X

1K 38 100
                                    

Katarzyna leżała na posłaniu z wysokiej trawy, ciepłej od nagrzanej lipcowym słońcem ziemi. Powietrze pachniało chłodnym wiatrem, drobnym deszczem i cudnym, odurzającym zapachem bzu, który uwodził jej nozdrza. Wierzchem dłoni przeczesywała delikatnie źdźbła, uważając na zakwitłe stokrotki, z których maman zwykła pleść jej wianki podczas pobytu na letnisku w Truskawcu.

Przebudziło ją uczucie ciepła na policzku, rozgrzewające i miłe jak czuły pocałunek. Otworzyła oczy, wciąż jeszcze błądząc wzrokiem w poszukiwaniu czystego nieba i tego poczucia błogiego spokoju, które ją opuściło bezpowrotnie. Poruszyła lekko zaschniętymi ustami, odzyskując świadomość.

Poprzednia noc...

„Zdarzyła się naprawdę", pomyślała, a kącik jej warg drgnął w uśmiechu. Westchnęła głęboko, czując jak na nowo zaczyna pulsować w niej ta rozkoszna fala gorąca, która wypełniła w nocy całe jej ciało, aż po końcówki rudych loków, które teraz wachlarzem rozsypały się na poduszce.

„Jak cudownie, cudownie, Boże mój", powtarzała w duchu, nie mogąc się pozbyć tego uczucia szczęścia, które niespodziewanie zadomowiło się w jej sercu. Obserwując unoszące się drobinki kurzu, uniosła w górę dłonie i zaczęła wygrywać na palcach walca minutowego. Każdy dźwięk żywo odmalowywał się w jej głowie, wybrzmiewając prawdziwie i pięknie.

Gdy skończyła się melodia, odwróciła się, naciągając na siebie pościel i ruchem dłoni sprawdziła drugą część łóżka. Napotkała samo prześcieradło, jeszcze ciepłe. Zmrużyła oczy, nie spodziewając się, że Maciej zostawi ją tak z samego rana. Odwróciła głowę i szukała wzrokiem śladów jego obecności. Dostrzegając już wyraźnie, iż była w pokoju sama, poczuła olbrzymią pustkę, ale i częściową ulgę. Na samą myśl o upojnej nocy, oblewała się panieńskim rumieńcem, choć dużo gorzej doskwierała jej samotność.

Przeciągnęła się w łóżku jak rasowa kotka, myśląc, iż zachowuje się jak egoistka z tak błahego powodu. Słońce wstało, a jej mąż zapewne był w drodze do pogorzelców, aby za dnia ocenić poniesione straty. Nie mniej, wciąż łaknęła mężowskich czułości, którymi wczoraj tak hojnie ją obdarzył, zatruwając głowę niemoralnym pragnieniem cielesnych uciech.

Już miała sięgnąć po dzwonek, bo strasznie chciało jej się pić, gdy drzwi się otworzyły. Rozwarła bezwiednie usta, zwilżając spragnione wargi, na których czuła jeszcze słodko-słony smak.

Maciej podszedł bliżej, początkowo oniemiały na widok Katy, skąpanej w promieniach słońca, które dodały jej cerze zdrowego wyglądu, a miedzianym puklom włosów złotego połysku.

„Piękna, piękna", pomyślał.

Ledwie świt rozświetlił cienie nocy, on już nie spał. Podziwiał śpiącą twarz swojej żony i nocnej kochanki, która zawładnęła nim, że stał się bodaj kukiełką w jej dłoniach, a którą przysiągł kochać do utraty tchu.

Nie mogąc dłużej znieść tej udręki rozstania, ruszył ku niej, niemal zapomniawszy co trzymał w ramionach. Ledwie mógł zmieścić w dłoniach naręcze świeżo ciętych róż, które od brzasku w samej tylko koszuli i w spodniach zrywał z pałacowego ogrodu.

Rzucił je na łóżko, obsypując nimi zaskoczoną Katerinę.

- Wybacz, wybacz, ukochana, że mnie przy tobie nie było jak wstałaś. - Ujął jej dłonie i ucałował.

- To wszystko dla mnie? - zapytała nieśmiało, wodząc wzrokiem od kwiatów po pogodną twarz ordynata.

Czym sobie bowiem zasłużyła, aby z rana obsypywać ją kwiatami, jakby była wykwintną primabaleriną?

Lojalista I Tom 1 & Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz