Przyjechaliśmy całą klasą na działkę kolegi na zakończenie roku oczywiście nie oficjalne .Działka była gigantyczna a dookoła były posadzone
Choinki od choinki od choinek do płotu był metr szerokości i my z zajebistymi pomysłami zrobiliśmy tam przejścia wzieliśmy kije i byliśmy dwoma dzikimi plemionami . Ale akcja miała dopiero się zacząć wnieśli pokrojone arbuzy z kostkami lodu i kim by było przeciwne plemię gdyby tego nie wykorzystali lód a głównie ich dowódca Czarek wrzucał nam kostki pod koszulki to ja to wykorzystałem i podbiegłem do niego z jedną kostką lodu i pewnie nikt mi nie uwierzy ale gdy nią rzuciłem go on się położył na ziemi zaczął płakać obróciłem się a tam biegła jego wściekła matka niczym grany złapała mnie ale ja jej uciekłem i jak najszybciej opuściłem działkę kolegi. że względu na cenzurę nie napiszę co było dalej, ale dopiero po 3 miesiącach dowiedziałem się że jego matka myślała że walnołem go badylem i pojechali do szpitala i chyba nic nie zdiagnozowali ale powinni zdiagnozować ciężki przypadek mamisyństwa i nad opiekuńczości .