W kuchni z Vanessą rozłożyliśmy chipsy, żelki, rozlaliśmy soki: pomarańczowy, multiwitaminę i jabłkowy oraz colę, ice tea i lemoniadę. Ciastka i czekoladę oddaliśmy na tort. Gdy skończyliśmy była już 10.50. Ciasto było już prawie skończone, a Vanessa stwierdziła, że upiecze kakaowo-bananowe mufinki.
Ja stwierdziłem, że wrócę do tego co robiłem zanim przyjechała Van czyli pomogę ułożyć meble na zewnątrz. Ciekawe czy już skończyli oraz co robią teraz Seth i Warren. Pójdę to się dowiem!
Aby dostać się na podwórko musiałem przejść przez salon, ale nie zauważyłem tam Kendry, może się minęliśmy? - pomyślałem. Nie zważając zbytnio na to doszedłem do miejsca, w którym planowo miały stać stoły, krzesła itp. Znalazłem bałagan. Tata i dziadek Kendry się kłócili o jakieś rzeczy z dzieciństwa tego pierwszego, a stoły i krzesła stały przytknięte do ścian domu.
-Co tu się dzieje? - zapytałem przechodząc przez drzwi, a oni nie zareagowali
-Co tu się dzieje?! - powtórzyłem
Tym razem mnie zauważyli i przestali się przekrzykiwać, ale nic nie odpowiedzieli.Nie wiedziałem jak się zachować, więc trwaliśmy w niezręcznej ciszy. Jednak po chwili po prostu wziąłem się do roboty, zmierzałem do jednego ze stołów gdy dołączył do mnie Scott i pomógł mi przenieść go w odpowiednie miejsce. Powtarzaliśmy tą czynność aż nie postawiliśmy wszystkich stołów w odpowiednie miejsca, a w tym czasie Stan dostawiał krzesła. Potem my także zajęliśmy się krzesłami.
Skończenie tego wszystkiego nie zajęło nam długo, gdy miałem już iść szukać Kendry aby jej pomóc jej dziadek złapał mnie za ramię (co swoją drogą zrobił na palcach aby w miarę wyrównać różnicę wysokości między nami).
-Przepraszamy, - zaczął swój monolog, ale ja już wiedziałem, że gdy potrwa za długo to po prostu go jakoś przerwę - wiesz, że dzisiaj Kendra ma swój wielki dzień, więc czy mógłbyś jej o tym nie wspominać? - prośba i przeprosiny w jednym, czemu nie?
-Dobrze, wszyscy chcemy aby cieszyła się tym dniem. - i tak się zgodziłem, wszystko dla mojej Kendrusi (z góry mówię, że jeśli przesadzam z cukrem to proszę mnie o tym grzecznie poinformować, bo zależy mi głównie na tym aby to wam się to przyjemnie czytało, z chęcią przyjmuję też każdą KONSTRUKTYWNĄ krytykę :))Później już w przyjemnej atmosferze minął cały czas przygotowań, a o 14.45 każdy poszedł się sam przygotować. Dla większości z nas było to aż nadto czasu, ale dla jubilatki trochę tego czasu zabrakło, bo gdy zadzwonił pierwszy dzwonek, ona była dopiero w połowie makijażu.
-Przyszli pierwsi goście! - krzyknął Warren Na szczęście to byli tylko jej dziadkowie od strony mamy oraz Knox i Tess. Wręczyli Kendrze jedną torebkę i pudełko zapakowane w papier prezentowy ze wstążką. Następni przyszli jej rodzice, bo wcześniej poszli do Starej Rezydencji aby nie robić sztucznego tłumu. Dostała od nich dużą torebkę prezentową z załącznikiem od taty w postaci butelki piwa. Podczas wręczania musiał dodać coś aby Marla nie zabiła go swoim wzrokiem i wyszło coś takiego.
-Kendruś, tylko wiesz wypij to dopiero w swoją prawdziwą osiemnastkę. - mówiąc to puścił jej oczkoPo nich przyszli jeszcze Trask, który znalazł chwilę w swoim napiętym grafiku; Raxtus w postaci smoczej, ale potem gdy wrócił po tym jak wyszedł na chwilę z Kendrą to przyszedł w ludzkiej ponieważ ona wcześniej z nim ćwiczyła swoje umiejętności i nauczyła się go powiększać na godzinę (później powtórzy czynność powiększania); Doren i Novel; Verl, któremu współczuję i mam nadzieję, że nie załamie się jak na jego oczach się oświadczę Kendrze; Shiara, która przyszła bez prezentu, bo obiecała, że później doniesie coś niesamowitego (ciekawe co?); Dale, który cały dzień zajmował się kwiatami z wróżkami, przez co zjadł śniadanie dopiero godzinę przed imprezą; Calvin ze swoją ukochaną, którzy po przywróceniu ich prawdziwej postaci wzięli ślub.
Niestety moja dziewczyna najbardziej stresowała się przyjściem moich rodziców, którzy pojawili się przed drzwiami jako ostatni o 16.30. A ich przywitanie mnie osobiście mnie rozwaliło.
Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek Kendra ubrana w ciekawy zestaw przepięknej sukienki w kolorach kosmosu, srebrnego paska i białych sandałków, których zapięcie sama przyozdobiła złotymi gwiazdkami oraz lekkim, ale starannie wykonanym makijażu i falowanych włosach częściowo spiętych prawie na czubku tyłu głowy pobiegła przez salon do drzwi wejściowych, a ja za nią. Po chwili jak tylko im otworzyliśmy usłyszeliśmy dla Kendry niespodziewany dialog, tym bardziej, że była zestresowana po ostatnim wypadku na obiedzie.
-Widzisz, widzisz ten jej wyraz twarzy mówiłam! - krzyknęła moja matka
-Uspokój się kochanie, już jesteśmy nawaliłem okej. - odpowiedział jej jej mąż
-Ale no spójrz, jest nami rozczarowana!
-Dzień dobry, mamo. - powiedziałem na załagodzenie atmosfery -Dzień dobry, tato. - dodałem po namyśle
-Dzie-dzień dobry. - wyjąkała Kendra
-Dzień dobry. - odpowiedzieli nam
-Dobra, Dahoc (imię byłego Króla Wróżek, wymyślone przeze mnie) wyjmij prezent.
Po jej słowach mój ojciec wyciągnął małe zawiniątko i wręczył je zmieszanej Kendrze. Bałem się czym mogło być, bo jako jedyni wiedzieli, że mam przygotowany dla niej pierścionek.Gdy moi rodzice dołączyli do reszty mogliśmy oficjalnie zacząć świętowanie!
------------------------------------------------------------
Na razie tyle, nie obiecuję szybko kolejnego rozdziału, ale kiedyś będzie. Mam nadzieję też, że te 800 słów (czyt. moje wypociny) wystarczą wam na razie. Tradycyjnie do następnego!
-Kallo~Cat