Prolog

5 1 0
                                    

 Osobistą katastrofą Catherine Gaea Doreen był upadek jej drobnego świata. Upadek wszystkiego, co w swoim krótkim życiu mogła wreszcie nazwać "własnym". Wraz z rozpoczęciem zimy dziewczynki z domu Pana Henrego zmarniały. W kościach wraz z pierwszym śniegiem zaczęły odczuwać niekontrolowany chłód oraz obawę przed następnym porankiem. Zlęknione trzymały się blisko siebie chcąc nie marnować czasu, który im pozostał. Nie rozumiały, dlaczego tak się czują. Zwłaszcza Cath z dnia na dzień odczuwała coraz większą pustkę. Traciła cząstkę siebie.

Niezliczoną ilość razy słyszała, że ma już swoją drugą połówkę. Doskonale czuła to już od najmłodszych lat, gdy razem z swoją bliźniaczką były nierozłączne. Nierozłączne aż do śmierci, bo tylko ona potrafiła przerwać ich więź. Tylko ona potrafiła sprawić taki ból. Tylko ona potrafiła sprawić, że Gaea upadła na kolana. Tylko ona potrafiła sprawić, że młoda kobieta nie była w stanie wstać z klęczek.

Bo na zawsze straciła swoją bratnią duszę, połówkę i siostrę, w jej oczach najważniejszą osobę w całym wszechświecie – Clementie Cordelie Doreen.

Jakaś cząstka wspomnień chciała wyruszyć światu naprzeciw. W głowie Catherine drobne ciało Cory było pełne kolorów, emanowało z niego ciepło i przede wszystkim żyło. Dzisiaj była sina, ktoś trzymał jej delikatną, trupią dłoń, gdy kończył modlitwę.

– Powinniśmy powoli się zbierać, Cath... – Usłyszała za sobą starczy głos swojego wuja. Objął ją delikatnie, a ona wtuliła się w jego ramię. Nie odezwała się. Patrzyła zamglonym wzrokiem nieprzerwanie przed siebie. – Za chwilę pobór, pośpieszmy się.

Dopiero te słowa ocuciły ją na tyle, by spojrzeć na Henrego. Jego siwe brwi były lekko zmarszczone. Nie płakał, ale przekrwione oczy nie pozostawiały wątpliwości, że wcześniej z pewnością uronił wiele łez. Dzisiaj tracił nie jedną, a dwie najważniejsze kobiety w swoim życiu. Świadomośc braku dziewczynek już teraz przyprawiała go o rozrywające poczucie samotności.

Kierowana powinnością wreszcie wstała. Odchodząc rzuciła ostatnie spojrzenie na opadającą trumnę, która w ekspresowym tempie znalazła się pod kształtnie uformowaną glebą. Odprowadziła wzrokiem zgarbionego grabarza w za dużym, znoszonym stroju. Wydawał się zmęczony, ale jednocześnie – zadowolony.

Użytkownicy many ziemi byli najlepszymi kostuchami. 

Noc WyzwolonychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz