1.

18.9K 293 63
                                    

LILY

- Lily, zbieraj się już, jesteśmy prawie spóźnione! - krzyczy mama z dołu naszego domu.

Jestem właśnie w trakcie robienia codziennego makijażu, a wszystko wokół tylko potęguje odczucie irytacji. Mama już drugi raz mnie pogania, przez co nie mogę do końca dobrze się skupić na tym co robię. Nałożyła na mnie presję i już od samego rana chodzę ze złym humorem.

- Już schodzę! - odkrzykuję, mając pomalowane jedno oko do połowy i myśląc nad tym, jak się dziś ubiorę.

Odkąd pamiętam, bardzo nie lubię się spóźniać albo jeżeli ktoś to robi, ale w tym wypadku miałam to gdzieś. Mama uważa, że spędzam za dużo czasu w domu i przyda mi się odpoczynek od oglądania Plotkary na przemian z filmami Marvela. Ja uważam wręcz przeciwnie.

Od takiego cuda odpoczynek nie jest potrzebny. Nigdy.

Maluję rzęsy na drugim oku i przejeżdżam błyszczykiem po ustach. Przeglądam się w lustrze, rozczesuję włosy (bo wyglądają jakby strzelił w nie piorun) i przechodzę do wybierania stroju. Po chwili namysłu decyduję się na zwykłe czarne dresy i do tego białą bluzkę z dekoltem w literę „V". Narzucam na to jeszcze czarną bluzę z kapturem, bo dzisiejsza pogoda w Nowym Jorku nie napawa entuzjazmem.

Na koniec psikam się ulubionymi perfumami, o zapachu kwiatu wiśni i decyduję, że jestem gotowa do wyjścia. Tak naprawdę słowo „gotowa" jest złym stwierdzeniem, ale już nie mam możliwości odmówienia i muszę jechać na ten przeklęty obóz.

Schodzę po schodach na dół i widzę mamę czekająca na mnie z moim ulubionym śniadaniem, czyli tostami. Tak, możecie pomyśleć, że to banalne, ale wiecie jak tosty zawsze dobrze smakują? Nieważne o której godzinie, one po prostu zawsze są pyszne.

- Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli nie pośpieszysz się z tym śniadaniem, to zaraz odjedzie ci autokar, a ty będziesz mi winna dwa tysiące dolarów ? - zadaje mi pytanie kobieta, a na jej twarzy maluje się złośliwy wyraz.

- Już chyba wolę ci zapłacić niż spędzać czas z ludźmi, z którymi i tak się pewnie nie dogadam.

To nie tak, że jestem aspołeczna (No dobra, może trochę tak), ale mam dwójkę przyjaciół, z którymi przyjaźnię się od pierwszej klasy liceum. Z Cameronem poznaliśmy się, gdy na stołówce szkolnej, pierwszego dnia, wylałam na niego sok jabłkowy.

Widziałam, że był wkurwiony, ale mimo to powiedział tylko:

- Mam nadzieje, kochanie, że masz na koncie grube miliony, bo ta koszulka jest z merchu mojego ulubionego zespołu, a nigdzie nie można już takiej kupić.

Po czym zaczął się śmiać i dodał, że przecież ją sobie upierze.

Natomiast z Cassie poznałyśmy się podczas lekcji hiszpańskiego, gdy kompletnie nic nie nauczyłyśmy się na sprawdzian i przez całą lekcje starałyśmy się na zmianę ściągać tak, żeby nikt nie zauważył, co wyszło z marnym skutkiem i obie wylądowałyśmy po godzinach w klasie karnej z najgorszą nauczycielką tej placówki. Evans była znana z tego, że dosłownie każdy z uczniów powodował u niej agresywną reakcje. Najlepiej było nie odzywać się przez całą lekcje i przede wszystkim nie zadawać zbędnych pytań. Nie lubiła zupełnie nikogo, bo uważała, że każdy uczeń po prostu z natury jest irytujący. Dało się do tego przyzwyczaić, ale trzeba było pamiętać, aby nie wchodzić z nią w zbędne dyskusje.

Podczas przybywania w klasie karnej przegadałyśmy niecałe piętnaście minut, doprowadzając ją tym do szału , ale tym samym dowiadując się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Później rozsiadła nas na dwa końce sali, ale udało nam się zamienić jeszcze dość dużo słów po opuszczeniu klasy. Wybrałyśmy się do kawiarni i spędziłyśmy tam ponad dwie godziny, gadając o totalnych bzdurach i upewniając się w przekonaniu, że na pewno się zaprzyjaźnimy.

WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz