Rozdział 4 - ruda

72 10 8
                                    

Oficjalnie cofam moje słowa. Nie lubię Ramosa i nigdy lubić nie będę. Ten człowiek jest jakiś chory, na pewno potrzebuje psychiatry, albo nawet nie, jest już za późno.

Jeszcze lekcje się nie skończyły, a ja już mam dość.

─ Sekta to grzech, ciężki grzech ─ zaczęła katechetka bawiąc się swoim niebiańskim długopisem.

No cholera mnie zaraz trafi, znam to już na pamięć, co lekcje to powtarza. Jeśli tak dalej będzie to ja naprawdę dołączę do jakiejś sekty.

─ Sergio, chcesz coś powiedzieć? ─ pyta kiedy ten zaczyna się śmiać, ale tak naprawdę śmiać. Ryknął niczym jakiś goryl.

─ Nie ─ szepcze próbując się nie udusić.

─ Co nie? ─ lekko się oburzyła. Ruda nie toleruje czegoś takiego, do niej trzeba kulturalnie ─ Do nauczycielki się tak zwracać?!

Ramos chciał coś dodać, ale kobieta rzuciła w nim biblią, która leżała na biurku.

Ma cela. Trafiła prosto w głowę.

─ Ona jest psychicznie zjebana ─ jęczy Sergio mrużąc oczy. Chłopak nienawidzi jej całym sercem i w sumie nie tylko sercem.

─ Jaka jestem? ─ pyta podchodząc do ławki. Na moje szczęście, albo też nie, zatrzymuje się obok mnie. Dosłownie dzielą mnie milimetry od jej jakby to delikatnie powiedzieć, od jej dupy.

─ Jest pani najwspanialszą katechetką na świecie ─ mówi Cristiano uderzając łokciem Ramosa żeby się już nie odzywał. Prawdopodobnie nie chce aby krzyczała przez kolejne dwadzieścia minut, że to nie mamy do niej żadnego szacunku.

─ Masz szczęście ─ marszczy brwi i odchodzi.

Lekcja mija bez żadnych problemów, no może gdyby nie to, że ta wiedźma bez serca zaczęła przypierdzieliła się do mnie o to, że wyglądam jak gej. No co ja na to poradzę.

***
Próbuję właśnie dostać się do mieszkania, ale jakiś menel mi na to nie pozwala. Zdecydowanie za dużo ich w tej okolicy.

─ Może piękna pani chce się co nieco? ─ pyta nie odstępując ode mnie ani na krok.

─ Jestem mężczyzną ─ mówię i odsuwam się od mężczyzny, który śmierdzi jakąś tanią wódką i potem.

─ Nie oszukuj mnie skarbie ─ za żadne skarby nie chce odpuścić.

Modlę się w duchu aby nagle pojawił się taki Ramos i wybawił mnie tak jak wcześniej, albo nie, sam dam radę.

─ Mam panu pokazać? ─ spoglądam na niego, wygląda jakby zaczynał mi wierzyć.

Mężczyzna się zatrzymuje i lekko przechyla głowę, ja natomiast wpadam na genialny pomysł, nawet nie wiem czemu wcześniej o tym nie pomyślałem.

Zaczynam uciekać i wiecie co?

No oczywiście, że za mną biegnie.

Ja to naprawdę mam szczęście do jakiś chorych zboków.

W końcu udaje mi się dotrzeć pod drzwi mieszkania, wkładam dłoń do kieszeni kurtki, w której powinien znajdować się klucz.

Macie rację, nie ma go.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 16 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Molim || lukamos? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz