~~~11~~~

115 4 0
                                    

Po chwili stare zaczą się coraz mocniej chybotać na dwie strony, jednak to nie był wiatr, ani Eustachy.
Wiedzieliśmy, że to coś jest coraz bliżej...

Nagle wszyscy jak jeden mąż przewróciliśmy się, zjeżdżając na jedną stronę pokładu.
Od razu poderwaliśmy się na równe nogi zdekoncentrowani.
-... Patrzcie!- Krzykną Kaspian, wskazując na wodę.
Coś w niej było. Coś na prawdę dużego.
Po chwili Geal odsunęła się od krańca statu, biegnąc na drugi. Usiadła pod scianką, co nie było najlepszym pomysłem.
Stamtąd wyłonił się ogromny potwór wodny.
- Geal!- Pisnęła Łucja, zabierając stamtąd dziewczynkę.
- Łucjo, zabierz ją do środka.- powiedziałam do siostry, na co ona Przytakneła, a po chwili weszła pod pokład.

Z nieba przyleciał Eustachy. Tak na prawdę mało brakowało, do przewrócenia statku przez węża.
Kuzyn pod postacią smoka ziął ogniem na stwora, dekoncentrujac go tym sposobem.
Kiedy walka między nimi się zakończyła, a Eustachy resztami sił dobił przeciwnika, odleciał od nas.
A o naszej wygranej nam się tylko zdawało.

Kiedy byliśmy już gotowi odpłynąć z tej wyspy, wąż morski z nienacka niemal przepołowił nasz statek na dwie połowy.
Kaspian wpadł na pewien pomysł.
- Edmund! Trzeba go staranować! Możemy go zmiażdżyć o tamtą skałę!
- Więc zwabię go na dziób!-
Chwila... że co!?
- Edmund, poczekaj!- Zawołałam, ale nie usłyszał mnie. Nie odwrócił się, a zaczą realizować plan, wraz z Kaspianem.

Co prawda zaoszczędziliśmy trochę czasu, to... bardzo się bałam.
Zanim się obejrzałam, statek walną o wielką skalę, a stwór oderwał głowę smoka, w którym siedział mój brat.
- Edmund!- Pisnełam. On przecież nie mógł zginąć. Nie myślałam tak nawet, on jest silny. Musiał się uchronić.- Aslanie, pomoż nam.- Jęknęłam, biorąc do ręki róg. Dmuchnęłm w niego, mając nadzieję, że to wszystko się zaraz skończy. Chociaż... wiedziałam, że to my odegramy tu większą rolę.

Kiedy wzrokiem znalazłam Kaspiana, podnoszącego z ziemi ledwo przytomnego Edka, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Podbiegłam do chłopaków, odbierając przy tym miecz mojego brata.
- Lizzie, nie rób tego!- Krzykną Kaspian.
- Wybacz, lecz pora bym to ja się wykazała.- Oczywisty był fakt, że go nie posłuchałam, nawet nie zamierzałam.
Z chwilą zaczęłam wspinać się na samą górę statku, by być jak najbliżej stwora.
... Będąc na szczycie momentalnie zamieniam się w słup soli.
Coś z tyłu mojej głowy mówiło mi, żebym tego nie robiła.
- Nie zawsze musisz zgrywać bohatera Elizabeth. W końcu.. nawet nim nie jesteś.-
Poszłam za głosem, który był również głosem Zuzanny.
- Zuzka?- Zapytałam zakłopotana.
- Pamiętasz?- Z jej drugiej strony pojawił się Piotr.- To przez ciebie mógł w tedy zginąć.
- Przecież on żyje. Nie dacie mi wmówić... że było inaczej.- Warknęłam, a zielone postacie mojego rodzeństwa zniknęły.
I gdybym w porę nie skierowała miecza e stronę węża morskiego, byłabym martwa... Lecz udało się. Po chwili stwór legł martwy w morzu. A wszystko zaczęło wracać do normy. Promyki słońca zaczęły przedostawać się zza burzowych chmur, aż te zniknęły całkiem. Zielona mila opadła.
- Udało się.- Powiedziała Łucja.- Czar prysł, Lizzie, Edmund!- Schodząc, usłyszałam śmiejący się głos siostry, a będąc niemal przy ziemi, zeskoczylam z drabinek, na ręce bliźniaka.
- W-wygraliśmy.- Wyszeptałam onieśmielona tym faktem.
Postawił mnie chwilę potem na nogi, poczym całą czwórką złączyliśmy się w szczelnym uścisku.

W końcu i przedarlismy się przez skały na otwarte wody.
Tam zastany nas lodzie z Narnijczykami oraz stęsknioną matką Geal.
Dziewczynka aż wskoczyła z zachwytu do wody, by jak najszybciej móc się spotkać z nią.
Tam też był Eustachy.
- Tutaj jestem! Halo, Łucja, bliźnięta, w wodzie!- krzyczał, na co parsknelismy śmiechem.
Od razu pomogliśmy już ,,chłopcu" wejść na pokład.

(...) kawałek przed nami ujrzeliśmy wyspę.
To był ład Aslana.
Kiedy dopłynęliśmy do celu, na pasku dostrzegliśmy Lwa. W sercu od razu zapanował wewnętrzny spokój jak i radość.
- Aslanie!- Wykrzyczałam wraz z siostrą, podbiegając do niego. Wrulilysmy się w jego grzywę, tak jak kiedyś to robiłyśmy.
- Witajcie. Udało wam się wypełnić zadanie.- Stwierdził kojącym głosem.- Nawet nie wie ile jaki jestem dumny... Lecz wasza podróż dobiegła końca. -
- Powiedz tylko. Czy to na prawdę twój ląd?- Spytałam.
- Oh nie, nie. Mój ląd jest o wiele dalej.
-... Czy tam mieszka mój ojciec?- Zapytał tym razem Kaspian.
- Tylko samemu możesz przekonać się o tym. Tyle że po przekroczeniu tej bramy, nie wrócisz do Narnii już nigdy.- Wszyscy spojrzeliśmy na Kaspiana, który gorliwie się zastanawiał nad wyborem. Po nie aż tak długiej chwili się odezwał.
- Nie idziesz sprawdzić?- Powiedział Edek, widząc chłopaka we łzach.
-... Jeśli tam jest, zaczeka. Mam ty jeszcze wiele do zrobienia, zanim mnie tu zabraknie...

- Dzieci.- Aslan potem zwrócił się do nas.
-... chyba powinniśmy już wracać.- Mruknął Edmund. Łucja popatrzyła na niego, tracąc uśmiech.
- Nie rozumiem. Nie podoba ci się tu?
- Skąd.- Przekręcił głowę w moją stronę.
-... Uwierz nam Łusiu, kochamy Narnię tak samo jak ty, lecz... tam jest nasz dom. I rodzina, prawda? Oni.. czekają.- Wyjaśniłam, a łzy coraz szybciej zaczęły zbierać się w moich oczach.
Dziewczyna westchnęła głośno.
- Czyli.. to była nasza ostatnia misja?- Zadała pytanie Aslanowi.
- To prawda. Jesteście już dorośli Najmilsza. Tak samo jak Piotr i Zuzanna.
- A czy odwiedzisz nas kiedyś?
- Zawsze będę nad wami czuwał.
- A-ale jak?
- W waszym świecie nazywam się inaczej, to waszym zadaniem jest go poznać.
Na te słowa Łucja ponownie przytuliła lwa, żegnając się tym gestem z nim.
Potem przyszedł czas na Edmunda, a na koniec na mnie.

Podeszłam bliżej do Lwa, mówiąc.
- Boję się Aslanie.- Wyszlochałam, nie ukrywając już płaczu.
- Wiem Elizabeth. Ale wierzę w ciebie i w twoją odwagę.
-... Dziękuję, że pozwoliłeś nam znaleźć szafę. Bo gdyby nie ona, nie poznalibyśmy Narnii, Ciebie... oraz Kaspiana...


Przeszliśmy w czwórkę przez wielki tunel w wodzie, proto do pokoju gościnnego domu Eustachego.
Tak bardzo bolało mnie serce na myśl, że nasza przygoda w Narnii się zakończyła...
Kątem oka popatrzyłam na brata, który po chwili objął mnie ramieniem.
Nie tylko ja byłam w niemałej rozsypce, jednak nie trwało to zbyt długo.
- Dzieci, otwórzcie drzwi, mamy gości!- Zawołała ciocia z kuchni.
- Już idziemy!- Zawołałam.
Chwilę później zeszliśmy po schodach w dół, a kiedy wszyscy poszli do salonu, ja zostałam przy drzwiach, które po chwili otworzyłam.
- Witaj.- Powiedział. Był to blondyn w moim wieku, miał śliczny uśmiech.
-... Witaj.
- Jestem James. A panienka?- Zapytał. W tamtym momencie za mną staną mój brat bliźniak.
- Lizzie, dziewczyna z pewnością nie dla ciebie.- Burknął.
- Edmund!- Pisnełam.- Nie słuchaj go. Czasem po prostu... dalej zachowuje się jak dwunastolatek z dawnych lat...

-----------------------------------------------------------

A oto koniec historii.
Dziękuję za bycie ze mną aż do samego końca. Pomysłów na zakończenie ostatniego rozdziału miałam mnóstwo, ale w końcu wybrałam ten. Myślę, że spodoba wam się choć trochę... a teraz dozobaczenia, bo kto wie? Może to dopiero początek tej opowieści?

,,Bliźniacza miłość"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz