XI

1.2K 39 73
                                        

Okres żniw rozpoczął się na dobre, ale Katarzyna z niezadowoleniem przyjmowała to, iż z każdym dniem coraz mniej dzieci pojawiało się w ochronce w Kumoszkach. Pracowały nawet dzieci, które ledwie odrosły od krawędzi pulpitu, przy którym nauczała. Przetarła jego krawędź, jakby szukała na nim kurzu i przeszła się po małej izbie lekcyjnej, odstraszająco pustej przed porą obiadową.

Sama izdebka do nauki nie była duża. Stało w niej kilka dębowych ławek po obu stronach, na których przymocowano tabliczki z drewnianą ramką. To na nich pod czujnym, ale łagodnym okiem Katy, dzieci uczyły się pisać kredą polskie litery, bo rodziców tejże dziatwy nie stać byłoby na zakup kałamarzy, drogiego papieru, czy innych przyborów szkolnych. Przy wyjściu z izby ustawiono zaś „oślą ławkę", nieco krótszą od pozostałych i bez oparcia. Hrabina nigdy nie odesłała tam żadnego, nawet najbardziej niesfornego dziecka. Kupiła większość swoim ciepłym stosunkiem, spokojem i okazywaną dobrocią. Broń Boże, gdyby miała użyć na nich rózgi. Kazała siostrom zakonnym usunąć wykonaną z włókien konopnych dyscyplinę z sali edukacyjnej jak tylko pojawiła się w niej pierwszego dnia. To narzędzie tortur przyprawiało ją o mdłości.

Zgodnie z założeniami "nowego wychowania", które wzięła sobie do serca po przeczytaniu dostępnych w języku angielskim bądź francuskim publikacji, sprzeciwiła się tresurze dzieci podług jednej modły. Podchodziła do każdego ucznia serdecznie, akceptowała jego ułomności i nie stosowała cielesnych kar, licząc na to, że jeśli zasieje w ich umysłach dobre wzorce, podobnie jak z ziarna rzucone na pole, będą rosły z jej pomocą niczym dorodny plony.

W honorowym miejscu na ścianie wisiał znienawidzony przez Polaków portret cara Mikołaja II Romanowa, od którego starano się odwracać wzrok, choć tutejsi chłopi patrzyli nań przychylniej, pamiętając, iż to "od Ruska" otrzymali grunty i to on ich spod jarzma pańszczyźnianego wyzwolił. W sali znajdowały się również mapy, przede wszystkim Imperium Rosyjskiego i Kraju Nadwiślańskiego, duże liczydło, tablica, olbrzymie dębowe szafy z przeszkleniem i stare, nienastrojone pianino, przy którym Katarzyna czasami zasiadała, by zamęczać dzieci nudnym mazurem.

"Muszę wezwać stroiciela", pomyślała, a natychmiast przypomniał jej się żart, który usłyszała od pana Cetnera, pijąc popołudniową herbatkę razem z panią Lange i rezydentami na polanie przed pałacem. Tubalny, niski głos kamerdynera zaciekawił nawet dwa psy łowcze hrabiego, rasy hart, o łagodnych imionach Alt i Sopran, które wylegiwały się w cieniu, leżąc spokojnie pod nogami hrabiny.

- "No i jaką niespodziankę sprawiła sobie na imieniny Pańska córka?", pyta mężczyzna, popalając cygaro. Na to drugi z dżentelmenów odpowiada: "Najlepszą, drogi panie. Bez mej wiedzy nauczyła się męczyć fortepian. Na drugi rok poproszę potajemnie o zatyczki dla uszu".

Towarzystwo zarechotało, w tym zazwyczaj małomówna i spokojna panna respektowa Konstancja, kobieta pulchna, posunięta w latach i z brakiem widoków na zamążpójście, ale nie wydawała się z tego powodu smutna jak upiorna podopieczna ciotki Józefy. Katy pomyślała nawet, że zazdrości jej swobody, jaką zagwarantował jej dziedzic, bo poruszała się po pałacu nad wyraz swobodnie. Zaś pan Bernard Borowski, korzystając z lepszego samopoczucia, bo ostatnimi czasy nieco podupadł na zdrowiu, w jasnym tużurku wystawiał nos do słońca, na który założył najnowszy model okularów z przyciemnioną szybką.

- Tego nie słyszałam - przyznała Konstancja.

- Niech pan uraczy nas czymś jeszcze, panie Mieczysławie - poprosiła ochmistrzyni, przecierając mokre od łez oczy.

- Ja także chętnie posłucham - wtrąciła Katy, odpychając od siebie upalne powietrze wachlarzem, bo czuła, że jej włosy pod kapeluszem już ją mokre.

Lojalista I Romans Historyczny Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz