Kolejna relacja na mych oczach umiera
Już nawet na płacz mi się nie zbiera
Przewidywalne zakończenie
Ktoś zrzuca mojej obecności brzemię
Powinienem być przyzwyczajony
Nie pierwszy raz przecież jestem porzucony
Mimo to wzdycham smutny
W samoocenie jestem dla siebie okrutny
Ciągle nadaje innym znaczenie duże
Własnym idiotyzmem się nuże
Odchodzą przychodzą i w kółko to samo
Moje znaczenie niezmiennie zerowe pozostało
Myślę że tym razem to co innego
Że w końcu jest promyk słońca w pochmurnych kolejach losu mego
Kolejne rozczarowanie
Pesymizmowi racji przyznanie
No cóż uroki mojej osoby
A wykonalne zrzucić mych wad okowy
Mimo to w każdej relacji się staram i odsłaniam
Potem gdy już ich nie ma tylko siebie za to łajam
Niemożliwe obwiniać dla mnie kogoś
Absurdów we mnie cała mnogość
Logika i fakty nawet innych opinie
A ja i tak wbrew wszystkiemu siebie winie
Nie istotne to w sumie
Przecież i tak siebie bardzo nie lubię
Kolejne rozczarowania i ból
To odpowiedni dla mnie krój
Wszystko przemija takie jest życie
Nawet gdy rani nas to niesamowicie