Rozdział 1

865 82 42
                                    

Hejka!
Tak, to jest ta moja mała niespodzianka ;)
Ponieważ odesłałam Bal uczuć do redakcji, więc wzięłam się za Północ i uznałam, że wrzucę Wam dwa rozdziały, bo nie chcę, żebyście o mnie zapomnieli. Dodatkowo też chcę się zmobilizować do skończenia tego tekstu przed końcem wakacji, bo mam dla Was kolejne nowości, które chciałabym pisać ;)
Do regularnych publikacji wrócę, jak skończę pisać - obiecuję;*

Dodam też ze dwie zakładki, jedną na pewno ze streszczeniem Szczytu perfekcji dla tych, którzy go nie czytali, a chcą czytać Północ, więc na weekendzie na pewno to uzupełnię ;) 

#ZnajdzieszMnieOPółnocyAF - to będzie nasz hasztag na Twitterze ;)

***

Nowe pantofle z koźlej skóry wcale nie były tak wygodne, jak sugerował to subiekt i cena, za jaką je sprzedał. Szkoda, że matka nie była oburzona, gdy kazała je przymierzyć. Owszem, potrzebowała nowych butów na kolejne bale, ale nie chciała cierpieć za wszelką cenę. Wyjątkowo spory tłum na balu u wicehrabiny Chilston również nie pomagał. Było za dużo ludzi, za mało miejsca i miała wrażenie, że brakowało powietrza. A sezon nawet się nie zaczął!

Odetchnęła więc z ulgą, gdy Audrey przyniosła im poncz.

– Dziękuję. Dzisiaj jest okropny ścisk – mruknęła niezadowolona i upiła nieco kwaśnego napoju. Przyjemnie jednak ją schłodził i uśmiechnęła się z wdzięcznością do przyjaciółki.

– Owszem, ale to wina wicehrabiny, bo nigdy nie zna umiaru w zapraszaniu, a każdy chce się pokazać u niej na przyjęciu. Sezon dopiero się zacznie, a już widuję masę nowych debiutantek – marudziła panna Morton

– Widziałam właśnie. I odczuwam lekki niepokój, bo pozabierają nam co lepszych kandydatów – zażartowała, chociaż tak naprawdę uważała, że mogły ich wszystkich zabrać. Obecnie dżentelmeni wyłącznie ją irytowali.

– Oczywiście – odparła panna Morton i posłała jej domyślny uśmiech.

Na wszelakich przyjęciach, rautach czy wieczorkach muzycznych nie mówiły głośno, że nie chcą wychodzić za mąż, ponieważ przekonane były, że zaraz napatoczyłby się jakiś mężczyzna, który chciał zmienić ich zdanie. Whitney zauważyła, że im chętniejsza była dama do zamążpójścia, tym mniej dobrych kandydatów miała do ręki. Natomiast, gdyby któraś nieopatrznie przyznała się do niechęci do małżeństwa, zaraz, jak jeden mąż, ustawiliby się do niej w szeregu niemal wszyscy dżentelmeni. Właśnie dlatego udawała, że chce kogoś poślubić – dla świętego spokoju.

Ona chciała przeżywać przygody, czytać książki podróżnicze  i zatracić się w jakieś zagadce, którą będzie mogła rozwiązać, a nie być piękną ozdobą jej pana i władcy. Zdawała sobie sprawę ze swej urody, miała też dobrą figurę i wysoki posag, by stanowić wystarczająco smaczny kęs dla wysoko postawionego dżentelmena, ale wokół niej coraz mniej kręciło się dobrych kandydatów. Może jeszcze dwa lata temu narzekałaby na ich brak, ale obecnie zupełnie się tym nie przejmowała. Jedynym jednak problemem była matka, która niemal rozpaczliwie chciała wżenić ją w jakąś księżowską rodzinę. Nieustannie suszyła jej o to głowę, ale wiedziała, jak sobie z nią radzić, dlatego nie czuła takiej presji, jak to było w przypadku  Victorii.

W sali rozległy się skoczne takty jakiejś nowej, irlandzkiej nuty, ale dziewczyna zamierzała odpocząć, tym bardziej że akurat na ten taniec nikt się nie wpisał.

Szklankę po ponczu oddała lokajowi i jednocześnie sięgnęła po kieliszek z szampanem. Okazało się to dla niej zbawieniem po pierwszym łyku, który spłynął chłodną strużką w dół gardła. Poczuła się jakoś lepiej i nawet pantofle już nie były tak niewygodne. Wiedziała jednak, że nie mogła przesadzić z alkoholem, bo miała słabą głowę, a picie w takim towarzystwie groziło skandalem. Kusiło ją, by ulec pokusie, ale zrezygnowała. Oddała więc do połowy wypity kieliszek i skupiła się na rozmowie z Audrey.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz