Larysa - część XVI

69 4 1
                                    

Promienie słońca nagrzewały jesienne powietrze. Myśl o romantycznym spacerze z Gabrielem napełniała mnie ekscytacją. Ruszyliśmy ulicą, minęliśmy szkołę oraz szeroki pas zieleni i weszliśmy na wąski chodnik. Niewielka odległość między nami sprawiała, że moje serce biło znacznie szybciej niż zwykle.

Rozmawialiśmy o szkole, o moich znajomych, o tym, że w Starym Lesie rzadko coś się dzieje. I gdy zrobiło się naprawdę miło, wspomniałam o incydencie z Nowakową. Gabriel zmarszczył brwi i nic nie odrzekł. Zeszliśmy w milczeniu z chodnika na polną drogę, wzdłuż której rosły sosny.

– Przepraszam. Miałam nie wspominać o Nowakowej.

– Nie przepraszaj. To zrozumiałe, że chcesz wiedzieć, co się wtedy wydarzyło. – Gabriel zapatrzył się daleko przed siebie.

– I wciąż nie możesz tego wyjaśnić?

– Przykro mi. – Przeniósł na mnie wzrok. – Mimo wszystko chcę, żebyś wiedziała, że przebywanie z tobą to ogromna przyjemność.

Jego wyznanie obudziło rój motyli w moim brzuchu. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej doświadczyła tak żwawego trzepotania ich skrzydeł.

Minęliśmy sosnowy lasek i naszym oczom ukazała się łąka ozłocona blaskiem słońca. Stanęliśmy, wpatrując się w bajeczny zachód. Widok zapierał dech w piersi. W trawach szeleściły małe ptaki, gdzieś w lesie wieczorną pieśń wygrywał drozd. Miałam ochotę wziąć pędzel do ręki i uwiecznić na płótnie ten baśniowy krajobraz. Udzielił mi się romantyczny nastrój chwili.

– Nie wiem, co i dlaczego przede mną ukrywasz, ale ja też lubię z tobą przebywać – powiedziałam.

Gabriel spojrzał na mnie spod na wpół przymkniętych powiek, ujął moją rękę i splótł swoje palce z moimi. Poczułam jego ciepło, od którego przebiegł mnie przyjemny dreszcz. Dotyk ten różnił się od tego podczas poloneza. Tamten był bardziej oficjalny, ten zaś emanował bliskością.

Popatrzyłam na nasze splecione dłonie. Pasowały do siebie, uzupełniały się jak dwie połówki jednej całości.

Ruszyliśmy nieśpiesznym krokiem w stronę słońca zniżającego się ku ziemi. Niebo nad nami malowało się pomarańczą, delikatnym różem i pastelowym fioletem. Gabriel opowiadał o swoich wierzchowcach. W każdym jego zdaniu dało się wyczuć pasję i miłość do tych zwierząt. Nigdy nie słyszałam, by ktoś mówił z takim zamiłowaniem o koniach.

Później zeszliśmy na temat moich zainteresowań. Wspomniałam mu, że w wolnych chwilach lubię rysować, malować, szkicować, pisać i czytać. A że Gabriel okazał się dobrym słuchaczem, napomknęłam mu również o rozterkach związanych z wyborem studiów. Wówczas on wypowiedział zdanie, które wydało mi się bardzo dojrzałe: „Życie ma sens jedynie wtedy, gdy robimy to, co kochamy". Zgadzałam się z nim całkowicie, ale przypuszczałam, że wbrew pozorom nie tak łatwo jest robić wyłącznie to, co się kocha. Mimo to postanowiłam wziąć to sobie głęboko do serca.

Sposób bycia Gabriela, jego inteligencja i bezpośredniość sprawiały, że coraz lepiej czułam się w jego towarzystwie. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. To, co mówiłam, zdawało się wzbudzać w nim zaciekawienie. Nie musiałam udawać przed nim mądrzejszej, dojrzalszej czy mniej emocjonalnej, niż byłam. Po prostu czułam, że przy nim mogę być sobą; czułam, że chcę z nim przebywać i słuchać jego głosu; czułam, że przyciąga nas ku sobie jakaś niewidzialna siła.

Wciąż jednak mało o nim wiedziałam. Skoro nawet wszechwiedzący Google okazał się bezsilny w zaspokojeniu mojej ciekawości, wyglądało na to, że w taktowny sposób muszę zaczerpnąć informacji u samego źródła.

WYSŁANNICY [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz