Rozdział 13

715 50 18
                                    

ARES

Jedziemy przez miasto. Obserwowałem z ciekawością otoczenie. Pozmieniało się. Ostatnio, kiedy byłem w Polsce, to było pięć lat temu. Od tamtej pory pogodziłem się, że jej nie znajdę. Trudno było mi ten fakt zaakceptować.

- Don przepraszam, że bez zgody się odzywam, ale czy pojechać w to miejsce?- Zapytał się mnie Tommas, patrząc w lusterku na mnie.

- Tak.

Jechaliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Poznawałem już okolicę. Zatrzymaliśmy się. Wysiadłem.
Moi ludzie wiedzieli, że tutaj zawsze chcę być sam. Stanąłem przed rozpadającym budynkiem.

- Dawno mnie tu nie było.

Wszedłem przez otwartą furtkę, która ledwo się trzymała. Szedłem po wysokiej trawie. Drzewa, krzewy i kwiaty pousychały. Wszystko poumierało. Widziałem już szopkę. Podszedłem do niej. Delikatnie popchnąłem drzwi. Skrzypiąc, powoli otwierały się, przez dziury w dachu wpadły promienie słońca.

- Nic się tu nie zmieniło.

Spojrzałem się w to miejsce, na ziemi gdzie z nią spałem. Wspomnienia wracały do mnie. Widziałem nas tutaj. Wtulona we mnie ze spokojem spała. Mój skarb. Ręce zacisnąłem w pięści.

- Gdzie ty jesteś?- Zadałem sobie pytanie.

Wyjąłem spod koszuli naszyjnik. Pocałowałem różyczkę.

- Tylko to mi po tobie zostało. - Powiedziałem ze smutkiem. - Tyle lat cię szukałem, aż w końcu musiałem się pogodzić z tym, że nigdy cię nie znajdę. - Spojrzałem na czerwoną różę, którą posadziłem pięć lat temu.- A ty nadal kwitniesz. - Westchnąłem.- Dzisiaj ostatni raz tu przyjechałem. Muszę zapomnieć o wszystkim. O tobie. - Sięgnąłem do zapięcia naszyjnika. Chciałem go ściągnąć, ale nie potrafiłem. Opuściłem bezwładnie ręce. - Przepraszam. Tak bardzo chciałbym cię spotkać, ale wiem, że nawet w niebie się nie zobaczymy, bo ja pójdę do piekła. Stałem się złym człowiekiem. Stałem się bestią bez serca. Gdy zbijam ludzi, na chwilę zapomina o tęsknocie. Krew stała się dla moich demonów ukojeniem. - Wyjąłem z kieszeni papierosy. Sięgnąłem po jednego. Podpaliłem go. Zaciągnąłem się. Wypuściłem przez usta chmurę dymu. - Ty jedyna posiadasz w moim sercu promyczek człowieczeństwa, ale powoli się wygasa. Każdego dnia jest go coraz mniej. - Przymknąłem na chwilę oczy. - Czas się pożegnać. - Spojrzałem na leżące deski. Zaciągnąłem się ostatni raz. Rzuciłem papierosa w kupkę suchych desek. Powoli zaczynały się rozpalać. Ostatni raz spojrzałem na różę.- Żegnaj.

Wyszedłem, zostawiając za sobą wszystko. Dzisiaj stałem się prawdziwą bestią. Bez serca. Gdy szedłem do wyjścia, słyszałem za sobą strzelające deski. Zatrzymałem się obok domu. Odwróciłem się w stronę szopki. Cała płonęła. Patrzyłem się obojętnie na płomienie.

- Mam nadzieję, że powoli będę teraz o tobie zapominał. - Dotknąłem naszyjnika. - Nadejdzie taki dzień, że i ciebie też zdejmę.

Poszedłem do samochodu. Wsiadłem.

- Gdzie teraz jedziemy Don?

- Odebrać dług.

Kiwnął głową. Wcisnął coś na panelu i ruszyliśmy. Spojrzałem przez okno. Dym unosił się na niebie. Oddaliliśmy się od miejsca, a w mnie bestia zaczynała pragnąć krwi.

....

Jedziemy przez osiedle domków jednorodzinnych. Dzieci bawią się na podwórkach.

- Biedactwa. Nie wiedzą, co ich czeka w dorosłym życiu.

- Za ile będziemy?

Niechciana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz