Rozdział 1. NIE TO NIE JEST PRAWDA

182 6 117
                                    

Pov: Toya

Ahh 25 maja... Moje urodziny... Nie ma lepszego dnia w całym roku... No poza 2 marca... To urodziny mojej słodkiej Kohane... Ahh ile ja bym dał poczuć jej usta. Pomimo że jesteśmy parą od paru tygodni dalej nie odważyliśmy się pocałować. Akito, An i Kohane zaprosili mnie dzisiaj do cafe pana Shiraishi. Ken to dobry ojciec. Zachowuje się jakbyśmy byli jego dziećmi. Szybko spojrzałem na zegarek. Była 10:36. Mam jeszcze trochę czasu. Rozglądnąłem się po swoim pokoju. Dosyć czysto. Każda płyta CD była na miejscu, kurze starte, wszystkie instrumenty na swoim miejscu, tylko moje ciuchy z wczoraj na podłodze obok łóżka leżały rozwalone. Podniosłem się i wstałem z łóżka. Szybko założyłem jakieś ciuchy i już miałem wychodzić, ale nagle zauważyłem pudełko. Leżało sobie na moim biurku. Jak ja go nie zauważyłem? Podszedłem bliżej i zobaczyłem notkę na nim. "Synu, wiem że nie zawsze się zgadzamy, ale chciałem ci to wynagrodzić tym drobnym podarkiem na twoje urodziny - Tata". Po chwili otworzyłem pudełko i zobaczyłem dwie rzeczy. Nowe CD mojego ulubionego zespołu oraz 7090 Jenów. Zaszalał. Mówię to nie ironicznie. To dosyć dużo jak na prezent od niego. Wyjąłem CD i położyłem na półkę z innym, a kasę schowałem do portfela. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem na dół. Oczywiście rodziców w nie było, bo byli w pracy. Szybko ubrałem buty i wybiegłem z domu. Miałem gdzieś że nie zjadłem śniadania. Kohane była ważniejsza. Po chwili dotarłem do domu mojej dziewczyny. Zapukałem po czym Kohane mi otworzyła. Była dalej w piżamie, która była cała w chomiki.

- Cześć mój chomiczku - powiedziałem.

- O hej Toyuś... - odparła dalej zasypanym głosem.

- Gotowa na dzisiejszy dzień? - zapytałem pełen radości.

- I to jak... - odpowiedziała dalej zaspana. - A właśnie wejdź proszę... - dodała po czym weszła do domu.

Podszedłem za nią i zamknąłem za sobą drzwi. U niej było tak... Pięknie... Kohane poszła do stołu i zaczęła kończyć swoje płatki czekoladowe. Usiadłem obok niej.

- Jak chcesz to mogę tobie też zrobić płatki... - powiedziała.

- Nie trzeba - odparłem dosyć szybko.

- Na pewno? - zapytała już bardziej przytomna.

Przytaknąłem, a Kohane oparła się o moje ramię.

- Kocham cię wiesz? - powiedziała.

- Wiem, i ja ciebie też - odparłem gładząc jej głowę.

Kohane kontynuowała jedzenie swoich płatków, dalej oparta o mojej ramię. Zjadła je po paru minutach, a potem wstała.

- Pójdę się ubrać, więc mi tu nie uciekaj kochany! - powiedziała i szybko się zmyła na górę.

Jak prosiła tak zrobiłem. Czekałem na nią cierpliwie. Po 20 minutach zeszła z góry ubrana jak zwykle, choć i tak pięknie.

- Jak wyglądam? - zapytała z uśmiechem.

- Pięknie jak zawsze - odparłem.

Kohane się jeszcze bardziej uśmiechnęła, a ja lekko się uśmiechnąłem. Szybko założyła buty i wyciągnęła mnie ze sobą.

- Mam dla ciebie tak fajny prezent Toyuś - powiedziała dalej uśmiechnięta.

- A jak? - zapytałem.

- Niespodzianka! - odpowiedziała.

- Jasne jasne - odparłem.

Po chwili spaceru dotarliśmy do cafe. An, jej tata oraz Akito już na nas czekali. Ponoć Akito robił tort. Heh ciekawe czy niczego nie spalił. An przygotowała dekorację, a jej tata jej pomagał. Było około 11:15. Za 45 minut miała się zacząć moja impreza urodzinowa. Wszyscy zaczęli się schodzić. Pierwsi do przyjścia byli Saki i Tsukasa. Moi przyjaciele z dzieciństwa. Później Nene oraz Emu przyszły, a na koniec Ena. Gdy wybiła 12:00 impreza się zaczęła. Każdy ze sobą rozmawiał, i wszystko by było dobrze gdyby nie... Ogień. Okazało się że Akito zapomniał wyłączyć piekarnika. Kuchnia zaczęła się palić. Nikt nie zauważył tego ponieważ każdy był zajęty świętowaniem. Zanim się obejrzeliśmy cały budynek zaczął się palić. Każdy w panice próbował uciekać. Osoby które były najbardziej wyjścia miały najważniejszą ucieczkę. W tak sposób Ena, Nene i Emu uciekły jako pierwsze. Akito, Saki i Tsukasa jako następni, a An z jej ojcem po nich. Zostałem tylko ja i Kohane, ale. Zawsze jest jakieś ale. Kohane nie zdążyła. Spadły na nią dwie drewniane belki. W tym czasie strarzacy byli w drodze. Dotarli dokładnie wtedy, kiedy ja uciekłem.

- Wszytko w porządku młody? - zapytał jeden z nich pomagając mi wstać.

- Nie... Nie wiem... - wykrztusiłem.

- To co się stało? - zapytał.

Wokół widziałem roztrzęsionych przyjaciół.

- Ktoś... Został... Nie... Żyje... - wykrztusiłem ze łzami w oczach.

- O kurwa... Kto to był? - zadał kolejne pytanie.

- LEN CZY TY NIE WIDZISZ ŻE ON JEST W SZOKU? - wydarła się pani strażak.

- Moja... Dziewczyna... - odparłem płacząc.

Strażak nagle stanął jak wryty.

- Jak się nazywasz...? - zapytał niepewnie.

- Toya... - odparłem płacząc.

- Słuchaj Toya... Jest mi bardzo przykro... - wyjąkał.

- LEN KURWA POMÓŻ NAM GASIĆ TEN OGIEŃ - krzyknął inny strażak.

- JUŻ CHWILA - odkrzyknął "Len". - Słuchaj Toya... Będzie dobrze... Idź do Miku... To tamta w niebieskich włosach... Ona ci pomoże razem z Luką... 

Powiedział i odszedł.

Dlaczego mnie... Kochasz? (Akitoya)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz