Rozdział 17.

6.8K 404 99
                                        

Na zdjęciu, które miał w telefonie Remo, zobaczyłam Lincolna. Przyjaciel mojego brata stał przy wielkim, czarnym samochodzie z jakimiś kolegami. Musieli wracać z imprezy albo się na nią wybierać, bo wszyscy mieli na sobie czarne garnitury. Kilku z nich trzymało w dłoniach papierosy i nikt nie patrzył na fotografa, tak, jakby nie wiedzieli, że ktoś robi im zdjęcie. 

– To Lincoln. – Wskazałam palcem na ekran, w miejsce, w którym stał. – Skąd masz to zdjęcie? – zapytałam zaciekawiona. – Znasz go? 

– To Franklin Mangano.

Prychnęłam pod nosem, ale kiedy zobaczyłam nietęgą minę Remo, rozchyliłam usta. Popatrzyłam jeszcze raz na ekran telefonu, zanim DeLuciano go zablokował.

– Lincoln – powiedziałam cicho. – Przecież…

– Okłamali cię – przerwał mi. – To Franklin.

Natychmiast przypomniałam sobie, że wcale tego nie zrobili. Nie było sytuacji, w której Matt i Lin wypowiedzieli pełne jego imię. Oni po prostu nie wyprowadzili mnie z błędu. Ja sama to sobie odpowiedziałam, dokładając kilka liter do jego imienia. Niestety wystarczyło dodać je przed ksywką…

– Franklin? – szepnęłam. – Nie Lincoln? Mój Boże… No racja – jęknęłam i chwyciłam się za głowę. – Wszystko się zgadza…

Mój brat przyjaźnił się z największym wrogiem DeLuciano? Nie mieściło mi się to w głowie.

– Przypomniało ci się coś jeszcze, Liv? Co masz na myśli, mówiąc, że wszystko się zgadza? – zapytał Remo.

– Zawsze słyszałam, jak Matt mówi do niego Lin. Teraz już wiem, dlaczego tak dziwnie na mnie patrzyli, kiedy nazwałam go Lincolnem. Wymyśliłam mu imię…

– A im było to na rękę – dodał Remo.

– Wiedzieli, że zacznę tutaj pracę – kontynuowałam. – Więc nie musieli się obawiać, że wypowiem przy was jego prawdziwe imię.

– Kiedy przyszłaś, mówiłaś, że umówiłaś się z Mattem – Remo zmrużył oczy. – Gdzie mieliście jechać?

– Nie wiem. Miałam zabrać dokumenty – odparłam. – On kazał mi się trzymać od was z daleka. Strasznie się zezłościł na myśl, że w ogóle chcę tutaj pracować. Źle o was mówił, Remo.

– Co mówił?

– Miałam nie zwracać na siebie uwagi. Mówił, że jesteście niebezpieczni… – Odwróciłam od Remo wzrok. – To łagodna wersja jego słów.

– Rozumiem – powiedział z powagą. – Dziękuję, że nam pomagasz.

– Tobie pomagam – syknęłam. – Nienawidzę go. – Głos zaczął mi drżeć na nowo.

Remo wypuścił z płuc powietrze.

– Rocco źle zrobił – stwierdził. – Ale…

– Chciał mnie zgwałcić. Uderzył mnie i ty zamierzasz go bronić? – Poczułam się przez niego oszukana. – Myślałam, że…

– Próbował cię przestraszyć, żebyś się przyznała. Był przekonany, że…

– A ty uważasz jego metody, za odpowiednie? – przerwałam mężczyźnie. – To może, skoro nic więcej nie mogę sobie przypomnieć, powinieneś dać mi w twarz? To uważasz, za słuszne?

– Nie, ale…

– Nie próbuj tłumaczyć brata, Remo. Wiedział, co robi! – Podniosłam głos. – Nie chcę go znać – powiedziałam stanowczo.

Motyl | zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz