Prolog

14 2 0
                                    

Wiatr przemykał między drzewami, szalejąc na otwartej przestrzeni. Omiatał swym zimnym powiewem skałę, zagłębiając się w jej szczeliny.

Siwe włosy mężczyzny, podobnie jak jego broda, falowały na wietrze, całkowicie poddając się jego sile. Ale on nie zwracał na to uwagi, metodycznie posuwając się naprzód. Wspinał się, po wręcz pionowej ścianie, bez żadnych zabezpieczeń. I chociaż wydawało się to zupełnie niemożliwe, on był już w połowie, dobre sto metrów nad ziemią.
W jego ruchach gościła zdumiewająca precyzja, a w umyśle zdeterminowanie. Wydawało się, jakby robił to od zawsze. A przecież nie musiał. Ale czuł się w obowiązku choć trochę się wysilić. Więc posuwał się metodycznie ku górze, ku wytchnieniu, którego przecież i tak nie przyjdzie mu tam doświadczyć.

Jego stopy znajdowały oparcie w drobnych szczelinach, wypustkach skalnych, pomagały zdobyć szczyt. Podobnie jak dłonie, na których obecne były wyraźne zadrapania, a gdzieniegdzie można było dostrzec drobinki krwi. Ale jego palce nadal idealnie odnajdywały szczeliny, których mogł się uchwycić. Nie było przecież czasu na choć chwilę odpoczynku.

Jego mięśnie zaczynały już drgać lekko z wysiłku, którego przyszło im doświadczyć. Na czole pojawiły się kropelki potu, spływając po jego poznaczonej zmarszczkami twarzy. Wiatr znowu zmienił swój kierunek, posyłając mu włosy prosto w oczy. Ale usta ciągle pozostały zaciśnięte ze zdeterminowaniem. Starał się nie zwracać uwagi na wszystkie przeciwności, bo i tak były one niczym w porównaniu do tego, co rozegra się dzisiejszej nocy. Więc nie robił sobie przerw, cały czas podążając ku górze.

W powietrzu dało się wyczuć napięcie, niczym przed burzą. Zdawało się cięższe niż zazwyczaj, dając wrażenie oczekiwania na nieuniknione. Bo coś musiało się wydarzyć, żeby znowu mogło być normalnie.
Ale nie dało się zaprzeczyć, że równocześnie gościła w nim przyjemna woń kwiatów, skoszonego siana i taka lekkość, jaką miało w sobie tylko w lecie. Z każdym kolejnym powiewem wiatru można było doświadczyć delikatnie odmiennej nutki zapachu. Niesionego znad zbiorników wodnych, pełnych kwitnących lili. Pól, na których nie brakło zbóż, jak i przesączonych czerwienią maków, nie zapominając o chabrach, którymi były tak gęsto usłane. I lasów, przepełnionych różnymi gatunkami drzew, krzewów i dzikich kwiatów.

Och, z całą pewnością pachniało cudownie. I tak by było, gdyby nie wiedział, że za tym wszystkim kryło się coś więcej. Bo wystarczyło spojrzeć na gęsty, ciemny las majaczący przed nim w oddali.

Był już na końcówce swojej drogi, a jego stopa idealnie wpasowała się w ostatnią wyrwę w ścianie. Dłoń chwyciła szczytu. Więc jednym płynnym ruchem podciągnął się ku górze, znajdując się na końcu wędrówki. Odetchnął głęboko, spoglądając w dół na trasę, którą przebył. Otrzepał dłonie z  brudu, który na nich gościł i odwrócił się, patrząc na drugą stronę. Zaraz po tym, skierował tam swoje kroki, nie oglądając się już za siebie, ale stale zachowując czujność. Zatrzymał się dopiero przy samej krawędzi, a jego wzrok powędrował w dół, ku polanie.

Znajdowała się ona przy samym lesie, który wręcz przytłaczał swoją potęgą. Mężczyzna widział drobne postaci, które majaczyły w oddali, wypełniając polanę. Nawet z tej odległości można było dostrzec ich nerwowe przemieszczanie się i chaos, towarzyszący przygotowaniom.

Patrzył na te wszystkie stworzenia, myśląc o losie jaki je czeka. Kto z nich sięgnie chwały, a kto przepadnie na zawsze? Czy ten rok nie będzie tak tragiczny jak szesnaście poprzednich? Czy wreszcie pojawi się ktoś, komu przeznaczone będzie ocalić las?
Tyle pytań, a na żadne nie znał odpowiedzi. On, który powinien był wiedzieć. Powinnien zrozumieć.

Przepadł we własnych myślach, gubiąc się całkowicie. Więc nawet nie dostrzegł, kiedy zalążek delikatnej mgły, pojawił się nieopodal.
Patrzył w dół, na polanę i las majaczący w oddali. Nie widział, kiedy mgły przybywało coraz więcej i więcej.

Bowiem już myślał o słowach, które zaraz przyjdzie mu wypowiedzieć, a które przez ostatnie siedemnaście lat, zdążył tak bardzo znienawidzić.

Trzy słowa, a tak pełne bólu ostatnich lat.

Trzy słowa i tyle cierpienia.

Trzy słowa: Poszukiwania czas zacząć.

***


630 słów ♧

Możliwe, że to jeszcze poprawię, bo zostało to napisane już dość dawno temu i nie do końca mi się teraz podoba, ale zdecydowałam się wreszcie to opublikować.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 21, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Fern Flower ♧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz