Rozdział 17

102 13 14
                                        

Tego dnia rano poczułam się na tyle na siłach by zejść na wspólne śniadanie z rodzicami. Tata siedział już w jeadlni przeglądając jakieś dokumenty do pracy, a mamy jeszcze nie było. Zajęłam miejsce przy stole skubiąc rogalika. Mój apetyt nie miał się ostatnio dobrze, czasami posiłki były walką by zjeść cokolwiek.

W pewnym momencie mama wpadła do jadalni jak kula armatnia. Jest postawa była opanowana i spokojna, za spokojna. Kiedy mama była naprawdę wkurzona, nie krzyczała i nie okazywała emocji, była przerażająco spokojna i lodowata w obejściu. Tak jak teraz. Jej oczy zdradzały drzemiącą w niej furię i wściekłość, które nią targały, ale na zewnątrz nie było widać żadnych tego oznak. To było najbardziej niebezpieczne wcielenie mojej matki. Wydarzyło się coś złego, wiedziałam to już teraz.

Mama położyła na stole najnowsze wydanie gazety. i podsunęła je w moją stronę bez słowa. Bałam się spojrzeć na nagłówek na pierwszej stronie, bo już wiedziałam, że nie będzie on zwiastował niczego dobrego. Jednak nie była przygotowana na to co zawierał artykuł na pierwszej stronie.

Czułam się jakby świat ujechał mi spod stóp, a w pomieszczeniu nagle nie było tlenu. Moja klatka piersiowa walczyła o oddech, a ja bałam się, że naprawdę zaraz się uduszę. Świat wokół mnie jakby nagle się zatrzymał, by po chwili ruszyć z zawrotną prędkością od której zaczyna się kręcić w głowie. To nie była prawda, to nie mogło się dziać naprawdę. Może to zły koszmar? Na pewno tak. Zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku, prawda? Niestety artykuł przede mną był niezmienny, a ja się nie budziłam.

Na pierwszej stronie gazety widniało wielki zdjęcie mnie i Vanessy, zrobione tego dnia kiedy byłyśmy w parku na pikniku. Dobrze pamiętałam moment w którym zrobiono to zdjęcie. Stałyśmy pod wiśnią i... całowałyśmy się. W gazecie na pierwszej stronie widniało wielkie zdjęcie naszej całującej się dwójki. Co gorsze, moja twarz była idealnie widoczna i nie było żadnych wątpliwości co do tego, że to byłam ja.

"Młodzi kawalerowie mogą sobie odpusić zaloty, panienka Clermont preferuje dziewczyny"

Bałam się podnieść wzrok znad gazety, chcąc uniknąć konfrontacji z rodzicami, mimo że wiedziałam, że to niemożliwe. Nie było ucieczki, wiedziałam, że od tego się nie wywinę, nie dam rady tego wytłumaczyć. Byłam na straconej pozycji, wszystko co tak bardzo staram się ukryć się wydało. Bałam się tego co teraz nastąpi, rodzice nie byli tolerancyjni, jeśli wszystkie moje dotychczasowe skandale uważali za poważne, to teraz było całkowicie poza skalą. Nie wiedziałam czy będzie co z tego ratować. Szykował się koszmar z armagedon.

Jak do tego doszło? Byłyśmy przecież takie ostrożne, ktoś z ukrycia musiał nam zrobić zdjęcie, bo przysięgam, że nikogo wtedy tam nie widziałam.

Odwlekając najdłużej jak się to dało, w końcu musiałam podnieść głowę i spojrzeć na rodziców. Tata też już zdążył zobaczyć artykuł i stał obok mamy z taką samą wściekłą postawą. Nic nie mówili, patrzyli tylko na mnie lodowatym wzrokiem, pełnym złości i szału. Nie rozpoznałam w nich teraz moich rodziców, jakbym nie była ich córką, którą próbują zrozumieć i wesprzeć, tylko osobą, która zniszczyła wszystko co mieli. Może tak właśnie teraz uważali? Może zawsze tacy byli w stosunku do mnie, tylko do tej pory ja tego nie zauważałam?

- Co masz do powiedzenia moja droga? - zapytała mnie lodowato matka, a jej oczy przewiercały mi duszę.

Co mogłam teraz powiedzieć? Czy miało jakikolwiek sens się teraz bronić i cokolwiek tłumaczyć? Przecież wszystkie karty były już odkryte na stole, rodzice i tak nie przyjęliby żadnych moich wytłumaczeń i nie próbowali by mnie zrozumieć, więc nie miałam nic więcej do powiedzenia. Dlatego milczałam.

Fallen CinderellaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz