Rozdział 2

6.4K 346 29
                                    

Obudziłam się godzinę przed świtem. Dom przepełniały spokój i cisza, kiedy szybko ogarniałam się w łazience i przygotowywałam się na spacer. Zarzuciłam mały plecak na ramię i schodząc po schodach, poprawiłam kaptur pomarańczowej bluzy. Choć popołudniami pogoda pozwalała jeszcze na cienkie ubrania, poranki były już chłodne, więc ocieplane dresy uważałam jako obowiązek.

Zgarnęłam termos z jagodową herbatą do plecaka, dopakowałam opakowanie czekoladowych ciasteczek i najwolniej jak potrafiłam przekręciłam zamek w drzwiach. Stary mechanizm potrafił zgrzytać jak nawiedzony, gdy został potraktowany zbyt gwałtownie, a ja chciałam uniknąć jakiekolwiek hałasu, ponieważ choć Laelia odpuściła i więcej nie namawiała mnie na zostanie w domu, tak rodzice nie pokwapili się o równą wyrozumiałość.

Dlatego obiecałam im, że nie pójdę na polanę.

I idąc właśnie żwirową ścieżką pośrodku drzew, czułam rozchodzące się po ciele poczucie winy, że ich okłamałam.

Nie wiedziałam, jak mogli oczekiwać, że zrezygnuję z jedynej rzeczy na świecie, oczywiście oprócz pieczenia, która przynosiła mi błogi spokój. Moja dusza bywała wzburzona i tylko miejsce w środku lasu, do którego czułam dziwne przyciąganie, wraz ze słodkościami, pozwalały mi opanować toczący się w środku chaos.

W pewnym stopniu rozumiałam ich obawy, ale ani razu nie spotkałam nikogo na drodze ani na polanie. Wschód słońca na polanie ze śpiewającymi wokół ptakami zawsze podziwiałam samotnie.

I myślałam, że tak zostanie, dopóki dochodząc do prześwitu między drzewami, nie usłyszałam głosów.

Natychmiast się zatrzymałam i automatycznie sięgnęłam ręką do kieszeni spodni, żeby wyjąć telefon. Na początku sądziłam, że się przesłyszałam, ale gdy wzięłam kilka kroków do przodu, głosy stały się głośniejsze, a na polanie zauważyłam dwie sylwetki.

Czmychnęłam za drzewo, po czym z mocno bijącym sercem wyjrzałam zza pnia.

– Błagam! Błagam, zostaw mnie tu! Obiecuję, że nikomu nic nie powiem!

Wstrzymałam oddech, słysząc przerażony, delikatny głos. Próbowałam dojrzeć dziewczynę, ale zasłaniał ją wysoki i potężnie zbudowany mężczyzna. Zmrużyłam oczy, chcąc się lepiej przyjrzeć i moje serce zgubiło rytm.

Mężczyzna miał na sobie skórzany, obcisły strój, zupełnie niepasujący do realiów dzisiejszej mody, a przy jego pasie widniał... Zamrugałam, bo nie wierzyłam własnym oczom.

Przy jego pasie widniał miecz!

– Nie ruszaj się – warknął mężczyzna i aż się wzdrygnęłam. Jego głos był ostry jak brzytwa. Wydawał się też trochę stłumiony, jakby materiał zasłaniał mu twarz.

Sylwetki zmieniły pozycję i pomyślałam, że śnię. Musiałam jeszcze spać, bo przecież rozgrywająca się przede mną scena nie mogła być możliwa. Nie mogła być, ponieważ w końcu rozpoznałam dziewczynę szarpiącą się w uścisku mężczyzny.

Abigail.

Pogrzebany świat | DOSTĘPNE W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz