Scena 1

24 3 2
                                    

Autorstwa: ksiazkoholiczka707BrynzelZulikVivienne_Clairette

Po ogrodach pałacowych w Królestwie Bezprawia spacerowali król Alexander i jego doradca, Ingvar. Straż królewska, zachowawszy odpowiednią odległość, z uwagą przypatrywała się mężczyznom, a w szczególności z wolna posuwającemu się monarsze.

— Cóż jest tak ważne, żeby ściągać mnie na świeże powietrze o tak wczesnej porze, Ingvarze? — zapytał, zbliżając się do swego doradcy. — Czy nie łatwiej byłoby się spotkać w miejscu bardziej... ustronnym?

Ingvar skierował wzrok na króla.

— Poranna atmosfera sprawia, że umysły stają się bardziej trzeźwe, a drugi powód wyjawię za chwilę. — Mężczyzna skinął na straż, nie spuszczając wzroku z Alexandra. — Mam problemy natury miłosnej, w których chciałbym się poradzić — dodał ostentacyjnie.

— Miłosnej? — zakpił. — W takim razie zamieniam się w słuch.

Doradca uśmiechnął się nieznacznie, po czym odrzekł teatralnym głosem:

— Nie, to ja będę słuchał póki co. Miłość ma wiele twarzy. Jedni kochają kobiety, inni mężczyzn, jeszcze inni ojczyznę. – Rozłożył ręce, prezentując swoją osobę. – Inni córki. Twarzy jest wiele. A skoro już przy córkach jesteśmy... Jak mówiłem, posłucham; co sądzisz o swojej córce?

Alexander uniósł brwi. Na jego czole pojawiła się drobna zmarszczka.

— Pytasz o to, czy kocham własną córkę? Wiem, że bywam obsceniczny i prostolinijny, ale nawet ja nie posuwam się tak daleko. Co więc próbujesz ze mnie wyciągnąć?

– Nie. Próbuję wyciągnąć odpowiedź. Co o niej sądzisz? Myślałem, że moje pytanie jest dostatecznie proste. Do miłości jeszcze wrócimy. — Na twarzy Ingvara przez ułamek sekundy zagościł grymas, ale mężczyzna zakrył go maską obojętności. W skupieniu czekał na odpowiedź władcy.

Aleksander przez chwilę się zastanawiał, aż w końcu przystanął.

— Sądzę, że... Musisz podać mi kontekst, przecież nie będę się wypowiadał na każdy możliwy sposób — prychnął pogardliwie. W jego głosie słychać było zawahanie, co przyniosło Ingvarowi poczucie satysfakcji.

— Twoja córka jest spadkobierczynią tronu. To duża powinność... — odparł nader spokojnie.

— Taka sama, jaka spoczywa teraz na moich barkach. Nic w tym nadzwyczajnego.

— Powiem więc wprost. Marianne nie wdała się w ciebie, nie nadaje się do władania — odparł cicho, gdy pod pozorem podziwiania ogrodowej roślinności upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje.

W czterech partiach ogrodu oddzielonych od siebie krzyżującymi się żwirowymi ścieżkami, górowały nagie drzewa o konarach wijących się jak setki kruczoczarnych węży. Skąpe kwiaty, które rosły w ich cieniu, zwieszały ku ziemi drobne, ołowiane główki, a kolce porastające ich łodygi przywodziły na myśl szpony drapieżnego ptaka. Jednak ktoś, komu przyszło zakochać się w ciemności, mógłby dostrzec prawdziwe piękno nawet na surowych i budzących grozę ziemiach Królestwa Bezprawia.
Kroczący u boku Ingvara Alexander ponownie zmarszczył czoło i wyszeptał:

— Czego jej brakuje?

— Jest zbyt słaba. Spójrz na wszystko, co nas otacza. Syf, jednym słowem burdel. Trzeba mieć silny charakter, by zapanować nad zgrają nierobów i pospólstwa, a już na pewno nie dać sobą pomiatać. Dobrze wiesz, że Marianne jest zbyt ufna. Przyjdzie żebrak, a ona da mu pałac, żeby miał gdzie mieszkać. Przyjdzie rybak, bo ryby nie biorą przy brzegu, da mu łódź. Długo by wymieniać. Jest w przeciwieństwie do ciebie, królu, podatna na wpływy innych. Doprowadzi kraj na skraj. Zaliczam się do tych, którzy kochają ojczyznę, więc absolutnie pęka mi serce na samą myśl o tym. Sam powiedz, czy nie mam racji?

Alexander nie zwrócił uwagi na nieszczery ton jego głosu. Zamiast tego niechętnie przyznał:

— Masz, masz... A gdyby tak się stało, ludzie zaczęliby jej nienawidzić... Biedne dziecko...

— Biedne, ale mam na to rozwiązanie. Jeśli tylko pozwolisz... — Miał głęboką nadzieję, że król zezwoli mu opowiedzieć, gdyż choć i tak by to zrobił, przepustka do historii byłaby mu bardzo na rękę. — ...dokończyć i postarasz się zrozumieć.

— O czym ty do mnie mówisz, Ingvarze?

Doradca ponownie spojrzał na Alexandra.

— Trzeba ją zabić. Śmierć przyniesie jej w takiej sytuacji ukojenie.

— Czy ona... cierpi?

Po ufności i trosce w głosie króla Ingvar zrozumiał, że już dawno zdołał osiągnąć swój cel.

— Cierpi, a z każdym kolejnym dniem będzie ją boleć bardziej, aż nie będzie miała nawet wstać do ustępu. A co dopiero władać naszym krajem!

Aleksander skrzywił się boleśnie.

— Ale dlaczego cierpi? Przecież miną jeszcze długie lata, nim obejmie władzę...

— Bo podświadomie widzi, że nie pasuje do tego miejsca, ale nie zrezygnuje z własnej woli. Jest zbyt dumna. I już wie, że będzie próbowała, ale i że nie da rady. Boi się. Twoja córka sika ze strachu po nocach, bo się boi. Jesteś odważny i mężny, więc pewnie rozumiesz, że strach może boleć bardziej niż urwane ramię, przypalane gorącym prętem.

— Czy urwane ramię nie traci czucia...? Nieistotne. Rzeczywiście, Marianne może... może ją to wszystko przerastać.

Ingvar powstrzymał się westchnięciem i odpowiedział królowi:

— Kikut, Alexandrze, kikut. Oczywiście, że mam rację. A śmierć, lekka, bezbolesna, nawet nieświadoma, przyniesie ulgę.

Alexander przyłożył dłoń do czoła w geście desperacji. Doradca posłał mu zdumione spojrzenie.

— Lecz czy wtedy zamiast czuć, nie zacznie nie czuć? Czy to nie gorsze, niż wszystkie ziemskie katusze? Niech to piorun trzaśnie, nic już nie wiem! Nic, nickolwiek, nicość mam w głowie jedynie! — Chwycił się za głowę i zawył żałośnie. — Niech zginie to ścierwo toczone zarazą, ku uldze nas wszystkich!

— Królu, jeśli zginie, nie będzie czuła nic, w tym tego, że brak jej uczuć. Poza tym. — Ingvar uśmiechnął się zagadkowo, jednocześnie nieznacznie unosząc głowę. Spojrzał na Alexandra przymrużonymi oczami. — My dwaj wiemy najlepiej, że dla nas nie ma niczego niemożliwego. Jeśli tylko zechcesz, nawet po śmierci zapytasz ją, jak się czuje i ewentualnie przywrócimy ją do życia. Nie muszę chyba mówić, kto jest w stanie nam w czymś takim pomóc. Nic więc nie ryzykujemy, a możemy dać jej szansę na szczęście. Niejeden zawszony wieśniak oddałby za namiastkę tego całe obejście, ze swoją garbatą żoną i szczylami, które toczy przewlekła bieda.

— Czyli to postanowione? Moja córka, moja słodka Marianne musi zginąć?

— Musisz sam zdecydować. Ja... Jestem jedynie prostym sługą, który chce jak najlepiej dla rodziny królewskiej i Królestwa Bezprawia. Znasz moją opinię i w głębi ducha wiesz, jaki jest ten właściwy wybór.

Aleksander ze smutkiem wbił wzrok w towarzyszącego mu mężczyznę.

— Ja też chcę jak najlepiej dla Królestwa. Znajdź w takim razie kogoś, kto podejmie się... tego procederu, proszę.

— Pozostaje pytanie, jak chcesz, żeby to się stało?

Oczy monarchy gwałtownie się rozszerzyły. Krew odpłynęła mu z twarzy.

— Ja?! Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie chcę, żeby ta zbrodnia była połączona ze mną!

Ingvar odwrócił głowę, by skryć podstępny uśmiech błąkający się na jego ustach.

— Rozumiem. Zdam się więc na specjalistę. Mam już jakiś pomysł, ale pozostawię go dla siebie. — Ruszył w stronę zamku. Stawiając powoli kroki zwycięstwa, analizował postawy widocznych ludzi. — Zajmę się tym niezwłocznie.

Zostawił Alexandra samego w przesiąkniętym mrokiem ogrodzie.

Królestwo BezprawiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz