Rozdział 6

187 25 30
                                    

— Wyjedźmy! — prosił rozemocjonowanym głosem Tae-hyung.

Ubrany w szlafrok, choć była siedemnasta popołudniu, wyglądał na chorego. Niezdrowy rumieniec palił jego policzki, a on jedną dłonią trzymał JK'a kurczowo za ramię, a palcem drugiej pokazywał na gazetę rozłożoną na stole. Jej nagłówek głośno krzyczał:

Homoseksualizm jest teraz legalny w Stanie Connecticut

— Tae, o czym ty mówisz? — dopytywał zaskoczony JK.

Tyle, co wrócił z treningu i zdążył jedynie rzucić torbę na podłogę. Nawet kurtki nie rozebrał.

— W Connecticut zalegalizowano homoseksualizm — tłumaczył gorączkowo Tae-hyung. — Chodź, sam zobacz! Piszą o tym w gazecie! To przecież niedaleko. Wyjedźmy — prosił coraz bardziej gorączkowo.

Był dosłownie w euforycznym uniesieniu.

JK zamrugał oczami i raz jeszcze spojrzał na gazetę. Connecticut? Naprawdę? — pomyślał nieco drwiąco. Był tam kilka razy. Nie było tam nic specjalnego. Jak w Jersey. Wszyscy stamtąd uciekali, a Tae-hyung chciał tam wyjechać i porzucić Nowy Jork.

Spojrzał znów na niego.

— Tae, ale co my tam będziemy robić? — zapytał rzeczowo. — Jak sobie to wyobrażasz? Masz pracę w filharmonii, trasę koncertową na najbliższy rok, a ja mam ustawione walki — próbował wytłumaczyć.

Do Tae-hyunga niestety nic nie przemawiało. Pokręcił głową jak zahipnotyzowany.

— To nic, kupię tam mieszkanie, dla nas... W New Heaven, czy to nie jest idealna nazwa? Przyjmą mnie na Yale, jestem pewien. Wrócę do wykładów. Nie muszę koncertować. Rzucę to wszystko dla nas, a ty możesz nadal trenować. Przecież możesz też stamtąd.

JK złapał go za ramiona i lekko nim potrząsnął.

— Tae, przecież ja buduję dla nas dom! Tutaj — wytoczył ciężki argument.

Istotnie od kilku miesięcy trwała budowa domu na przedmieściach. Miał być gotowy na wiosnę. Już nawet wynajęli dekoratora, który miał zaprojektować wnętrze i wspólnie obmyślali kolory, dekoracje i drobne detale.

— Poza tym... miejscowość to New Haven nie Heaven — wytłumaczył spokojnie, bo Tae-hyung wciąż miał problemy z angielskim. Znaczenie było w sumie podobne, bo czy to „niebo" czy „przystań" wciąż brzmiało dobrze i odnosiło się do czegoś lepszego, ale Tae-hyung dosłownie bujał w obłokach, z których chciał go delikatnie ściągnąć. Potem zastanowił się chwilę, spoglądając raz jeszcze na gazetę. Nie chciał wybijać go z euforycznego nastroju, ale myślał trzeźwiej. — A tak naprawdę, Tae, to nic się tam nie zmieniło, prócz kilku zapisków w paragrafach. To nie tak, że teraz nagle jawnie każdy gej wyjdzie na ulice i będzie robił, co chciał.

— To nie prawda — zaprzeczał rozgorączkowany Tae-hyung. — Tam wreszcie możemy być razem. Tam...

— Tae! — podniósł głos JK i Tae-hyung zamilkł.

Wlepił w niego swoje brązowe oczy pełne nadziei, która nagle zaczęła gasnąć.

— Nie chcesz? — zapytał zawiedziony. — Nie chcesz być ze mną otwarcie, prawda? To ci zniszczy karierę, to masz na myśli? — zaczął dopytywać wciąż drżącym głosem, ale teraz już z rozgoryczenia.

Serce JK'owi łamało się na milion kawałków, widząc go takim.

— Tae, kochanie — spróbował raz jeszcze, ale spokojniej i objął jego twarz dłońmi. — Tae, nie o to chodzi, dobrze o tym wiesz, ale chciałbym, żebyś zrozumiał, że dopóki prawo nie zakaże dyskryminacji, tak naprawdę nic się nie zmieni — wyłuszczył swój punkt widzenia.

The fist & The piano || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz