Mar y milla

18 0 6
                                    

Wszystko zaczęło się w prowincji Girona a dokładnie w Roses gdzie mieszkam razem z przyjaciółką Kesy w małym mieszkanku oddalonym 300m od plaży. Mimo że Hiszpania znana jest głównie z malowniczych widoków to wcale kolorowo, nie jest. W mieście po zmroku jest dość niebezpiecznie. Miasto głównie rozpoznawalne z rozwiniętej turystyki jest po prostu okropne wąskie, gęste i monochromatyczne budynki zlewają się, w jedno tworząc, jeden wielki labirynt, a odnaleźć się w tym mieście to jakiś kurwa żart. Mieszkamy tam od 10 lat a ja nadal, nie mogę się znaleźć, gdy wykroczę poza obręb mojego mieszkania, jakby to powiedzieli niektórzy ''- Widać, że blondynka''. Jest to wkuwające, co niby włosy mają do charakteru czy inteligencji, może i tak NIEKTÓRE żarty o nas są zabawne to czasami, potrafią mnie doprowadzić do złości.

Jak już mówiłam mieszkam od 10 lat w Roses, miasto składające się większości z turystów. Jedyne co w tym mieście lubię to plaże i bary. Plażę są cudowne, wieczorem zachód słońca wygląda wykurwiscie. Połączenie pomarańczowego z różem na tle morza jest bardzo według mnie romantyczne, natomiast wcześnie rano wschody słońca wyglądają jeszcze lepiej, mocno światło rzucające pierwsze promienie na identyczne budynki i góry, rozświetlająca ponura noc jest najlepszym, co można zobaczyć. Często wymykam się oknem, by oglądać to cudo samotnie na plaży, siedząc na kocu. Kesy to tym domownika, który woli siedzieć zawinięta w koc i czytać, a gdy już wyjdzie z domu, to nie potrafi do niego, wróci z własnej nieprzymuszonej woli. Niby blond, ale z brązem chuj wie jak to nazwa, nikt nie wie co autor, miał na myśli, ale okay. Zwykła nastolatka trochę pierdolnięta nieznająca umiaru do alkoholu, niebiesko-zielony oczy. Lubi abstrakcyjne, ale delikatne makijaże. Łatwiej opisać ja jako osobę, która preferuje bycie samotną, czerpiąc inspirację i spokój ze swojej wewnętrznej sfery, ale może również przejawiać pewne nietypowe lub nieprzewidywalne zachowania w interakcjach z innymi ludźmi. Kesy ma większe branie u chłopaków leczona i tak nikogo do tej pory żadnego niewybrana. Trochę smutne, bo ja nadal czekam na tego wymarzonego księcia na białym koniu, który wybawi mnie od mieszkania w tym mieście.

Od małego szkraba moim marzeniem było, zostanie lekarzem, więc postanowiłam, że bardzo dobrym pomysłem będzie zgłoszenie się do jednej z lepszych uczelni. Jeślibym wiedziała, że spotkam tam takie osoby to bym, jednak poszła na przyrodnicze. Bałam się, że niezostanie przyjęta, gdyż w liceum miałam wyjebane w naukę. Przez tydzień nie mogłam zmrozić oka przez obawę, że mnie nie przyjmą, wtedy narodziła się we mnie pasja do wymykania się z domu i oglądanie wschodów i zachodów słońca. Na całe szczęście zostałam szybko poinformowana o dostaniu się na uczelnie i już we wrześniu zaczęłam studiować medycynę na Escoles Nacionals w Cadaques. Początki były dość trudne, ale było dobrze, puki nie spotkałam Marii. Ta szmata zniszczyła moje życie od pierwszego tygodnia studi. Zaczęło się od tego, że jednym z pierwszych wykładów przez moje małe problemy ze stresem szturcham stolik i zawartość kubka wylała się na ipada Marii, od razu wyciągam chusteczki i zaczęłam wycierać i przepraszać, a ona kurwa rozdarła się na sale jak ja kurwa, że jestem głupia walnięta rozwydrzona i chuj wie co jeszcze. Ale i tak cala wina poszła na mnie, bo jakby mogło pójść na niedojebane dziecko, co ma więcej pieniędzy. Jej jebany stary sponsorował uczelnie wiec nawet szans, nie było na żadne inne wyjście niż oddanie jej za naprawę. Chuj, że dla niej to jakieś marne grosze a ja musiałam jej oddać polowe zarobionych pieniędzy przez wakacje w barze na plaży. Moje wymarzone buty, które miałam kupić, poszły się jebać. Od tego zaczęły się moje najgorsze dwa miesiące z życia studenta. Przez pierwsze trzy tygodnie było dość spokojnie, ALE zaczęło się od pięknej dyskusji o jej cudownym życiu jako bogata suka na utrzymaniu rodziców, nigdy w jej jebanym życiu kurwa nawet nie sprzątała, bo ma obsługę w domu, i tak się zaczęły dyskusja dwóch grup społecznych. Było to jakoś na pierwszym miesiącu na tej uczelni, jak wchodziłam do budynku i usłyszałem moje imię od Marii, i zaczęłam bezsensowna dyskusje:

Un cuento de RosasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz