłam.

Westchnęłam cicho. Staliśmy już tu z dobre trzydzieści minut a pojedyncze strzały nadal dało się usłyszeć. Aż wreszcie zapadła cisza, uniosłam swój wzrok patrząc nerwowo w garaż. Jednak od razu odwróciłam swoją głowę kiedy zobaczyłam swoje lamborghini a raczej klona mojego. Ten sam co widziałam wczoraj. Czyli to nie były halucynacje. Samochód wjechał do garażu a z niego wysiadł mulat z buzz cut trochę innym niż miał Jay jednak podobny. Nie widziałam jego twarzy bo szedł w głąb garażu, ciekawiło mnie tak bardzo kto to. To przez niego Aaron ostatnio się tak spiął gdy zobaczył mój samochód? Czy może jeszcze był inny powód. Musiałam się dowiedzieć co z nimi jest nie tak.

- Vic masz numer do Aarona? - zapytałam unosząc głowę w stronę przyjaciela.

- A po co ci akurat do niego? Już Tony jest lepszy.- prychnął a ja zmarszczyłam brwi.

- Wiesz kto to? - kiwnęłam głową w stronę garażu gdzie znowu nikogo już nie było. Victor pokiwał przecząco głową.

- Ale przez chwile myślałem że to ty przez te auto. - mruknął. - ale wracając po co ci numer do niego hm? Zakochałaś się? Na randkę chcesz iść czy znowu węszysz? - zacisnęłam usta w wąską linię. Jak dobrze że miałam maskę. - Julie nie węsz. Nic ci to nie da oprócz następnych problemów.. - szepnął.

- A czy ja ci odpowiedziałam? - prychnęłam.

- Nie, ale milczenie to też odpowiedź. I nie mów że nie. - Powiedział łagodniej. A kiedy zobaczył że udaje że go nie widzę westchnął. - Podam ci później okej?

- Dzięki. - mruknęłam.

***

Kiedy już dostałam jego numer nie wiedziałam co mam napisać. Chodziłam po mieszkaniu myśląc.

- Hej Aaron tu Julie możemy się spotkać? - powiedziałam sama do siebie. - Nie. To brzmi jakbym chciała na randkę. - westchnęłam i wróciłam na kanapę. - Japierdole.. - szepnęłam i zaczęłam stukać w ekran.

Do; Aaron: Spotkamy się?

Odpowiedź dostałam niemal od razu.

Aaron: kto pisze

Do; Aaron: Julie.

Stresowałam się. Nie odpisywał a odczytał. Po pięciu minutach telefon zawibrował.

Aaron: jasne kwiatuszku;)

Aaron: 02:00 dostaniesz gps bądź sama.

Wzięłam głęboki oddech. Poczułam jak dreszcze przechodzą po moim kręgosłupie. Ale to nie było przez starch prawda?

Julie nigdy się nie boi. Nie możesz się bać.

***
Sigma.
Tt: x.mvilia

„Dzieli nas krew"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz