Próba

13 1 0
                                    

Słońce powoli zaglądało do pokoju bruneta oświecając bukiet słoneczników stojący na stole.
- Ale łeb mnie boli. - mruknął zmieszany. Nie pamiętał co się stało przedniego dnia, lecz czuł jakby miał zaraz umrzeć.
- Zdechne z bólu zaraz. - wymamrotał.
- Umrzesz?! To ty wczoraj prawie umarłeś. - rzekł głos koło niego i nagle zobaczył rudego.
- O! Ujrzałem anioła. - powiedział pół przytomnie lekko się śmiejąc.
- To nie czas na żarty! Wczoraj było z tobą tragicznie. Alkohol, leki, pocięte ręce. Wczoraj to przesadziłeś. - rzekł poważnie niebiesko oki. Brunet tylko spojrzał na nadgarstki, które były owinięte brudnymi bandazami i uświadomił sobie, że rudy chyba miał rację. Aby dupuscic go do zobaczenia jego w tak tragicznym stanie? Nie do pomyślenia.
- Zmienię ci bandaże. - rzekł rudy i poszedł po apteczkę.
- Wczoraj... Byłem bardzo blisko śmierci...
- No wow. - mruknął zirytowany rudy.
- Pamiętam, że ujrzałem Odasaku... Był słoneczny dzień, a w okół było tylko żółte pole. Uśmiechał się do mnie, a ja próbowałem do niego biec, lecz spadłem i obudziłem się z ogromnym bólem głowy.
Rudy nic nie odpowiedział tylko nadal zawijał bandaze. Po czym zaczął robić mu śniadanie.
- Czy to dzień pomocy dla samobójców? - zaśmiał się brunet.
- Jeszcze raz piśniesz słowo, a mówię ci że wyjdę stąd natychmiast.
Po tych słowach bruneta już nie powiedział ani słowa.

Po chwili rudy przyniósł mu śniadanie do łóżka, a ten pociągnął go za kołnierz i pocałował. Niebiesko oki się tylko zarumienił, lecz nic nie powiedział. Gdy brunet zjadł śniadanie rudy wstał i rzekł:
- Dzisiaj o dwunastej tu przyjdę.
- Po co?
- Niespodzianka.

Wrócił idealnie o dwunastej.
- Chuuya! Umieram!
- Co?! - krzyknął z przerażenia i szybko podbiegł do bruneta.
- Nie umiem zawiązać bandaży. - wył i płakał. Rzeczywiście leżał i płakał, a całe łóżko było w bandażach i plamach od krwi.
- Matko, z tobą jak z dzieckiem. - powiedział i natychmiast zawiązał mu bandaże i posprzątał śmieci.
- Choć, zabieram cie na wycieczkę. - rzekł, a w oczach bruneta zaświeciły się gwiazdeczki zachwytu, lecz nagle znikły gdy zobaczył czerwony motor.
- Nie ma mowy, że...
- Pojedziesz bez słowa. Tylko się mnie mocno trzymaj, bo będzie z ciebie placek na asfalcie.
- Nie pomagasz Chuuya.

W końcu pojechali. Brunet przez połowę drogi krzyczał w niebogłosy i miał zamknięte oczy, dlatego nie wiedział gdzie jadą. Po długiej podróży wreszcie się zatrzymali.
- Dazai, zamknij oczy. - brunet zdjął kask i zamknął oczy, a rudy zaprowadził go do pewnego miejsca.
- Możesz otworzyć.
Brązowo oki otworzył oczy i ujrzał cudowny blask żółych słoneczników.
- To pole słoneczników! Odasaku już lecę! - krzyknął i zaczął biec.
- Dazai! - rudy biegł za nim, trudno było go dogonić, lecz w końcu go złapał.
- Oda nie żyje! Zrozum to w końcu! Czy ja dla ciebie jestem nikim?! - krzyczał i trząsł bruneta, lecz nic nie odpowiadał, aż w końcu zaczął płakać.
- Ja... Ja... chce umrzeć... ale... ale ja... ja... cie kocham... - mówił przez łzy. - Ja chce umrzeć! - krzyknął.
- Nie, nie, ty nie chcesz umierać. Ty tylko nie chcesz cierpieć. - uspokajał go rudy.
- Nie prawda! Ja chce umrzeć! Nie chce istnieć! Zostaw mnie!
Rudy nic nie mówił, lecz nadal go trzymał i go przytulił. Lekko się kołysając próbował uspokoić wyższego chłopaka. Po pewnym czasie brunet się uspokoił i przestał płakać. Rudy przestał go przytulać i trzymał jego twarz przed jego twarzą.
- Słuchaj mnie. Ja nigdy cie nie zostawię, nawet jak powiesz: Nie cierpię cie, odejdź. To ja i tak nie odejdę. Rozumiesz? - powiedział poważnie błękitno oki.
- Dziękuję. - rzekł jeszcze w lekkim płaczu brunet i pocałował rudego.

Gdy Umrą Słoneczniki |Soukoku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz