Odkad wieść o śmierci Arco Miller'a obeszła całe miasteczko, nikt w szkole nie był sobą. Chcialabym móc powiedzieć, że go nie znam, ale bym skłamała.  Równe poł roku i 11 dni temu przestałam być jego dziewczyną, po tym jak mój kolega (może nawet przyjaciel) James Smith, który przyjaźnił się z Arckiem przez 9 lat powiedział mi o jego trzykrotnej zdradzie. Arck tłumaczył mi ją tym, że nie byłam w stanie dać mu tego, czego potrzebuje. Zniszczyłam wtedy przyjaźń chłopaków na 3 miesiące, bo James gdy dowiedział się o jego słowach załatwił sprawę własnymi rękami. Co ważne, wygrał. Jednakże dziś James był swoim cieniem. Tak jakby ktoś odebrał mu całą radość i nadzieje. Blondyn co chwilę kierował swoje niebieskie oczy w podłogę, a moje serce krajało się od współczucia. dziwiłam się, że wogóle przychodzi do szkoły po tym jak jego najlepszy przyjaciel został znaleziony martwy w pobliskim jeziorku, ale potem przypomniałam sobie jak surowy potrafi być jego ojciec. Nigdy nie miałam "przyjemności" poznac go osobiscie, a Smith sam w sobie nie był skory do rozmowy o nim, ale widziałam strach w jego oczach gdy z nim rozmawiał.

-Nie podoba mi się to.- zwróciłam się do mojej przyjaciółki Eve szukając ksiażki do filozofii w mojej szafce.

-W sensie?- Odpowiedziała cicho, bedąc skupiona na podkreślaniu swoich dużych brązowych oczu tuszem do rzęs. Eve była ładną dziewczyną z długimi czekoladowymi wlosami. Jej skóra była anielsko perfekcyjna. Często byłam o to zazdrosna, ale nigdy nie na długo. dużo chłopaków wykazywało nią zainteresowanie, co nie umykało jej uwadze. Jedyne czego brakowało tej dziewczynie do pieprzonego ideału to większa pewność siebie.

-No wiesz, to wszystko. Każdy zachowuje się, jakby Arco wcale nie przynosił samych problemów. Rozumiem. Nie żyje. Ale dlaczego każdy udaje, że czuje pustke? Nawet go nie znali.- Sama czułam pustkę. Niewyobrażalną. Nieważne jak bardzo nienawidziłam go jako człowieka, to wciąż był... Cóż, człowiekiem.

-To, że to twój były nie znaczy ze możesz lekceważyć jego śmierć, kochana. Sama ryczalaś jak pojebana, kiedy dowiedziałaś się, że nie żyje.- podniosła brew i delikatnie się usmiechnęła. Jej uśmiech zawsze był w stanie rozjaśnić wszystkich, jak słońce. Ale dziś to nie działało. Dziś, słońce schowało się za chmurami, a my- uczniowie Saint Rita's high school uczyliśmy się chodzić po ciemku.-Poza tym, minęły dopiero dwa dni.

-Ta- Uśmiechnęłam się blado i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam wgapiać się w Dante Marqueza- trzeciego członka "świętej trójcy" naszego liceum. Był nieziemsko przystojnym  brunetem o brązowych oczach. Niektóre dziewczyny nawet mówiły o nim jako o najprzystojniejszym nastolatku w kaliforni. Z pochodzenia Był Latynosem, co tylko podkreślało jego urodę. O, a poza tym- Był strasznym dupkiem. Kiedy jego wzrok spotkał mój, jak najszybciej go odwróciłam.- Czemu Maya nie przyszła do szkoły?

-Nie wiem, pewnie jej rodzice myślą, że jak wyjdzie z domu to odrazu zostanie zabita. Znasz ich.- Zaśmiałam się cicho. Maya była naszą przyjaciółką od 2 lat. Poznałyśmy się w 1 klasie liceum podczas jednej z imprez. Odrazu polubiłam blondynkę. Z jej niebieskich oczu płynęło cieplo i sympatia.

-Prawdopodobnie.- Cały czas czułam na sobie wzrok Dante. Nie byłam popularna w szkole. Ludzie przestali mnie widzieć, gdy ja i arco zerwaliśmy nasz trzy miesięczny związek. Ale z jakiegoś powodu Dante od dziecka sie na mnie uwziął. Jeśli ktoś zapytałby mnie z czego jestem znana, prawdopodobnie odpowiedziałabym "z nienawiści do Dante Marqueza". Marquez jest typem osoby, której jak nadepniesz na odcisk, postara sie zrobic wszystko aby złamać każdy twój palec. Zatem ja musiałam przypadkiem zdeptałać wszystkie jego odciski, ale nigdy sie tym nie przejmowałam.

-Wyglądasz jakbyś za nim tęskniła,  kayla. Otrząśnij się. - Czy za nim tęskniłam? Wydaje mi sie ze nigdy nie posunęłabym się do tęsknoty. Ale część mnie była naprawde przerażona. Jakie były jego ostatnie słowa? Jak wyglądał jego ostatni oddech? Kto go zabił?

-Nie tęsknię. Mam ochote cię udusić za to ze pomyślałabyś ze byłabym w stanie tęsknić za Miller'em.- posłałam jej sarkastyczny uśmiech. - Zmywam się, filozofia.

-hiszpański- westchnęła Eve.- Przynajmniej mogę popatrzeć się trochę na smutnego, ale wciąż przystojnego Smitha.- Zaśmiałam się na jej słowa i zmierzyłam w kierunku sali. Kiedy usiadłam na swoim miejcu klasa była prawie pusta wyciągnęłam książkę i zeszyt. Wśród nich zawinięty był papierek. "Chcę zobaczyć cię dzisiaj u mnie w domu o 18. Nie toleruje spóźnień, baker". Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego jak beztrosko i szczęśliwie wyglądało wtedy życie. To stara karteczka od Miller'a. Nagle papier został wyrwany mi z ręki. Moje oczy powędrowały ku górze i zobaczyłam twarz, która była irytująco perfekcyjna.
-Oddaj to, Marquez.- Jego lewy kącik ust podniósł się tworząc uśmieszek.
-Masz nowego chłopaka? Jestem pewny ze Miller aż przewrócił się w grobie.- Nie mogłam uwierzyć w to jak wielkim dupkiem ten chłopak potrafi byc. Wydaje mi się, że okrutne żarty to jakas jego forma terapii. Nie wiem, mama kupiła mu inny kolor porshe niż chciał i to go straumatyzowało?
-Co się stało, Marquez? Tatuś nie dał ci kieszonkowego w tym miesiącu?
-Dał. Dzięki za troskę, baker.- zmarszczyłam brwi a na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie. Troskę? Fu.- Skąd ta skwaszona mina? Kochasz dalej swojego byłego?
-Nie kocham, a co zaoferowałbyś mi kocyk, herbatkę i rozmowę? Nie trzeba, ale dziekuje ze jestes taki wspaniałomyślny. Jak będę w żałobie to się zgłoszę. - uśmiechnełam się sarkastycznie, ale mina bruneta zmieniła się w chłodną.
-Słodkie, że pomyślałaś, że byłbym  w stanie spędzić z tobą więcej niż minutę. Musisz przeboleć swoje zauroczenie we mnie.- Zaśmiałam się cicho biorąc oddech.
-Ale to ty rozmawiasz ze mną- posłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać. Chłopak przewrócił oczami.
-Bo lubię jak zgaszę cię do tego stopnia że nie jesteś w stanie się odezwać- Puścił mi oczko i usiadł z tyłu klasy.
-Dzisiaj ci sie nie udało, zasrańcu- powiedziałam sama do siebie, ale usłyszałam cichy śmiech chłopaka.

InfinityWhere stories live. Discover now