Rozdział 2

84 4 0
                                    

"Cudowna rafa koralowa, i pływające wokół różnobarwne rybki miejsce idealne.. Lecz do kogo należały te miękkie i słodkie usta?".

- Miałeś go pilnować Aonung! Tylko jego! I co?!- Usłyszałem krzyki które mnie obudziły.
- Przecież pilnowałem.- Odezwał się teraz już znany dla mnie głos.
- Pilnowałeś?! Mógł utonąć, wiesz, że nie jest z klanu dlatego macie im pomagać!- Przetarłem oczy by zobaczyć kto się tak wydziera.
- Nic mu nie jest przecież, żyje mamo.- Spojrzałem i ujrzałem Aonung'a oraz wkurzoną Ronal.
- Ale mogło być! Zdajesz sobie sprawę jak nieodpowiedzialnie się zachowałeś?! Masz szlaban nie wypływasz na łowy do końca miesiąca!- Powiedziała zła kobieta a Aonung spojrzał na nią zdziwiony
- Mam-..- Przerwałem, mu bo on jednak nie zawinił.

- To moja wina Aonung mówił mi, żebym się nie oddalał, a ja go nie posłuchałem..- Oboje spojrzeli na mnie w lekkim szoku, a ja podniosłem się do siadu.
- Ale mój syn powinien cie pilnować- Kontynuowała uparcie Ronal.
- Pilnował, ja się schowałem, bo moja siostra bawiła się z rybami zaciekawiłem się i nie chciałem aby mnie zobaczyła.. I tak wyszło, ale zapewniam, że to nie wina Aonung'a nie ma potrzeby winienia go..- Wytłumaczyłem jej szybko.
- Dobrze, ale następnym razem nie daruje Aonung. Zawołam twoją matkę strasznie się martwi.- Poszła a Aonung zrobił zdziwioną i niezrozumiałą minę.
- Mi tak nie odpuszczasz.- Kobieta już nie usłyszała jego słów, za to przy wejściu pojawiła się moja mama.

Gdy kobieta mnie zobaczyła, podbiegła do mnie i przytuliła mnie szybko.

- Ma'teyam synu tak się martwiłam!- Zaśmiałem się cicho i ją przytuliłem, rozumiałem ją.
- To ja już pójdę, jutro nie zrobimy zajęć, przyjdź do mnie to ponurkujemy, żebyś nie zapomniał jak to się robi- Zaśmiał się i wstał.
- Jasn-..- Teraz to mi nie dano dokończyć
- Poczekaj. Chciałam Ci podziękować za uratowanie Neteyam'a.- Mama podeszła do niego i podarowała mu opaskę z kwiatów na głowę i zioła do naparu, miły gest z jej strony.
- Nie ma za co, ale naprawdę nie trzeba było..- Powiedział Aonung przyjmując zioła i zakładając na głowę przepaskę- Pójdę, już. Do widzenia, i jeszcze raz dziękuję.- Aonung poszedł.

***
[Aonung]

Miło, ze strony mamy Neteyam'a, że mimo tego, iż miałem się nim zajmować, a ja zawiodłem to ona dała mi upominek za uratowanie go. Trochę mi głupio, że nie potrafiłem go dopilnować, choć też dlaczego on mi pomógł i wytłumaczył mojej mamie, że to jego wina..? Przecież to była całkowicie moja wina, zapytam się go potem teraz muszę zanieść te zioła do domu. Czeka mnie spotkanie z matką i ojcem mam nadzieję, że nie są źli już tak bardzo bo planowałem, wyskoczyć gdzieś z Roxto lub przejść się brzegiem morza na zachód.

- Aonung. Chce aby więcej się taka sytuacja nie zdarzyła.- Odezwał się pierwszy ojciec, gdy ja odkładałem zioła do schowka.
- To było jednorazowe ojcze..- Odparłem.
- Mam nadzieję. - Skinąłem jedynie głową i wyszedłem pod pretekstem spotkania się, z Roxto, który był umówiony na nurkowanie z Kiri.

Spacerowałem sobie brzegiem wysp, co jakiś czas fale stawały się większe, lecz nie przeszkadzało mi to zbytnio. Po godzinie spaceru, rozpuściłem włosy które były w totalnym nieładzie i prosiły się o nową fryzurę, tak czy inaczej zrobiłem koka którego oplotłem opaską od mamy Neteyam'a.

Po długim czasie przysiadłem na skarpie trochę dalej od wody i spojrzałem na zachód. Dziś był on wyjątkowo kolorowy, był idealny. Zastanawiałem się nad słowami Eywy, analizując ich wszystkich, wiem że osoba wybrana nie była raczej dziewczyną.. Co mnie przeraziło, bo syn wodza to wstyd, żeby był gejem.. Szczerze mam nadzieję, że to głupia pomyłka Eywy..

Gdy już się ściemniało zawołałem Ilu i popłynąłem w stronę domu, droga zajęła mi 10 minut, będąc w pobliżu, zauważyłem, że ktoś siedzi na drzewie przyjrzałem się i zobaczyłem Neteyam'a wraz z jego siostrą Tuk, siedzieli na grubej gałęzi wyglądali słodko.

***
[Neteyam]

Siedziałem z Tuk na drzewie, młoda tęskniła za lasem więc, zaproponowałem, abyśmy obejrzeli zachód słońca na drzewie, na co ta się zgodziła. Usnęła mi na kolanach, nie łatwo było zejść z drzewa, ale udało mi się bez obudzenia jej. Gdy wracałem zauważyłem, Aonung'a płynącego na Ilu do wioski, nie wydawał się być szczęśliwy.. Dziwne pomyślałem, ale postanowiłem nie drążyć tego tematu, położyłem się w domu spać. To był dosyć ciężki dzień..

Rano, po śniadaniu poszedłem na plażę i czekałem na Aonung'a, który po chwili się pojawił. Ustaliliśmy, że popływamy i tak zrobiliśmy, co jakiś czas wynurzałem się z wody aby zaczerpnąć powietrza, Aonung cały czas był przy mnie jak jakaś niańka. Szczerze mówiąc nie było to przyjemne, ani komfortowe.

Po jakimś czasie chłopak zaproponował, mi abyśmy popłyneli do drzew dusz, nie rozumiałem, dlaczego mowił "drzew", ale nie pytałem, o nic tylko się zgodziłem.

***
[Aonung]

Pomyślałem, że zaprowadzę Neteyam'a do drzew dusz, aby zobaczył jak to u nas wygląda, chłopak bez problemu się zgodził więc poszliśmy tam. Drzewa były w jaskiniach to jedno było pod wodą i było mniej ukryte, a to drugie już nie było pod wodą, było w jaskini, którą nie łatwo znaleźć. Gdy dopłynęliśmy do drzewa dusz, mina Neteyam'a była bezcenna.

- Są cudowne.- Odezwał się gdy wyszliśmy na brzeg, gdzie było drugie drzewo.
- Wiem..- Chciałem zapytać chłopaka, czy poczeka na mnie chwilę, ale bałem zostawić się go samego. Mimo to zdecydowałem się poprosić go o chwilę, mając nadzieję, że mnie zrozumie.
- Hej, poczekasz na mnie chwilę, muszę coś załatwić.- Spojrzałem na niego i wziąłem swój warkocz. Chłopak spojrzał na mnie i skinął głową.
- Jasne, będę siedział tam przy wodzie.-  Powiedział, wskazując na wybrane miejsce ja tylko skinąłem głową i oboje poszliśmy w swoje strony.

Wziąłem swój warkocz i połączyłem z drzewem...

___________________
901 słów

Walka o ciebie Aonung x NeteyamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz