***

8 0 0
                                    


Skwarny dzień nawiedził Helladę, gdy kolejny okręt zbierał się do wypłynięcia. Licznie zgromadzili się mieszkańcy Chios, aby pożegnać mężczyzn wypływających w odległy rejs. Słońce świeciło jasno, a wody były spokojne, leniwie tylko obijając się od skalistego wybrzeża wyspy. Ludzie uwijali się niczym mrówki, nosząc zaopatrzenie, oprzyrządowanie okrętowe, ubrania i uzbrojenie, gotując się na najgorsze scenariusze. Kobiety czule żegnały mężów, dzieci podekscytowane biegały między nogami żeglarzy. Było gwarno, ale w powietrzu dało się poczuć podekscytowanie i lekkie zdenerwowanie obecnych tu ludzi.

Gdy okręt był już załadowany, przez pomost ruszyła kolumna mężczyzn, kierując się w stronę zacumowanej diremy. Byli skupieni, ich twarze nie zdradzały emocji. Szli zbita grupą, zarówno żeglarze i wojownicy, ale także kupcy, badacze i jeden młody pieśniarz. On jako jedyny swoimi oczami zdradzał ekscytację na myśl o historiach, które spisze w trakcie podróży.

Liny zostały rozwiązane, okręt został odepchnięty od pomostu i wkrótce, po zwróceniu się dziobem ku otwartemu morzu, z łopotem rozpostarł się żagiel, niosąc smukły statek na nieznane wody. Do momentu, gdy jeszcze dało się rozpoznać ich kształty, podróżnicy machali swoim bliskim na brzegu. Gdy jednak wyspa zaczęła oddalać się, a kształty zlewały się w małe punkciki, aby następnie zniknąć, członkowie ekspedycji udali się prędko do swych zajęć. Praca widocznie pozwalała im zapomnieć o tęsknocie za domem.

Młody poeta jedynie ciągle spoglądał na majaczący już zaledwie zarys wyspy, wdychając entuzjastycznie morską bryzę, gotowy na wszelkie cuda świata, które dane mu będzie ujrzeć. Usiadł romantycznie przy burcie, w dłoniach trzymając jedynie swą lirę i śpiewając pieśni noszone przez aojdów, które były jedyną sposobnością, aby usłyszeć dzieje wielkich przywódców, wojowników i kochanków. Zaczął więc grać na instrumencie, śpiewając melodyjnie te poematy, które najbardziej zapadły mu w pamięć.

***

Okręt płynął kilka tygodni, na wschodzie mając jedynie zarys majaczącego kontynentu ajzatyckiego. Licznie mijane były miasta greckie, kolonie, które osiągały niekiedy imponujące rozmiary, stając się centrami życia, kultury i myśli mieszkańców antycznego świata. Większość z nich jednak została świeżo założona, nie dorównując ośrodkom zakładanym w Italii, na Półwyspie Iberyjskim, czy Sycylii. Widok był jednak majestatyczny, a gorące, rozgrzane powietrze unoszące się nad Morzem Śródziemnym sprawiało, że zarysy miast jakby lekko falowały. Niewielu jednak miało przywilej odpowiednio odłożonego wolnego czasu, aby podziwiać te widoki. Żeglarze, w ostrym słońcu dbali, aby okręt cały czas płynął, czy to pilnując omasztowania i żagla, czy też, w przypadku flauty, wiosłując. Jedynie obecny na pokładzie poeta patrzył i spisywał wszystko, czego doświadczał, tworząc nowe, imponujące pieśni.

Tak podróż trwała za dnia, pośród mórz odbijających w swej toni ognisty dysk Heliosa. Woda falowała leniwie, przecinana przez dziób okrętu, mieniąc się to na lazurowy błękit, to znów na pomarańcze i złociste biele. Widok ten jednak, choć przepiękny i godny uwiecznienia, po czasie zachwycał tylko młodego pieśniarza. Załoga zaś, zmęczona dotykiem drewna pod stopami, z uwielbieniem wyczekiwała wieczorów, kiedy to statek dobijał do portów. Z namaszczeniem stawiali swe kroki żeglarze, schodząc wreszcie na stały ląd, kierując się wprost w ramiona uciech ciała. Choć w taki sposób zapominali o nużącej monotonii domeny Posejdona.

Noce były w większości czyste, ujawniając ogrom rozgwieżdżonego nieba nad odwiedzanymi przez podróżnych miastami. Gdy wszyscy spali, poeta wpatrywał się w bezkres nad nim, układając nowe opowieści o tym, co znajduje się tam, u góry. O starych herosach, o bogach, ich walkach i miłościach. I o wszystkim, co tylko mógł sobie wyobrazić. Gdyby tylko ci wielcy, wszechmocni, którzy ludzkość mieli za ułomne wersje siebie zechcieli mu zdradzić choć część ich dziejów.

Rękopis z ChiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz