Stałam na wielkiej przyczepie razem z moją młodszą siostrą, która należała do naszego zmarłego ojca, kiedy z domu wybiegła załamana mama. Często tak robiła kiedy po śmierci taty lekarz przepisał jej leki. Potrzebowała pomocy, ale nie naszej tylko specjalistów. Jej zdaniem jeśli odeślemy ją do "wariatkowa" nie będziemy już jej dziećmi.
- Dorothea, Betty do domu!- wykrzyczała biegnąca do graciarni mama.
- Mam nadzieję że znowu nie zapomniała wziąć tych cholernych leków- powiedziałam łapiąc siostrę pod ramię.
- Może tu nie chodzi o jej chorobę, patrz -uniosła swój palec pokazując mi dwa sporych rozmiarów samoloty.
- Faktycznie...ale to nie nasze brytyjskie Royal Air Force, leć do domu, a ja pobiegnę do mamy i Percy'ego.
- Zgłupiałaś dadzą sobie radę nic im nie będzie- wydumała ciągnąc mnie jeszcze mocniej.
- Daj spokój dam radę - wyszeptałam wyrywając swoją rękę z jej uścisku.
Nie zważając na jej wołanie udałam się w stronę brata i mamy. W oddali słyszałam wybuchy, jednak mimo to nie zwróciłam na nie jakiejś szczególnej uwagi. Gdy zbliżyłam się do drzwi graciarni nagle otworzyły się a z nich wybiegł Percy, ale bez mamy. Był tak zajęty, że nawet mnie nie zauważył, dopiero kiedy wypowiedziałam jego imię spojrzał na mnie, choć nie chętnie.
- Jestem zajęty... to coś ważnego?
Nie patrzył na mnie wypowiadając to pytanie jednak mimo to wiedziałam, że coś go niepokoi.
- Tak, gdzie jest mama biegła do ciebie.
- Tak faktycznie była u mnie, ale nic nie zrozumiałem z jej bełkotu, dlatego kazałem jej iść do ogrodu, żeby się uspokoiła — zrobił przerwę łapiąc powietrze — a ty nie powinnaś siedzieć teraz w domu z Dory?
- Dobrze wiesz, że jest dorosła i nie potrzebuję mnie jako niańkę.
- Wolałbym gdybyś poszła i jej przypilnowała... to nic trudnego prawda?
- A ja wolałabym znaleźć mamę, zanim zrobi coś sobie lub komuś innemu — zatrzymałam się przypominając sobie ostatnią sytuację, przez którą mama omal nie wylądowała w "wariatkowie".
- Jak uważasz ja muszę iść, wrócę przed zmierzchem.
Poszedł zostawiając mnie z cieniem nie pewności, chociaż ta nie pewność była ciekawa. Z natury byłam ciekawskim człowiekiem coś na wzór dziennikarza, ale bez szefa i pracy. Właśnie przez to kilka razy niemal otarłam się o śmierć.
Myśląc tak o niebieskich migdałach przypomniałam sobie w końcu co miałam zrobić. Szłam w stronę wejścia do ogrodu, który był obsypany różnymi kolorami lata. Faktycznie tak jak mówił Percy mama znajdowała się w ogrodzie. Siedziała na ławce, której nóżki były porośnięte bluszczem. Trzymała głowę wysoko wpatrując się w klucz ptaków robiących kółka wokół nieopodal rosnącej jabłoni, w rękach trzymała skrawek swojego fartuszka mnąc go przy okazji. Spojrzała na mnie i momentalnie zbladła, poklepała wolne miejsce obok siebie na znak, żebym usiadła. Zrobiłam to nie spuszczając z niej wzroku. Oparła głowę o moje ramie, przez co czułam jak jej oddech stopniowo wraca do normy.
- Przepraszam za nie potrzebną aferę, ale kiedy doszły mnie słuchy o tym, że Niemieckie samoloty wkroczyły tutaj do Anglii... nie wiedziałam, co zrobić.
- Spokojnie te pogłoski są prawdziwe... - przerwałam kiedy mama podniosła głowę patrząc mi prosto w oczy — jednak nie potrzebnie się obawiasz końca, nasi lotnicy dadzą sobie radę.
CZYTASZ
BETTY
Historical FictionBitwa o Anglię przynosi nie przyjemne skutki. Betty będzie musiała zmierzyć się z wyzwaniami, które piszę jej los.