ROZDZIAŁ 2

104 14 18
                                    

- Dwunożni!! - wrzasnęła Różyczka, z paniką w oczach spoglądając na starszą kotkę.
- Uciekaj! Dogonię cię! - odparła w pośpiechu Chmura, popychając głową uczennicę. Biało czarna kotka mknęła przez paprocie, nie zwracając uwagi na szelest liści pod jej łapami.

Za nią rozległy się rozemocjonowane wrzaski dwunożnych. To prawdopodobnie były jeszcze kocięta, zafascynowane innymi zwierzętami. Szkoda jednak, że nie miały pojęcia, jak wielki strach wywoływały. Gwałtownie zatrzymała się przed barierą z gęstych, splątanych ze sobą gałązek jagodowego krzewu. W plątaninie młodych listków i pąków wyraźnie odcinało się czarne futro Różyczki.

- Pamiętaj co ci mówiłam! Prześlizgnij się dołem! - zawołała ponaglająco Chmura, przebierając łapami. Kociaki dwunożnych penetrowały każdy zakątek lasu w poszukiwaniu spanikowanych kotów. Uczennica zaczęła przeciskać się pod pędami krzewu, czołgając się po lepkiej ziemi. Łaciata kotka ruszyła za nią, sprawnie przecinając pazurami przeszkadzające jej gałęzie. Z ulgą uznała, że Różyczka jest już bezpieczna po drugiej stronie.

Krzewy otaczające polanę, która była tymczasowym domem kotów, były wyraźnie zbyt wysokie dla kociaków dwunożnych, bo wydały zrezygnowane miauknięcia i odbiegły gdzieś dalej. Chmura podbiegła do ustalonego punktu spotkań, którym była niewielka skała.

- Wędrowcy Zachodzącego Słońca! - zawołała donośnym głosem czarno biała kotka, tak, że jej wezwanie odbiło się echem od drzew. Poczekała chwilę, aż wszyscy się zbiorą. Zeskanowała wzrokiem polanę, a kiedy oceniła, że każdy z niewielkiej grupki już się zebrał i wyczekująco mierzył ją spojrzeniem, zaczęła swoją przemowę.

- Wraz z nadejściem Pory Pąków, zgodnie z moimi obawami, przybyli tu także dwunożni. - urwała, kiedy wśród nielicznej garstki kotów można było dosłyszeć zaniepokojone pomruki. - Jeśli kolejnego wschodu słońca nasza cisza także zostanie zakłócona, będziemy zmuszone kompletnie wynieść się z tego lasu i wyruszyć w prawdopodobnie najdalszą wędrówkę w historii Wędrowców. - kontynuowała przewodniczka. Starała się zachować opanowanie, jednak niepokój zalewał ją jak łapczywa fala, niezważająca na wszelkie przeszkody, pochłaniając w swój głąb wszystko na jej drodze. Koniuszek jej ogona, jak i łapy, drgały nerwowo.

☆☆☆

Spokojne i nużące promienie słońca przebijały się przez krótkie futro Chmury, przyjemnie grzejąc jej skórę. Atmosfera na polanie była leniwa i każdy zdawał się zapomnieć o wydarzeniach z poprzedniego wschodu słońca, zupełnie jakby czas nagle przyspieszył i znowu się zatrzymał.

Różyczka wylegiwała się na nagrzanym kamieniu, oddając brzuch w objęcia cieplej fali płynącej z nieba. Lilia niespiesznie segregowała zioła, poruszenia jej łap były powolne niczym u borsuka. Przewodniczka spoglądała na spokojną scenerię, którą raz po raz przerywały energiczne zabawy Jagódki. Jednak łaciatej kotce to nie przeszkadzało. „Skąd ta koteczka bierze tyle energii?" Zastanawiała się Chmura, kierując rozszerzone z rozkoszy źrenice w niebo.
Chmury poruszały się równie leniwie co koty na polanie, może z wyjątkiem pręgowanego kociaka, który biegał od kąta do kąta za popychaną przez matkę kulkę mchu.

- A masz! Giń potworze! - piszczała rozemocjonowana Jagódka, bezlitośnie okładając zabawkę malutkimi łapkami. Najwyraźniej wyobrażała sobie, że mech to lis lub inne zwierzę, które nie dogadywało się najlepiej z kotami. Czarno biała kotka rozmarzyła się o jej młodzieńczych latach. Była równie ciekawska i beztroska co brązowa, malutka kotka. Nagle zatęskniła za życiem kociaka. Zero zmartwień, trudnych decyzji..

Z zadumy wyrwał ją pełny przerażenia syk uzdrowicielki Lilli. Chmura natychmiast zerwała się ze swojego miejsca, napinając mięśnie. Rozejrzała się gorączkowo po polanie. Cała miła i spokojna atmosfera uleciała w ułamku uderzenia serca. Przywódczyni, zawsze opanowana i mądra, nagle poczuła się jak bezsilne pisklę.

Kociaki dwunożnych przedarły się na polanę.

Czarno biała kotka potrząsnęła głową, pozbywając się z nadmiaru myśli. Pozwoliła adrenalinie ją poprowadzić.

- Różyczko, weź Jagódkę i schowaj się za ostrokrzewem! Lilio, weź tyle ziół, ile zdołasz unieść. Ja cię osłonię! - wrzasnęła Chmura, pośpiesznie posuwając się w stronę uzdrowicielki. Sama chwyciła byle jaki liść, z bezpiecznie zawiniętymi nasionami maku we wnętrzu. Syczała wściekle, starając się przestraszyć kociaki dwunożnych. Najwyraźniej trochę to podziałało, iż kocięta przestały się do nich zbliżać. Zamiast tego, gapili się na koty jakby zobaczyli latające jeże.

- Wynosimy się! - syknęła przewodniczka, nurkując za ostrokrzewem, gdzie zastała skulone, młodsze kotki. Lilia pocieszająco liznęła swoje córki za uszami, machając ogonem, tym samym nakazując podążanie za resztą. Najszybciej jak umiały, koty przeciskały się pomiędzy bujną roślinnością lasu.

Chmura poczuła się, jakby czas zwolnił. Krew tętniła jej w żyłach szybciej niż kiedykolwiek, rozprowadzana przez pędzące jak oszalałe serce. Jednak jej łapy wydawały się ciężkie, jej bieg wolny. Wydawało jej się, że z każdym odbiciem łap od szeleszczącej ściółki przesuwała się w przód zaledwie o długość myszy. Instynkt prowadził ją między drzewami, nakazując jej przeskakiwać wystające korzenie, omijać kałuże, przebiegać obok krecich kopców, skręcać przed lepkimi, śliskimi plamami błota.

Po szaleńczym wyścigu z własnym strachem łaciata kotka dotarła na wyłysiały brzeg jeziora, uformowany z twardej ziemi, która poznaczona była srebrzystymi, zakurzonymi kamieniami. Dopiero teraz zaczęła odczuwać nieprzyjemne pulsowanie w łapach, irytujące dudnienie serca i wrażenie, że jej płuca przebijały ciernie ostrokrzewu.

Wyczerpana stresem i biegiem na oślep, opadła ciężko na wilgotną powierzchnię, próbując uspokoić oddech. Nie było to tak proste, jak myślała. Miała ochotę zawodzić jak zagubiony kociak. Zamknęła oczy i odpłynęła gdzieś daleko, nawet nie zauważając obecności Lilli, która powoli głaskała ją łapą po boku, przeczesując przyjemnie jej zmierzwione futro. Jagódka drżąc na całym ciele przyciskała malutki nosek do futra matki, szukając ukojenia. Różyczka wbijała spojrzenie rozszerzonych oczu w swoje łapy, po chwili kładąc na nich głowę. Uszy miała cofnięte w tył, jej ogon wciąż drżał.

Spojrzenie łaciatej kotki było zamglone. Wydawała się odcięta od rzeczywistości, jednak czuła się już lepiej. Jej łapy już nie dawały o sobie znać, krew przepływała przez jej żyły spokojniej, jej oddech wyrównywał się i powracał do zwyczajnego rytmu. Teraz Lilia przyciskała głowę do jej grzbietu, muskając ją ogonem. Różyczka położyła się obok, wpatrując się osowiało w falującą granicę jeziora. Jagódka przylgnęła do boku uzdrowicielki, drgawki, które wcześniej opanowały jej drobne ciałko powoli ustępowały.

Wszystkie koty obok siebie wyglądały jak jedna wielka kępa futra. W końcu całe zgromadzenie przymknęło oczy, wkraczając do krainy snów nie zważając, że drzemią na otwartym terenie.

Chmura otworzyła oczy, twierdząc, iż znajduje się na środku polany tak delikatnie zielonej, że odbijające się od niej kolory zachodzącego słońca barwią ją na ostry odcień kwitnących narcyzów. Strumienie światła dotykały również czarno białego futra przewodniczki. Przez krzewy przeniknęła szaro brązowa, drobna sylwetka naznaczona poświatą słońca, w jej oczach błyszczały gwiazdy. Stwierdziła, że to jedna z Wiecznych Wędrowców.

1012 słów

𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz