Rozdział 1

564 24 7
                                    



Pov Louis

Wbiłem nóż aż po samą rączkę, a on chwilę później zaczął dławić się krwią. Uśmiechnąłem się na ten widok. Wyciągnąłem nóż i ponownie go wbiłem, ale kilka cementytów dalej. Jęk bólu był miodem dla moich uszu. Zanim wstałem, wyciągnąłem nóż i wytarłem krew w jego ubrania. Próbował walczyć, próbował wstać, ale skutecznie mu to utrudniłem. Popchnąłem go nogą z powrotem na ziemię.

— A ty, gdzie? — zapytałem i uśmiechnąłem się, kucając. — Kochanie, masz tutaj zdechnąć.

Wydał z siebie kolejny jęk bólu, kiedy moja noga odziana w ciężki buty, nacisnęła na jego rany. Podniosłem brwi do góry, dziwiąc się, że emerytowany policjant, który powinien siedzieć w więzieniu za korupcję, był taką pizdą. Przez wiele lat tak fikał, nie liczył się z tym, że sprawiedliwość kiedyś go dosięgnie. Może czuł się bezkarny przez wiele lat, ale w końcu znalazł się ktoś taki, kto wreszcie potraktował go sprawiedliwie, tak jak on na to zasługiwał.

— Oni cię znajdą — wyjęczał jeszcze zanim zwiększyłem nacisk nogi. — Z-znajdą...

— Kto? Twoi kumple z policji, którzy już dawno zdechli? — zapytałem i zaśmiałem się. — Nie, kochanie. Jestem bezkarny. Wiele ludzi zginęło z mojej ręki. Tacy jak ty. Zniszczeni, skorumpowani, gliniarze czy politycy. Każdy, kto na to zasługiwał, sprawiedliwość go doparła w najbardziej brutalny sposób.

Prychnąłem jeszcze zanim wyciągnąłem zapaliczkę. Odpaliłem ją, patrząc na mężczyznę z góry. Dopiero wtedy w jego oczach zobaczyłem strach. Zaczął się mocniej szamotać, a ja jedynie westchnąłem. Zawsze to samo.

— Z-znajdą... c-cię!

— Każdy tak mówił. Każdy. Czy masz jeszcze coś do dodania zanim sfajczę ci dom razem z twoim trupem? Poczujesz przedsmak piekła, do którego trafisz.

Podniosłem głowę, rozglądając się za kanistrem z benzyną. Zdjąłem nogę z brzucha czarnowłosego i podszedłem do fotela, gdzie położyłem kanister. Okręciłem go i przewróciłem. Nie musiałem rozlewać po całym pomieszczeniu. Benzyna doleciała do niego, a ja wycofałem się powoli z pomieszczenia, zostawiając go tam. Próbował wstać, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Zanim wybiegłem, rzuciłem odpaloną zapaliczkę na fotel, który był nasiąknięty benzyną. Musiał się natychmiast zapalił, bo usłyszałem krzyk. Wyszedłem, jak gdyby nigdy nic. Mieszkał na odludziu. Nie miał kamer ani jakiegokolwiek sąsiada, a nawet jeśli - dowodów i świadków się pozbywałem. Nikt nie miał prawa zdradzić kim byłem i co robiłem.

Jeszcze tej samej nocy zawitałem do kolejnej ofiary. Była nią kobieta. Śpiąca wyglądała na naprawdę sympatyczną panią, którą nie dałoby się nie polubić. W rzeczywistości była suką, która zbiła majątek na morderstwach swoich trzech mężów. Nie miała dzieci ani żadnej rodziny. Patrząc na nią, jak spała, zastanawiałem się, jak to się stało, że znalazłem się w tym miejscu. Może i nie miałem łatwego życia - nigdy go nie miałem. Byłem tak samo zniszczony, jak moje wszystkie ofiary. Tak samo byłem skorumpowany i zły, ale nie było mi z tym źle. Wręcz przeciwnie - czułem dziką satysfakcję z tego, że każdy bał się chodzić spać. Każdy winny. Ci z czystym sumieniem, nie musieli się obawiać. Byłem sprawiedliwością dla winnych.

Tylko czasem było mi żal tych wszystkich ludzi, których pozbyłem się z tego świata. Szybko to jednak przechodziło. Tak, jak teraz. Kucnąłem, aby zabrać linę ze swojej torby i jeszcze chwilę patrzyłem na nią. A mogła dożyć spokojnej starości. Mogła.

Zerwałem z kobiety kołdrę i zrzuciłem ją na ziemię. Zanim zdążyła rozbudzić się całkowicie, usiadłem na jej biodrach i chwyciłem jej ręce. Gdy tylko ręce przywiązałem do ramy łóżka, zaczęła się szarpać. Chciała mnie drapać, ale miałem długi rękaw, więc nic jej to by nie dało.

Fire and corruption (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz