Prolog

269 16 4
                                    

Nigdy nie bała się ciemności.

Bardziej przerażały ją obrazy, które pojawiały się znikąd. Zaskakiwały, obezwładniały, rzucały na kolana. Nigdy nie wiedziała, co się będzie kryło za osłoną nocy. Szykowała się na sztylety, jej ciało napinało się do granic możliwości. Nasłuchiwała każdego szmeru, była czujna. Czuła ciężki fetor wspomnień, nawiedzający ją falami.

Gdy pierwsze odrętwienie i otępienie przemijało, dopiero wtedy zaczynała pojmować, że tutaj nic złego nie może się jej stać. Była w swoich własnych, czterech ścianach. Ten lęk dawno powinien przeminąć, przestawać rozdrapywać zaropiałe rany. Przecież minęło tyle lat...

Kiedy zamykała oczy, od razu pod powiekami pojawiał się mdły obraz jej rodzinnego miasta. Czuła na sobie gorące, Kalifornijskie promienie, widziała przyjaciół, który do niej machali radośnie. W domu, przy parującym kubku herbaty czekała matka. Zawsze w tym momencie po jej śpiącym ciele rozchodziła się fala bezpieczeństwa. Lecz nawet ta, wyimaginowana sielanka, wyciągnięta gdzieś z krańców pamięci, nie trwała długo. Budziła się z krzykiem, czując na plecach nieprzyjemnie przylepioną koszulkę mokrą od potu.

Zawsze tak się kończyło, co noc, przez całe pięć lat.

Nic już nie będzie takie, jak dawniej.

Wiedziała, że tylko pustka zapełni miejsce jej wspomnień.

Losie, okropny losie, co masz zamiar zrobić z ludźmi, których połączyłeś w nieodpowiednim czasie? Dlaczego dałeś im szczęście, a potem szybko odebrałeś? Czy aż taką wielką uciechę sprawia ci obserwowanie dwóch, samotnych serc, trwających w letargu? Czemu nie pozwolisz spotkać się im, choć na chwilę, aby znów mogli poczuć tą więź, splątać się przezroczystą nicią przeznaczenia?

A zegar wybijał godziny jak rzeźnicki topór.

Czasami pytała siebie samą, czy jest szczęśliwa. Na początku odpowiedź zdawała się być oczywista - miała dom, rodzinę, kochającego męża, dwójkę cudownych dzieci. Ale pomimo tego, czegoś jej brakowało. Tej małej cząstki, która została jej brutalnie odebrana.

Cały pokój wypełniały jej myśli, były one ciężkie. Jak czarna chmura ołowiu, przez która nie da się oddychać.

Odwróciła się na drugi bok.

Była pewna, że śpi jednak on był jej strażnikiem złych myśli. Ujrzała jego oczy, niebieskie z nutą soczystej zieleni, w których obijała się srebrzysta poświata księżyca.

On też nie mógł spać tej nocy.

Keep me in your memoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz