Rozdział 14.

6.9K 347 86
                                        

Tak mocno i hipnotyzująco przyciągał mnie do siebie swoim wzrokiem, że już prawie nasze usta się połączyły. Przyzwyczaiłam się do szybkiego tempa naszej relacji i chyba sama ukrycie pragnęłam jej pogłębienia. Nadal fascynowała mnie jego pewność siebie i ciekawiła wybuchowość. Może mogłabym być kobietą, która będzie nad nią panować?

Wiedziałam, że chcę spróbować stworzyć z nim związek, w jakim jeszcze nigdy nie byłam. Zamiast czegoś pięknego i przeze mnie wyczekiwanego, otrzymałam zawód, zmieszanie, irytację, a na końcu najprawdziwszy dramat. Cholerny telefon DeLuciano zadzwonił i czar prysł, a on, jak na złość, postanowił go odebrać.

– Kurwa – przeklął pod nosem.

Mężczyzna sięgnął do kieszeni po telefon, a kiedy odebrał, ponownie poczułam ogromny niepokój. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.

–  Wpuść go. Załatwimy sprawę od razu – rzucił do telefonu.

Kiedy się rozłączył, popatrzył na mnie z niebezpiecznym błyskiem. Czekałam, aż coś powie. Sama bałam się zapytać.

– Twój przyjaciel przyjechał cię odwiedzić – powiedział mrocznie.

Nie, nie, nie...

Leo nie mógł być aż tak bezmyślny!

– Zbieramy się, Olivio. On na nas czeka. – Uśmiechnął się.

Przymknęłam oczy, bo odkąd mieszkałam w posiadłości, nie miałam ani jednego spokojnego dnia. Bez dram, kłótni i stresu.

Rocco puścił moją dłoń i się podniósł. Zaczął zbierać z koca rzeczy i uniósł brwi, kiedy został mu już do pozbierania tylko rozłożony materiał. Siedząc na kocu, liczyłam, że prędko nie wrócimy do willi i tego całego bałaganu, który z pewnością miał nastąpić.

– Nie, proszę… – wyjęczałam.

– Do nogi, Temida – polecił.

A ja, kiedy pies podniósł pysk z moich ud, bez namysłu krzyknęłam:

– Leżeć, Temida.

Pies zastygł z uniesionym nad moimi nogami pyskiem, ale po chwili wstał i podbiegł do swojego pana.

DeLuciano prychnął, bo wygrał, a na kocu zostałam już tylko ja.

– Do nogi, Temida! – Spróbowałam raz jeszcze.

Doberman nastroszył uszy, wrócił na koc i usiadł tam, gdzie wcześniej. Wtedy przestałam być pewna siebie. Znieruchomiałam, żeby czasem Temida się na mnie nie zezłościła. Przecież byłam dla niej kimś nowym. Mogła mnie ugryźć.

–  Mam iść tam sam? – zapytał z drwiną.

– Zadzwoń i powiedz, żeby sobie już jechał.

– Idealna okazja, żeby wszystko mu wyjaśnić. Uważasz inaczej?

– Uważam, że…

– Nie będę czekać w nieskończoność, Olivio – powiedział z grymasem na twarzy. – Nie zachowuj się jak dziecko i wstań.

Czy naprawdę zachowywałam się jak dziecko? Bałam się spotkania Leo i Rocco.

– Nie chcę, żebyś go bił – powiedziałam ciszej.

–  Nie jestem złotą rybką, motylku – mruknął. – Nie spełniam zachcianek.

Z irytacją wypuściłam powietrze.

– Proszę, Rocco.

– Prosisz? – Założył plecak na ramię. – Jak bardzo?

– Bardzo – odparłam natychmiast.

Motyl | zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz