Wytrwałam bez ciebie wiele.
Powiadają: „Jestem z Ciebie dumna", „Dasz radę", a także wiele innych tekstów. Ale czy ktokolwiek z tych osób wie, że kompletnie umieram psychicznie? Czy kiedykolwiek ktoś pomyślał, że już dawno się poddałam? Nie. Każdy stawia na pozytywną ścieżkę, lecz nie ja. Wręcz nie potrafię. To wszystko jest tak irytująco męczące, że nawet w głowie się nie mieści. Moja „najlepsza przyjaciółeczka" z nowej szkoły powiadała „możesz mi powiedzieć wszystko, a ja ci pomogę jak tylko mogę". Co z tego wyszło? Gówno. Gdy tylko jej nie odpisywałam, bo nie miałam tych walonych sił, aby to zrobić jedyne co zrobiła to się przyczepiła do mnie o to. Poprosiła o powód. Podałam. Odpisała mi, że to nie jest powód. Jedyne, co z tego zrozumiałam, jest to, że nie można ufać ludziom. Tak samo, jak i mi. Sama nie raz zostawiałam innych. To jest tak strasznie irytujące. Nie mogę znaleźć osoby, która będzie ku mojego boku na zawsze. A nie na chwile. Gdybym miała możliwość zmienienia tego, zrobiłabym to. Ta pustka jest tak przytłaczająca. Dosyć się to często zdarza, gdy kładę się do spania to patrzę w sufit i myślę „czy to ma jakikolwiek sens?". Sama nie znam na to pytanie odpowiedzi. Raz sens przychodzi, a raz odchodzi. Podejrzewam, że niejedna osoba rozumie to, o czym tu piszę. Podejrzewam również, że zaraz z tego, co tu piszę wyjdzie jakaś rozprawka. Kto wie? Czuje wręcz potrzebę napisania tu tego, bo nie potrafię tego dłużej w sobie dusić. Najbardziej boli mnie to, iż nie mam osoby, której mogę zaufać. Mimo wszystko nadal tu jestem. 🤷♀️🤷♀️🤷♀️Większość powiada „napewno będzie lepiej i wszystko się ułoży". Możliwe, że mają rację, ale czy da się to w nieskończoność powtarzać? To już boli w oczy, jak i uszy, gdy tylko widzę lub słyszę.