BEZ SŁÓW

62 6 1
                                    

Jeśli już za coś się zabierasz, zapewne robisz to z towarzyszącą myślą aby wykonać owe zadanie w sposób jak najlepszy, pieczołowicie dbając o każdy szczegół, aby na koniec dnia zasiąść szczęśliwie po wykonanej pracy. Nie brakuje wiele aby cała wykonana robota została wyrzucona z niesmakiem, a to wszystko przez najdrobniejszy mankament który zaburza perfekcjonizm jaki ma towarzyszyć całokształtowi. Był bardzo skupiony na tym co robił, pomimo różnych myśli nachodzących jego głowę niczym burza morze. Koniuszkami palców trzymał główkę szpilki entomologicznej manewrując jej ostrym końcem nad tułowiem motyla, którego zgrabnie przytrzymywał pensetą. Jednym zwinnym, wręcz perfekcyjny ruchem przeszył go na wylot, umocował na kawałku pianki, następnie dalej przytrzymując tułowie zakrył odpowiednio ustawione skrzydła pergaminem, materiałem który nie naruszy ich struktury. Jako kolejne zabrał się za wpisywanie danych na temat gatunku, nazwa, nazwa naukowa w łacinie wraz z datą i miejscem połowu, każdy jego motyl, jak i innego szanującego się kolekcjonera taką posiadał. Gdy wszystko było gotowe oparł głowę i z zaintrygowaniem oglądał motyla, jego barwne skrzydła, które przecież jeszcze tak niedawno niosły go ku górze, mógł robić wszystko, jednak skończył z jakiegoś powodu tutaj, w bezruchu, wizja wolności jaką posiadał... był zbyt słaby aby poradzić sobie w tym świecie, taki los najwidoczniej był mu pisany, drugie, wieczne życie po śmierci. Z zamysłu wyrwał go stukot szyby trącanej wiatrem, który zerwał się na zewnątrz. Siedział tak jeszcze przez jakiś czas aż nie wstał z cieniem uśmiechu jaki zawitał na jego bladym licu. 

- Ciekawe, Dazai otrzymał już list, pewnie zjawi się lada moment - wyszeptał sam do siebie, podchodząc do okna aby przyjrzeć się panoramie miasta. Wszystko co zobaczył przed sobą było takie jak zwykle, ulice pokryte machinami sunącymi w nieznanych kierunkach, pieszy mknący w jedynie sobie znane strony, kolorowe migoczące światła, jedynie czerwone, ciemniejące już niebo zdawało się być nieco inne niż zwykle, może to jedynie złudzenie ? a może faktycznie coś się w nim zmieniło, barwy czerwieni przechodziły w żółć, przyozdobione plamami ptactwa gdzieś w dali, rozejrzał się raz jeszcze, jakby chcąc upewnić się, że wszystko to co widzi za szybą nie jest jedynie projekcją a prawdziwym widokiem, prawdziwego miasta które wyśnił, bez grzechu uzdolnionych. Obraz był bez najmniejszych zmian, cały czas ten sam widok.

Następnie udał się korytarzem do innego pomieszczenia, spełniającego funkcję salonu, idealne miejsce do ważnych spotkań i odpoczynku po ciężkim dniu, wokoło unosiła się aura tajemniczości i zadumy. Ściany pokrywały matowe, głębokie odcienie czerni, które absorbowały światło i tworzyły wrażenie nieskończoności, tuż na nich wisiały wyrafinowane obrazy abstrakcyjne, ukazujące labiryntowe struktury i ukryte symbole. Wydawało się wręcz, że każdy z nich ma swoją własną opowieść do opowiedzenia, tylko dla tych, którzy są gotowi ją odczytać. Podłoga wykonana z białego marmuru, który kontrastował z czernią ścian nadając przestrzeni poczucie elegancji. Na środku pomieszczenia stał niewielki lecz masywny stół z czarnym blatem. Niewielki, lecz wystarczający aby pomieścić to co było potrzebne w celu spotkania jakie miało nadejść lada chwila. Stare, drewniane meble, jakby wyciągnięte z poprzedniej epoki, skórzana kanapa o gładkiej, czarnej powierzchni wraz z dwoma fotelami w podobnym stylu. Przy ścianie znajdował się masywny dębowy regał, na którym ustawione były egzemplarze starych książek, wiele klasyków i tytułów mało spotykanych jak i inne przedmioty. Subtelne oświetlenie, skupione na punktach strategicznych, tworząc atmosferę intymności i skupienia. Kandelabr zwisający z sufitu jak ze starego gabinetu detektywa, dodając jeszcze więcej charakteru tej niewielkiej przestrzeni. Całość zwieńczona oknem zajmującym całą ścianę, wystarczyło się spojrzeć aby podziwiać uroki metropolii, czy też jej liczne, grzeszne mankamenty. 

Rosjanin skierował swoje kroki w kierunku regału, pochylił się wyciągając z dolnej półki starą podniszczoną szachownicę, prawdziwe pole walki, na której poprowadzi swoją małą armię ku ponownemu zwycięstwu jak robił to już wiele razy w ciągu własnej historii, ile lat minęło od momentu gdy miał okazję gościć takiego przeciwnika innego niż Dazai? Drzewa miały okazję zrzucić swoje szaty wielokrotnie, to nieco nudne, nie mając nikogo kogo pokonanie powinno się dodać do szeregu osiągnięć z jakich można zaczerpnąć przynajmniej skrawek samospełnienia, coś nieprzewidzianego, ruch którego się nie spodziewał jak tych poprzednich, gdy poleje się szkarłatna posoka wraz z upadkiem królowej... Jednak po brunecie spodziewał się wiele, poprzeczka wisiała wysoko,  ten nigdy go nie zawodził, za każdym razem rzucając czymś świeżym i nieprzewidywanym, te rozgrywki naprawdę były godne nazwania ich własną małą wojną gdzie na szali kładzione były rzeczy o jakich nie śnili zwyczajni gracze.

Bez słów - Fyozai oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz