«5» Jeden za wszystkich, wszyscy NA jednego.

52 2 0
                                    

Piękny, słoneczny poranek w centrum Grapeseed. Każdy dzień będzie piękny od kiedy uwolnili się od tego psychola. Mariusz wstał jako pierwszy, więc stwierdził że pójdzie zrobić zakupy w ich ulubionym sklepie na stacji benzynowej. W końcu trzeba zjeść porządne śniadanie przed służbą. Kupił jakiś chleb, płatki i chipsy. Raczej nie będzie to najzdrowsze śniadanie, ale lepsze to niż nic. Dał za to wszystko 30 dolarów. Wracając do domu minął starą komendę. Okropne wspomnienia. Miejmy nadzieję, że niedługo zamkną tą bude. Mariusz przekroczył próg chaty, ale nigdzie nie widział Johnnego. Po chwili dziwne głosy zaczęły dobiegać z pokoju Mariusza.
- BaLuJeMy CaŁą NoC! BaLuJeMy CaŁą NoC! JeStEm RyBą! PlUm PlUm. - oczom Mariusza ukazał się Johnny. Kucający w rogu jego pokoju z piwem w ręce. Z maską ryby na głowie. Zapowiada się ciekawy dzień.
- Chłopie, ale co ty robisz, my zaraz na służbę idziemy.
- Łoo. Jaką służ.. AAA, no tak. No to idziemy nie?
- Jak ty jesteś narąbany.
- Ja jestem trzeźwy. Nie wiem o co ci chodzi. - mówi lekko podpitym głosem. - Idziemy na służbę, nic się nie stanie.
- Napewno? A co jeżeli szeryf się przypieprzy?
- Szefa nie ma. Poczekaj.. Poczekaj bo mi trochę.. OSZ KURDE. - powiedział wywracając się na ziemię.
- Jak nas wyleją z roboty przez ciebie.
- Nie wyleją. Czekaj, gdzie ty.
- Tu. - po czym Johnny dostał piękną lepe od Mariusza.
- Ała. Gdzie auto?
- W garażu. Aha. - po otwarciu drzwi garażowych ich oczom ukazał się.. Pusty garaż. Ciekawe co się stało z samochodem. - Co zrobiłeś z samochodem?
- TO NIE JAA. - krzyknął Johnny, po czym zaczął uciekać. Przebiegł na drugą stronę ulicy i.. Wsiadł do wózka widłowego.. Po tym człowieku można się spodziewać wszystkiego, a każdy jego ruch coraz bardziej to pokazuje.
- Tym pojedziemy na służbę?
- Pakuj się do mnie. - po tych słowach Johnny wziął Mariusza pod pachę i ruszyli. Wózkiem widłowym. W stronę komendy Harmony. Drugi dzień w nowym miejscu, a ci już odwalają maniane. Johnny dalej będąc pijanym próbuje wcisnąć Mariuszowi kit, że samochód został ukradziony. - No bo przyszedł szeryf i zabrał. Powiedział, że ciebie nienawidzi, napluł na mnie i odjechał naszym golfem.
- Ty mówisz serio czy wymyślasz tą historię?
- Może serio, może nie..
- Dobra mów, co żeś zrobił z naszym samochodem.
- No na złom poszedł.
- A co z pieniędzmi?
- No na piwo poszło. OSZ KURDE. - krzyknął Johnny po czym spowodował wypadek. Im się nic nie stało, gorzej z drugim samochodem. Lecz Johnny się tym nie przejął i bez zatrzymywania się pojechał dalej.
- Chłopie prawie go zabiłeś!
- Na spokojnie. Na alkohol poszło.
- Aha, no to nie mamy pieniędzy na podatki, a ty na alkohol wydajesz.
- Spokojnie, ja jestem człowiekiem biznesu. Na uber eats'ie będziemy jeździć. - powiedział Johnny. W końcu dojechali na komendę. Przy okazji wjeżdżając w mur. Przed wejściem stał sierżant, który poprzedniego dnia ich przyjął.
- Dzień dobry panowie. Ale czym wy przyjechaliście. - mówi próbować nie udusić się ze śmiechu.
- Dzień dobry. Nie ważne. Jesteśmy trzeźwi. - próbował zapewnić go Mariusz.
- Dzień dobry. Myyy.. Eee.. Dopiero z budowy przyjechaliśmy. - powiedział Johnny.
- On jest trzeźwy.
- No dobrze panowie. - mówi sierżant nadal dusząc się ze śmiechu. - Macie szczęście że dzisiaj szeryfa nie ma.
- Spokojnie panie sierżancie. On jest trzeźwy. Trzeźwy jest. - nadal zapewnia go Mariusz. Sierżant chyba mu nie wierzy, ale przynajmniej udaje.
- Pan sierżant też pijany, zaraz pana alkomatem sprawdzę. - wyrwał się Johnny.
- Ale spokojnie panowie. Ja tam.. Ja tam nic szefow.. Szeryfowi nie ten, ten no.. - nie umie się wysłowić.
- No, no, idź, idź. - wygania go z biura Mariusz. Johnny przebrał się szybciej i wyszedł z biura. Po chwili wychodzi również Mariusz, a jego oczom.. A raczej uszom rzuca się taka rozmowa.
- Ciongciongciongciongciong. - mówi.. Czy coś w tym stylu robi Johnny.
- Ciongcingciangciongciaciu. - w ten sam sposób odpowiada mu sierżant.
- Ciangciungciang, ciągnij drut jedziemy. - powiedział Johnny.
- Johnny, ty się dobrze czujesz? - zapytał Mariusz śmiechem.
- Nie. - odpowiedział z uśmiechem.
- No my gadaliśmy po chińsku, ja też się kiedyś uczyłem. - powiedział sierżant.
- Skoro szeryfa nie ma, to kto dzisiaj dowodzi? - zapytał Mariusz ignorując głupie odpały Johnnego.
- No ja dzisiaj dowodzę. - odpowiedział sierżant.
- O, to możemy pojechać dzisiaj tym nowym SUV'em zamiast tym starym?
- No właśnie miałem wam mówić, abyście wzięli sobie tego nowego.
- O, dziękujemy bardzo sierżancie.
- Walnij się w łeb sierżancie. - wystrzelił Johnny.
- Johnny zamknij się. On żartował sierżancie! - zapewnił go Mariusz.
- Nawzajem. - odparł sierżant. Wsiedli do nowego radiowozu. Elektryk. Tak czy siak ładny.
- Dobra zgłaszaj. - powiedział Mariusz.
- A bo my mamy nowy numer teraz. Boy 491, status 5, 10-8. - klasycznie zgłosił na radiu, tym razem z nowym numerem.
- Ej bo nasi chyba za nami jadą.
- Yyyyy, supervisor do boy.. Yyyy.. Do boya. - sierżant nieumiejętnie próbował skontaktować się z chłopakami. Ci wybuchli śmiechem. - Mam dla was wezwanie, dostaliśmy zgłoszenie o pijanym kierowcy, udajcie się tam. - powiedział sierżant.
- To do nas było? - zapytał Johnny próbując się nie śmiać.
- Przyjął, zapomniałem waszej jednostki.
- Gdzie?
- A. Nożownik.
- Przyjąłem, a gdzie ten nożownik?
- A, yyy, na parkingu przy stacji. Dokładniej przy tych takich marketach, przy stacji.
- Przyjął. Boy 491, 10-5 na ostatnie wezwanie.
- Ej Johnny, dziwnie się czuje nie słysząc dźwięku silnika. - powiedział Mariusz.
- Spokojnie, ja będę udawał. - po tym Johnny zaczął wydawać z siebie dźwięki, które chyba miały przypominać silnik. Brzmiał bardziej jak rozjechany, duszący się kot. Ale pomińmy ten fakt. - Ten sierżant jest pijany. Tak mi się wydaje.
- A ty jaki niby jesteś? Trzeźwy? - zargumentował go Mariusz.
- Ja jestem al dente to po pierwsze, a po drugie to było piwo prawie bezalkoholowe.
- PRAWIE. - podkreślił śmiejąc się. Zajechali na podany w korespondencji parking. Okazało się że był to pijany mężczyzna z nożem. Czyli połączenie tego co powiedział sierżant. To się nazywa combo.
- Supervisor do boya 940.. 904. Prosimy.. Emm.. Jeżeli będziecie potrzebować wsparcia to informujcie mnie o tym.
- Przyjął. - szybko odpowiedział Mariusz ciągle celując do napastnika, który zygzakiem kierował się w jego stronę. - Rzuć tą broń! Powiedziałem rzuć ten nóż! - po tych słowach napastnik rzucił się w stronę Mariusza. Ten na szczęście zrobił unik i przywalił mu pistoletem w głowę. O mały włos a skończył by z nożem między żebrami.
- Shot fire, shot fire. - zgłosili chórkiem na radiu.
- Encore 15, potrzebujecie wsparcia?
- Negatywnie. Negative. - odpowiedział Mariusz.
- NEGATYWNIE BHAHAHA. - zareagował na to Johnny.
- Supervisor, wysyłam ambulans oraz k.. na waszą lokalizacjeeee.
- On jest pijany. - stwierdził Mariusz. Nagle patrzy, a Johnny wyciągnął młotek z samochodu. - A ty co robisz, ogarnij się.
- Trepanacja czaski.. Czaszki, nigdy nie widziałeś? - po tych słowach schylił się i zaczął walić młotkiem. Ale nie w głowę napastnika. Tylko w krawężnik.
- Ale co ty asfalt bijesz.
- Jak asfa.. A no trochę mi się rozjechało.
- Ty też jesteś pijany. Dobra, schowaj ten młotek.
- Schowałem. Do kieszeni od spodni. A ty co się kurwa patrzysz zza tego okna?!
- Johnny.. To jest manekin.
- A.
- Dobra, wezwałeś koronera?
- Sierżant wezwał.
- Supervisor do boy 409, jednak wezwiemy do was koroner, wszystkie ambulanse są zajęte obecnie.
- Przyjąłem. - odpowiedział Johnny.
- On jest głupi, przecież my jesteśmy 491.
- On jest inny.
- Zresztą i tak chyba nie ma takiego numeru na patrolu, no to będziemy my. - mówi podśmiechując. Akurat na parking zajechał biały van. - Ty to oni?
- Legitymujemy państwa.
- Dzień dobry. Można prosić o indentyfikator?
- Dzień dobry, tak jasne. Proszę. - podaje mu indentyfikator.
- Dobra, wszystko się zgadza. Tam ma pan denata.
- W czarny worek go pociachać na części i do domu. - powiedział Johnny.
- Johnny, ogarnij się bo nas wyleją. - powiedział zirytowany. - Dobrze, asekurować tu pana czy możemy już jechać?
- Możecie jechać. - odpowiedział facet z koronera.
- Świeci się panu łysa glaca, dowidzenia. - powiedział Johnny po czym udał się w stronę radiowozu.
- Boże ty jesteś debilem. - nagle podjechał inny radiowóz.
- Wszystko w porządku? - zapytał kierowca.
- Tak, w porządku. - odpowiedział mu Mariusz.
- NIE, KIEROWCA TO IDIOTA. - krzyknął za nim Johnny, ale tamten już tego nie usłyszał.
- Przestań tak gadać bo zaraz cie wydupce z auta. - powiedział przez zęby.
- A ty zaraz będziesz wracał na piechotę.
- Ale to ty jesteś pasażerem. - powiedział śmiechem.
- A wypchnąć cię z auta?
- Przestań. - dalej się tak droczyli. Reszta patrolu mijała w miarę spokojnie. Do czasu.. Zostali zwołani przez sierżanta na komendę. Dostali informacje o niezidentyfikowanej aktywności gangu - Lostów. I dostali polecenie o rozbiciu ich. Johnny chciał już tam wjeżdżać wojskiem, ale dostali polecenie by zrobić to undercover. Przy okazji Johnny podroczył się z sierżantem. Poszli się przebrać, ale Johnny chyba nie wziął tej akcji na poważnie. Ubrał maskę psa. I zaczął szczekać. Dojechali na miejsce, chwile się poskradali, ale zostali odkryci. Mariusz podał się za jakiegoś "nadzorcę" który miał niby pilnować ich pracy. Nie łyknęli tego. Zaczęła się strzelanina, wszystko szło w porządku.
Mariusz za bardzo się wychylił i został postrzelony. Wszystko widział i słyszał jak zza mgłą. Pamieta jak zestresowany Johnny zawoził go do szpitala i w międzyczasie kontaktował się z supervisor'em.
- Johnny.. Nogi nie czuję.. Wykrwawiam się..
- Wyrąbane, jedziemy of road'em. Dla ciebie wszystko.
- Ale po co jak obok mamy drogę. - śmieje się resztkami sił.
- Będzie szybciej, zaufaj mi. - zapewnił go Johnny. Potem jedyne co pamięta, to rozmowę lekarzy, że potrzebna będzie operacja.

Mariusz Tarkowski - od kadeta po szeryfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz