William nie pamiętał, by czuł kiedykolwiek większą nienawiść.
Choć żal powinien rozrywać wtedy jego serce i spalać go od środka, nie potrafił zmusić się do uronienia łez. Nie był w stanie rozluźnić boleśnie napiętych mięśni i pozwolić, by jego ciało osunęło się na twardy grunt. Nie umiał poddać się, pogrążyć w rozpaczy i nareszcie zaczerpnąć oddechu. Choć marzył, by po tak długim czasie nareszcie opuścić powieki, skłonić głowę i utonąć w odrętwieniu, nie dał rady. Jedynym, co przymuszało go wówczas do utrzymania się na nogach, poruszania i wciągania do płuc płytkich, desperackich łyków powietrza była wściekłość.
Nienawiść tak wszechogarniająca i bezbrzeżna, że zdawała się trawić jego wnętrzności i sprawiać niemal fizyczne cierpienie.
Nienawidził wszystkich oraz wszystkiego. Nienawidził życia, a trzymał się go tylko i wyłącznie dlatego, iż jak niczego na świecie obawiał się śmierci. Nienawidził własnego domu; niegdyś pełnego życia, śmiechu oraz odgłosów zabawy i radosnej krzątaniny, a dziś pogrążonego w zatrważającej, nienaturalnej ciszy. Nienawidził swojej pracy, a własne kreacje wprawiały go we wstręt i grozę. Nienawidził swojej żony za to, że odnalazła w sobie dość siły, by przeżywać żałobę oraz dość odwagi, by go porzucić. Nienawidził swojego syna, gdyż nie potrafił zmusić się, by obarczyć go winą. Nienawidził Michaela, gdyż widział samego siebie za każdym razem, gdy spoglądał mu w twarz. Nienawidził Henry'ego za to, że posiadał to, co jemu zostało brutalnie odebrane; za to, że przyłożył rękę do stworzenia kreatur, które pozbawiły go wszystkiego, co kiedykolwiek kochał.
A przede wszystkim, nienawidził wtedy Charlotte za to, że żyła, podczas gdy Elizabeth oraz Evan pozostawali martwi.
William nie pamiętał, kiedy ostatnio położył się do łóżka trzeźwy. Pił w dniu, w którym zginął jego syn. Pił, wciąż mając jeszcze na dłoniach oraz roboczej koszuli rdzawe plamy z krwi swojego najmłodszego dziecka. Pił, wspominając, jak trzymał go ramionach, biegnąc do samochodu i modląc się, by obrażenia nie okazały się śmiertelne. Modlił się i naiwnie wierzył w to, choć miał przed oczami roztrzaskaną, krwawą miazgę.
Spłukał krew z bluzy Michaela, potem bez słowa dał mu pociągnąć łyk ze swojej butelki i odesłał do pokoju, by nie musieć patrzeć mu w oczy.
Pił, gdy ogarnięty panicznym strachem przed śmiercią oraz obsesyjnym pragnieniem wyrwania swoich bliskich z jej szponów, projektował podstępne, zabójcze maszyny i planował bezlitosne zbrodnie, usiłując zagłuszyć głos rozsądku oraz wyrzuty sumienia.
Pił, kiedy własny twór zwrócił się przeciwko niemu.
Pił również, nim pewnego deszczowego wieczoru wsiadł do auta, a potem skierował się pod jeden z własnych lokali, gdzie miało odbywać się przyjęcie urodzinowe.
Nigdy przedtem nie czuł tak wielkiej nienawiści oraz bólu i wierzył, że zelżeją dopiero w chwili, gdy się nimi podzieli. On i jego najdroższy przyjaciel rozpoczęli to piekło razem i zasługiwali, by cierpieć po równo.
Z początku zamierzał zawitać na przyjęcie pod pretekstem odebrania Charlie i zawiezienia jej do domu, jak czynił na prośbę Henry'ego już niejeden raz. Problem rozwiązał się jednak sam, a on mógł uniknąć pokazywania swojej twarzy większej ilości osób, niż było to absolutnie konieczne. Ku jego uciesze, córka i jedyne dziecko jego przyjaciela stała na deszczu i obserwowała wnętrze pizzerii z nosem przyklejonym do szyby.
Choć z początku William zamierzał zabrać dziewczynkę do swojego auta i odjechać w jakieś ustronne miejsce albo przynajmniej zaprowadzić ją na tyły lokalu, w tamtej chwili zapragnął po prostu wyciągnąć zza pazuchy krótki, kuchenny nóż i zaszlachtować Charlie tak jak stała. Nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł podobną furię oraz niechęć w kierunku istoty tak bezbronnej i niewinnej jak ona.
CZYTASZ
Nienawiść - FNaF/William Afton one-shot
FanfictionWilliam nienawidził Henry'ego i Charlotte bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Fix-it/No Kill Will fanfiction