— Zapomniałem — westchnął Syriusz — że na pierwszym roku nie można mieć własnych mioteł.
— Chociaż nie będzie miał czego łamać, jak to miał w zwyczaju James — prychnęła Lily.
Mężczyzna dźgnął swoją żonę w żebra, na co ona jęknęła z bólu.
— Wypraszam sobie — powiedział. — Może i miałem wiele mioteł przez moje sześć lat gry w quidditcha, ale grałem fenomenalnie.
— Nie zdziwiłbym się, jeśli okazałoby się, że przed każdym meczem podkradałeś Slughornowi Felix Felicis — odparł Łapa, otwierając drzwi do Dziurawego Kotła. — Co ty na to, Harry, żebyśmy tu zostali, a ty zrobisz zakupy sam?
— Syriusz! — warknęła Lily. — Przecież to jeszcze dziecko.
— Nie martw się mamo, dam sobie radę. Znam Pokątną jak własną kieszeń — odrzekł Harry, a nie słysząc słowa dezaprobaty, pożegnał się, wziął od ojca listę rzeczy do kupienia i wyszedł z pubu.
Obrał za pierwszy cel sklep z różdżkami u Ollivandera. Spacerując między sklepami, przyglądał się innym czarodziejom. Niektórzy byli w jego wieku, może też od września szli do Hogwartu po raz pierwszy. Ekscytowała go myśl, że pozna tam osoby takie jak on. Takie dziwne jak on...
W końcu dotarł na miejsce. Wszedł do środka i stanął za dwoma blondynami — jednym niższym, zaś drugim wyższym. Prawdopodobnie byli to ojciec i syn. Niższy właśnie przymierzał się do jakiejś różdżki, a drugi rozmawiał z Garrickiem Ollivanderem. Harry rozejrzał się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Sklepik ten był mały, ale wypełniony po brzegi różnorakimi różdżkami w pudełkach. Można było dostrzec gdzieniegdzie cienką warstwę kurzu. W rogu znajdowało się krzesło, a pośrodku sklepu – biurko sprzedawcy.
Pamiętał, jak rodzice opowiadali mu o tym miejscu.
— To różdżka wybierze ciebie, a nie ty ją — zwykł powtarzać James.
Może coś w tym było. Chłopiec przed nim wciąż przebierał w różdżkach. Nie pozwalał ekspedientowi ich wybierać. Uparł się, że sam sobie jakąś wybierze, a przeglądał jedynie te, które mają powyżej 13 cali, upierając się, że chciałby mieć tak potężną różdżkę, jak jego ojciec.
— Draco, proszę, posłuchaj lepiej rad tego starca, bo nie wyjdziemy stąd do zmroku — powiedział wyższy mężczyzna, widocznie zrezygnowany i zmęczony.
Jego syn w końcu ustąpił, lecz nie był zadowolony z tej decyzji. Pan Ollivander wstał i uradowany podszedł do jakiejś pułki. Wyciągnął z niej pudełeczko i powiedział:
— Jest to 10-calowa różdżka z włosem ogona jednorożca. Będzie do ciebie pasowała idealnie.
— Jednorożca?! — warknął Draco. — Nie jestem kobietą, żeby...
— Nie marudź, tylko przymierzaj. Nie jesteś tu jedynym klientem.
Wtedy jakby Garrick oprzytomniał, zdając sobie sprawę, że ma kolejną osobę do obsłużenia. Poprosił Draco i jego ojca, aby bezpiecznie testowali różdżkę, a sam podszedł do małego Harrego Pottera. Spojrzał na niego i zaniemówił.
— Wszystko w porządku, proszę pana? — zapytał zmartwiony chłopiec.
Ollivander mrugnął parę razy, po czym powoli zapytał:
— Młody Potter?
— Tak, proszę pana, syn Jamesa i Lily Potterów — odpowiedział szczęśliwy, czując na sobie pogardliwe spojrzenie wyższego blondyna. — Zna ich pan?
Wtem Garrick uśmiechnął się, poklepał Harry'ego po głowie i ruszył w stronę ogromnej półki z różdżkami. Przebierał długimi, pomarszczonymi palcami między różnokolorowymi pudełkami. Zastanawiał się, co mu odpowiedzieć. Wiedział, jaką różdżkę chciał mu podarować, ale grał na czasie, żeby możliwie jak najdłużej unikać odpowiedzi.
Uwielbiał jego mamę, która często go odwiedzała przed rozpoczęciem roku szkolnego w Hogwarcie. Opowiadała mu o swoim domu, o swojej siostrze, o szkole. Można by nawet stwierdzić, że się przyjaźnili.
Jeśli chodziło o Jamesa, sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. Po prostu nie cierpiał tego dziecka. W głównej mierze znał go z opowieści Lily. Tak naprawdę rozmawiał z nim tylko raz, lecz w momencie, kiedy słyszał od dziewczyny, jakie rzeczy wyprawiał ten urwis, był wdzięczny, że nie miał z nim styczności.
— Tak, znam — odpowiedział w końcu, podając mu różdżkę. — Spróbuj tej. Jedenastocalowa, z piórem Feniksa.
Następnie przeprosił chłopca, gdyż został zawołany ponownie przez państwa Malfoyów.Harry chwycił różdżkę w prawą rękę i zanim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł nagły przypływ siły i jakiś niespodziewany podmuch owiał mu włosy. Ujął ją mocniej w dłoń. „Pasuje idealnie", pomyślał. Wiedział, że to może być głupi pomysł, lecz chciał, a wręcz pragnął wypróbować jakieś zaklęcie, którego próbowali go kiedyś nauczyć rodzice. Coś na W... Miał gdzie to zapisane. Sięgnął do plecaka, aby wyjąć notes. „Ach, tak! Wingardium Leviosa". Chwycił różdżkę, machnął nią, wskazując na pióro leżące na biurku, i wypowiedział powoli i cicho te słowa, tak by nikt nie usłyszał.
Udało mu się. Pióro wzbiło się w powietrze. Malfoyowie z podziwem patrzyli na to zjawisko. Wtem odwrócił się i sam Ollivander.
— Fascynujące — mruknął pod nosem.
* * *
— Jak, gołąbeczki, czujecie się z tym, że od września zacznie się wasz najdłuższy urlop? — zapytał Syriusz, śmiejąc się.
— Łapo, wyolbrzymiasz. Będziemy wciąż chodzili do pracy. To, że Harry pójdzie do szkoły, nie sprawi, że bardziej odpoczniemy.
— James ma rację. Będziemy się o niego bardziej martwić, niż czuć ulgę z powodu jego wyjazdu.
— Lily, chyba nie myślisz, że wam uwierzymy. — Remus ledwo powstrzymywał się od śmiechu. — Martwić się? Z powodu wyjazdu dziecka? Jedyne, o co bym się martwił, to przejęcie przez niego cech recesywnych ojca.
Nikt wtedy nie ukrywał już rozbawienia, więc wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Lily.
— Myślę że Harry jest dużo bardziej odpowiedzialny od Jamesa — odparła kobieta. — A przynajmniej mam nadzieję, że nie wpadnie pierwszego dnia w tarapaty.
— Jeszcze byś się zdziwiła.
Tym razem, gdy znów przyjaciele nie kryli ogromnego rozbawienia, wszyscy ludzie w pubie posłali im spojrzenia wyrażające gniew i dezaprobatę, dlatego trochę się uciszyli.
— Miejmy nadzieję, że Harry odziedziczył po Lily chociaż inteligencję. Nie znam osoby, która lepiej by rzucała zaklęcia, niż ona — odparł szczerze Lunatyk, spoglądając na młodą mamę, która się zarumieniła.
— Może i dziecko ma talent do zaklęć, ale nie sądzę, by uczenie go potajemnie w domu było odpowiednie. Można by jeszcze pomyśleć, że spiskujecie.
Każdy z konsternacją na twarzy rozejrzał się po pubie, aby zobaczyć osobę, która bez skrupułów wyraziła swoją opinię. Dostrzegli Lucjusza Malfoya, wychodzącego z pomieszczenia, uśmiechającego się w ich kierunku.
„O co mogło mu chodzić?". To pytanie chodziło teraz po głowie czwórce przyjaciół.
— Cześć wam, mam już zakupy — odezwał się Harry, pochodząc jak gdyby nigdy nic do stolika.

CZYTASZ
Parry Hotter, czyli zalety i wady rodzicielstwa
Teen Fictionwersja alternatywna dobrze każdemu znanego ,,Harrego Pottera", czyli świat, w którym Tom Marvolo Riddle nigdy się nie narodził, Tom Riddle senior wyszedł za Cecylię, a Meropa jednak czekała na swojego ojca, wracającego z Azkabanu, z ciepłym posiłkie...