Więc czym była...

109 3 0
                                    

Była jak pył, który osadzał się na czubku nosa, by, za sprawą jednego kichnięcia, roznieść się po pozostałych osobach niczym zarazek. Czy Dżuma nie była zarazkiem? Czy właśnie NIE TYM miała być Dżuma?

Kim były osoby, na których nosach osadzał się pyłek?

„Każdy jest inny", „każdy jest wyjątkowy". Piękne hasła, które miały na celu podnieść poczucie wartości i dołożyć cegiełkę pewności siebie gdzieś w duszy Każdego Innego i Każdej Wyjątkowej. Chłonęli banalną naukę, która uczyła ich empatii i życzliwości; miała sprawić, by każdego kolejnego dnia dreptali po świecie z uśmiechem zarysowanym na twarzy, w nadziei, że to, czym poczęstowali innych, wróci do nich podwójnie. Z przystawką przed i deserem po.

A kim byli dla Dżumy ludzie?

Dżuma spoglądała na nich z góry. Można było uznać, że wisiała gdzieś nad (ludzie uznaliby, że kryła się daleko w kosmosie, bądź - kto wie - w czarnej dziurze). Byli dla niej niejako kłębki obłoków, które można było podzielić na trzy grupy: Dobre, Wątpliwe i Złe. By uregulować podział kłębków, i jednocześnie zmieścić je w pewnego rodzaju wyrysowanym przez wyobraźnię Dżumy okręgu, należało się zaangażować. Dżuma, raz po raz, pozbywała się narzucających się bądź nie mieszczących się w linii obłoczków, które wydzierała szponiastą łapą i doprowadzała do schematycznego porządku. Dżuma nie odróżniała Dobrych kłębków od Złych. Odróżniał je wyłącznie ten, kto miał rozum i obserwował poczynania Dżumy, a byłam to Ja. Złe kłębki miały to do siebie, że najchętniej wychodziły poza szeregi; ich wybryki i złe czyny oddalały od siebie obłoki, co sprawiało, że Dżuma prędzej je zauważała. Doprowadzało to do tego, że Złymi kłębkami zajmowała się później; oddzielała je od pozostałych i pozbywała się ich osobno. Zapewne dlatego twój wróg wciąż ma się dobrze. Nie martw się, to tylko kwestia czasu. Dobre i Wątpliwe obłoczki to takie, które wychodziły poza szereg za sprawą złośliwości Złych, wobec tego najczęściej Dżuma pozbywała się ich masowo.

Jean Tarrou należał do kłębków Dobrych. Mężczyzna dobroduszny i życzliwy, którego los postanowił oddać w ręce Dżumy. Najpewniej został wypchnięty przez poczynania osób z grupy kłębków Złych. Nie szukał w świecie duchowym zbawienia, nie błagał o nie, nie płakał za światem i niesprawiedliwością, a - co więcej - niemal rozgryzł Dżumę. Gdyby nie oblicze śmierci i rozpaczy, mógłby dojść do ostatecznego wniosku i rozprawić się z Jej filozofią; może i zaskoczyć nią pozostałych. Nie zdążył, choć wraz nie było to kwestią herezji czy kary za przewinienia. Choć znamy wytłumaczenie, tak wciąż nasuwa się pytanie: dlaczego Jean Tarrou?

Ojciec Paneloux należał do grupy kłębków Wątpliwych. Oddał całego siebie wierze i Bogu. Można było pomyśleć, że wieczorami klęczał pod krzyżem, skulony bądź drgający z desperacji i chęci zrozumienia poczynań Najwyższego, jak gdyby ciemna noc miała usypiać bestię-dżumę, do której pieczary można było zajść, podejść i zarżnąć bądź przestrzelić czarne serce strzałą. Można było pomyśleć, że rozlewał kryształowe łzy w oczekiwaniu na reakcję Boga, której nie dostał. Los tak chciał, by Dżuma pozbyła się go, prawdopodobnie również wysuniętego gdzieś przez drugi kłębek poza granicę, jak gdyby na nic zdały się jego modły. Bo nie zdały.

Cottard był mężczyzną z grupy kłębków Złych. Zaraza wywołała u niego poczucie ulgi, której tak bardzo pragnął przed jej wybuchem. Sprawiła, że niczym wydały się sprawy kryminalne na tle masowej śmierci i tragedii, wobec czego czuł wolność, przechadzając się po mieście, jak gdyby rozszerzyło się dla niego; otworzyło mu drogę nie tyle na miasto, co na świat, który wcześniej zdał się ograniczony. Nie wiedział, że przeszłe poczynania wpłynęły na późniejszą ingerencję Dżumy, która pozostawiła go na ostateczne „czystki". Już wcześniej wystarczająco namieszał w grupie obłoków, które rozstąpiły się i utworzyły chaos. Nic dziwnego, że Dżuma pozbyła się nieco kłębków Wątpliwych i Dobrych, gdyż na ich pozycję wpłynęły akcje kłębków Złych. Tak też, kiedy Dżuma powoli pozbywała się kłębków Dobrych, mimowolnie oszczędzała Złych, w tym Cottarda. Nadeszła i jego kolej. Masowe pozbywanie się obłoków ominęło go, by zabrać się za niego w momencie, kiedy sytuacja w Świecie Ludzi, a - z perspektywy Dżumy - Świecie Obłoków uspokajała się. To nie dżuma zgubiła Cottarda, a on sam, jak gdyby, uciekając od odpowiedzialności za złe czyny, zmęczył się i spragniony ostatecznie zaczerpnął z krwawego źródła. Tak Dżuma dopadła i Cottarda.

Co ciekawe, Dżuma nie była Dżumą. Dżuma była niczym zjawisko, które powstało za sprawą ingerencji wszechświata. Owe zjawisko mogło być bowiem wszystkim, co spadało nie tylko na grupę ludzi, ale i jednego człowieka. Odzwierciedlało zło, które atakowało, raniło i odbierało. Mogło być wszystkim.

Największą abstrakcją Dżumy było to, że nie kierowała się sprawiedliwością, czy zasadą: dobro odpłaca się dobrem, choćby opis Jej działań miał się szerzyć i dłużyć. Jej potęga, której nie było dane posiąść nikomu innemu, polegała na przypadku. Na marnym, nic nie znaczącym i nieporównywalnym do niczego innego, przypadku. To miało być największym absurdem i...chorobą jednocześnie. Chorobą niesprawiedliwości Wszechświata.

Czym jest dżuma w „Dżumie" Alberta Camusa?Where stories live. Discover now