Cztery lata temu.
Z rana Juliusza dobiegły głośne chichoty z snu wyrywając. Podniósł się biedaczyna ospale i doznając nie małego szoku, gdy jego skóra spod ciężkiej pierzystej kołdry wyjęta napotkała chłód. Udał się do łazienki, przemył twarz swoją wodą i włosy przeczesał by następnie odziać nową koszulę. Ta w gusta jego trafiała. Lniana z falbanami. Snując domysły, że w odwiedziny ktoś przyszedł postanowił zejść na dół.
Przy stole siedziało małe grono osób wraz z jego matką. Kobieta zorganizowała niewielkie przyjęcie, a może nawet raczej spotkanie przy herbatce. Obserwował siedzących przy stole ludzi. Pośród wszystkich gości wyróżniał się jeden mężczyzna. Juliusz przetarł jeszcze sklejone snem oczy i zmrużył lekko by dostrzec twarz z odległości. Był to sam Adam Mickiewicz! Młody poeta. Chłopak interesował się literaturą i sam również pisał. Czytał dzieła Mickiewicza i przyznać musiał, że nawet zaciekawiony był jego osobom. Dlatego też podszedł bliżej i schowawszy się za ścianą przyjrzał się poecie. Za Adamem szalało wiele kobiet i wiele z nich podobno było jego kochankami. Tak przynajmniej wynikało z plotek, jakie usłyszeć można było tu i ówdzie Juliusz im dłużej mu się przyglądał tym bardziej rozumiał owe kobiety.
Śledził oczami zgrabną dłoń poety, na której wnętrzu był jeszcze wyblakły ślad atramentu. Dłoń odstawiła porcelanową filiżankę i powędrowała do czarnych włosów. W jego głowie pojawił się obraz dłoni tej wędrującej po jego szczupłej sylwetce. Jednak szybko wyrzucił z głowy swojej te brudne myśli. Dłoń przez Mickiewicza odstawiona została na udo, gdzie uwagę młodzieńca przykuł materiał dobrze dopasowanych spodni, który podwinął się tym samym opinając ciało, a szczególnie krocze. Wzrok jego ewidentnie zbyt długo spoczął na tym obrazie, ponieważ kiedy tylko Słowacki oderwał się i spojrzał na twarz Adama ten wgapiał się w niego równie zaintrygowany i jeszcze bardziej nie zdający sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Poeta uśmiechnął się nikczemnie i jeszcze bardziej rozszerzając nogi rozmasowywał ręką wewnętrzną część uda, co chwile ocierając niby przypadkiem o godność swoją. Gest ten wyglądał tak jakby był zaproszeniem.
Juliusza zauważyła jeszcze jedna osoba, której oku nic dziwnego, że nie umknął. Jego Matka Salomea, pani domu i oczywiście organizatorka przyjęcia. Głos wesoły przerwał trwającą właśnie dyskusje.
- Juliuszu kochany coś ty się tak skrył? Chodź dosiądź się.
Tak jak kazała matka usiadł przy stole. Wolne było tylko jedno miejsce. Naprzeciwko Mickiewicza, któremu przed chwilą przyglądał się jak Bogu w ludzkim wcieleniu i co gorsza został na swym grzesznym zachowaniu przez boga przyłapany. Obaj zajmowali miejsca na końcach stołu. Starał patrzeć się na kobietę, ale to że właśnie zadawała Adamowi pytanie wcale nie pomagało. On za to patrzył się prosto na młodzieńca jakby chciał go sprowokować. Najpewniej właśnie tak było.Plątający się wzrok zahaczył o odpowiadające na pytanie usta i już oderwać się nie mógł. Ruszały się wolno opowiadając o najnowszym dziele. I przysiąc mógł, że wydawało mu się jakby mówiły prosto do uszu jego, dotykając wargami skóry i o dotknięcie ich własnymi prosząc. Czuł się jak w transie. Zahipnotyzowany, a serce biło mu w rytm kolejnych ruchów warg, z których wydobywały się słowa działające na niego jak zaklęcia.
- Mojego syna na pewno to zainteresuje. Sam zajmuje się poezją.
- Doprawdy?- dopytywał z uśmiechem.
Według powszechnej opinii Adam Mickiewicz rzadko kiedy się uśmiechał i słynął z powagi, dlatego też widok ten był tak mistyczny, że ciarki wywołać potrafił.
Krew pulsowała mu w uszach. Policzki miał tak gorące, aż piekły.
- Tak- odpowiedział przełykając ślinę.
Był oczarowany, ale czym tak naprawdę?
Czy to miłość? Czy to ona otumaniła moją głowę?- pomyślał
CZYTASZ
Smak poezji
RomanceHistoria miłości Juliusza Słowackiego i Adama Mickiewicza. Mimo, że Juliuszowi jako młodemu chłopakowi spodobał się przystojny, dojrzały i inteligentny Adam to ostatecznie byli wrogo nastawieni przeciwko sobie. A może tylko z pozoru? Jednak nawet je...