1. Michael.

206 56 140
                                    

W pewien deszczowy wieczór po pustoszejących ulicach małego miasteczka szła ciemna postać z kapturem na głowie. Na jej kolczudze widniał ledwo zauważalny znak kata. W tamtych czasach znamię na piersiach oznaczało, czym zajmuje się dany człowiek. Ten oznaczał, że postać była zabójcą na zlecenie.

Bohater wszedł do gospody „Dla zbłąkanych śmiertelników" i zajął miejsce w jej najmniej zatłoczonym kącie.

Niebawem dosiadła się do niego druga osoba, ubrana podobnie. Rzuciła swojemu rozmówcy małą sakiewkę i rozpoczęła rozmowę:

– Mam dla ciebie zadanie specjalne...

– Kogo zabić? – zapytała szybko pierwsza postać, jakby chciała mieć to wszystko już za sobą.

– Zabijać będziemy tylko w ostateczności. Masz znaleźć niejaką Elizabeth Cook i odebrać jej moją własność. Ona już będzie wiedziała, o co mi chodzi.

– O ile mi wiadomo, ta cała Elizabeth co córka włodarza? – upewnił się pierwszy człowiek.

– Owszem.

– Nie ma takiej opcji.

– Słuchaj, Michael, albo jej to odbierzesz, albo możesz już planować pogrzeb dla swojej małej siostrzyczki – warknęła druga osoba, wyciągając niezauważalnie sztylet. – To jak, podejmujesz wyzwanie?

***

Michael już od jakiegoś czasu obserwował młodą dziewczynę, która krzątała się na ganku domu włodarza. Miała piękne, złociste włosy, które opadały jej kaskadami na ramiona, oraz śmiejące się, zielone oczy. Ubrana była w jasną, zwiewną tunikę. Nie wyglądała jak złodziej czy zabójca, których to najczęściej tropił i zabijał Michael.

Mężczyzna ocknął się z zadumy i uznał, że czas najwyższy pokazać swoje pazury. Wyjął mały sztylet i, gdy Elizabeth odwróciła się do niego tyłem, szybko do niej doskoczył i przyłożył go do jej gardła.

– Oddawaj, co masz cennego, albo pożegnasz się z życiem – szepnął wprost do jej ucha, kiedy dziewczyna usiłowała się wyrwać.

– Nic nie mam, o co ci chodzi?! – zapiszczała łamiącym się głosem.

– Ty już dobrze wiesz o co – mruknął Michael, przesuwając broń do jej tętnicy. – Jesteś Elizabeth Cook, prawda? Mów!

– Co? – wyjąkała dziewczyna, będąc najwyraźniej w szoku.

– Zabrałaś własność mojego pracodawcy, a ja przychodzę to teraz odzyskać – wyjaśnił mężczyzna, zaczynając się troszeczkę denerwować.

– Nic nie mam, nie jestem Elizabeth! Mam na imię...

– Jak to nie jesteś Elizabeth?! To gdzie ona jest?! – warknął Michael, odwracając dziewczynę przodem do siebie i przyciskając ją do ściany, ciągle trzymając przy jej szyi sztylet.

– Zmarła... jakieś... dwa miesiące temu! – syknęła, ponieważ napastnik zaczął ją dusić.

– Łżesz! – warknął. Nagle z głębi domu dobiegły czyjeś kroki i przyduszony głos:

– Lucy, wszystko dobrze?

Michael nie zastanawiał się już więcej. Przejechał nożem po szyi dziewczyny i po chwili już go tam nie było. Dotarło do niego, że pracodawca go wrobił. Teraz liczyło się dla niego tylko to, aby zobaczyć małą Marie całą. I żywą.

***

Gdy Michael wpadł do starej, obskurnej chatki na obrzeżach miasteczka, już wiedział, że coś jest nie tak. Marie zawsze wybiegała mu na spotkanie, przytulała się do niego, a potem prowadziła do małego, drewnianego stołu, na którym, pomimo biedy, zawsze się coś znajdowało.

Mężczyzna został zabójcą na zlecenie tylko dla niej. Od zawsze byli biedni, a gdy dowiedział się, że jego mała siostrzyczka choruje i jeśli nie zdobędzie drogich leków, to najpewniej dziewczyna umrze w kilka dni, podjął się tej niebezpiecznej pracy. Harował jak wół, dniami i nocami, aby tylko jak najbardziej opóźnić jej śmierć. Poza nią nie miał nikogo.

Michael wbiegł po skrzypiących schodkach i otworzył z rozmachem drzwi. Przez chwilę jego serce się zatrzymało, a potem zaczęło bić w szaleńczym tempie.

Marie leżała z podciętym gardłem w kałuży swojej krwi. Jej ciało było dziwnie powykręcane. Niegdyś wesołe, błękitne oczy, teraz podszyte mgłą, wpatrywały się pusto w niebo. Musiała nie żyć od kilku godzin.

– Michael, Michael, Michael – zaśmiał się czyjś głos, w którym mężczyzna rozpoznał swojego pracodawcę. – Nigdy nie byłeś dość inteligentny, co?

– Zabiłeś ją – warknął bohater, jednak w jego głosie słychać było żal.

– Wiesz dlaczego? – zapytał, a gdy uzyskał przeczącą odpowiedź, kontynuował:

– Dlatego, że to ty ukradłeś moją własność. Klejnoty Króla, pamiętasz? Zabrałeś je, aby kupić dla niej leki. Zapłaciła życiem za twoją głupotę. A ty – mówiąc to, wyciągnął zza pasa miecz – Skończysz tak jak ona.

Michael nie miał siły, by się temu sprzeciwić. Śmierć Marie sprawiła, że nie mógł zrobić nic, prócz wpatrywania się w jej zimne ciało. Poczuł tylko, jak ostrze przecina mu tętnicę. Potem była już tylko ciemność. 

CICHY ZABÓJCA [one-shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz