Dzisiejsza pogoda była doprawdy paskudna.
Rozczochrane chmury kładły się całunem na niebie: nabiegłe granatem i przesiąknięte wstrzymywani łzami przypominały zbuntowaną nastolatkę, która po raz pierwszy zdecydowała się pofarbować niegdyś miękkie, o lnianym kolorze włosy. Ubarwienie okazało się w istocie nietrafione, przytłaczająco burzowe, praktycznie czarne, zaledwie z wątłymi prześwitami jasnych pasemek przezierającymi poprzez kłębowiska nastroszonych kołtunów.
Wiatr targał porywiście niby wściekły ojciec, wymierzał policzki i zdzierał skórę z przypadkowych dłoni, wrzaskiem zaganiał ludzkie myszy pod miotłę, wprost do domostw, a oni czmychali, zamykając przy tym oczy, będąc głuchym na dantejskie sceny rozgrywające się na świecie.
To minie, mówili, to tylko nagłe oberwanie chmury.
Niegroźne, dodawali.
Ja jednak nie miałem ochoty czekać na rozstrzygnięcie pogodowego sporu, toteż zamaszyście otworzyłem drzwi skąpanej w cieniach piekarni.
🍂
U Patty's pachniało dzisiaj figami, miodem i cierpkim granatem. Połącznie było to przemiłe, niesłychanie rozhasane po ścianach, serdecznie witające cię soczystymi pocałunki od progu: cmok w jeden policzek, cmok w drugi — niczym stęskniona ciotka na rodzinnym spędzie.
Poprawiłem daszek brązowej czapki.
Patty się rozpromieniła.
— Witaj, kochaneczku — powiedziała i zaraz schyliła się pod ladę, wyciągając zza niej przesiąkniętą śliwkowym odcieniem fioletu torebkę. — Przygotowałam coś dla ciebie.
Zatem podszedłem.
— Czy to coś pysznego? — Uśmiechnąłem się łobuzersko.
Patty zacmokała.
— Dojrzałe figi, kochaneczku. Dojrzałe figi z miodem.
Oparłem się łokciami o ladę.
— To drożdżówka?
— Tarta.
— Słodka?
— Zabójczo.
Wyszczerzyłem się.
— Padnie trupem?
Popukała palcem w drewniany blat.
— Prosto do twoich stóp.
Spojrzałem na nią przekornie, lekko: ze skrywaną niewinnością.
— Zawsze wiesz, czego mi trzeba. — Nachyliłem się głębiej, a potem dodałem szeptem: — Zdradził mi swoje imię. Nazywa się Sasuke. Chyba robimy postępy.
Oczy Patty otworzyły się szeroko.
— Naprawdę? Ależ to cudownie, kochaneczku — zaszczebiotała radośnie niczym mały ptaszek o świcie. — Od imienia już niedaleko do nazwiska, a gdy masz nazwisko? — Pokręciła głową oczarowana — Masz komplet. A od kompletu już tylko rzutem do pierwszej randki.
— Najpierw muszę odkleić go jakimś sposobem od książek, a to — roześmiałem się skwaszony — wcale nie jest takie proste. Udało nam się porozmawiać zaledwie chwilę, nim mnie odprawił i wrócił do czytania. — Westchnąłem i wsparłem policzek na dłoni. — Cudowny jest, prawda?
Patty pokręciła głową. Jej usta śmiały się jak śmieją się dzwoneczki na wietrze.
— Osobliwy.
CZYTASZ
Na kartach księgarni || SASUNARU
Fanfiction🍂 Antykwariaty to doprawdy dziwaczne miejsca: możecie w nich znaleźć dawno zapomniane książki, stare taborety i wyskrobane stoliki kawowe, a nawet... obiekt westchnień? Tego nie wiem. Spróbujcie. Może to prawda - może nawet się przekonacie, gdy zaj...