1.

66 7 0
                                    

     Stałam w drzwiach sypialni od dobrych piętnastu minut i wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Zupełnie jakby mój mózg nie był w stanie zarejestrować obrazu, w który się wpatrywałam. Na olbrzymim łóżku na środku pokoju leżał mój mąż, a na nim siedziała nasza przyjaciółka. Chociaż powinnam raczej powiedzieć – była przyjaciółka. No, moja na pewno. Patrząc na to, jak Gośka radośnie ujeżdżała Szymona, bo spokojnym siedzeniem tego nie można było nazwać, oni swoją przyjaźń zacieśnili. Ta urocza dwójeczka była tak bardzo zajęta sobą nawzajem, że nie zauważyli tego, że obserwowałam ich od dłuższego czasu. Z każdym ruchem Małgorzaty, z każdym westchnieniem Szymona kolejna cząstka mnie umierała.

     Ten, jakże namiętny, spektakl ich nagich, splątanych ciał mocno i boleśnie hipnotyzował, zabierając dech. Szeptali do siebie prymitywne i wulgarne słowa, które dla nich musiały zdawać się czułe i subtelne. Nigdy, w całym naszym małżeńskim życiu nie słyszałam od męża wyznań tego typu. Gośka kołysała się w rytm poleceń Szymona, a ja miałam wrażenie, że oglądałam jakiś tani film porno. Poczułam się okropnie. Zupełnie jakby tym aktem, zdradzieckim seksem, śmiali mi się w twarz.

     Sytuacja była niesamowicie żałosna, a banał jaki jej towarzyszył, spowodował, że zachciało mi się śmiać. Taki trochę śmiech przez łzy. Byłam pewna, że mój spokój był rodzajem jakiegoś szoku, który wywołał widok jaki zastałam po powrocie do domu – naszego domu, do którego wprowadziliśmy się zaledwie trzy lata temu. Który wciąż kończyliśmy urządzać. Domu, w którym mieliśmy się doczekać dzieci, wnuków, zestarzeć się razem. Zawsze miałam takie idiotycznie romantyczne marzenia, w których siedziałam z mężem przed kominkiem w zimowy wieczór i piłam grzane wino, przytulając się do Szymona, albo widziałam nas w ciepłe letnie wieczory na tarasie. Mieliśmy słuchać cykania świerszczy i oglądać zachód słońca. Ależ byłam naiwna. Skończona idiotka, która naczytała się za dużo romansideł, naoglądała zbyt wiele głupich filmów z happy endem. Poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła na samą myśl, że miałam spojrzeć Szymkowi w oczy. Było mi niedobrze, a zapach seksu i podniecenia wgryzał się w moją skórę.

     Według planu powinnam jeszcze być w Budapeszcie na szkoleniu, a Gośka razem ze mną. Choć wersja oficjalna podana zarządowi, mówiła że Małgorzata Borska aktualnie „umiera" na ropne zapalenie migdałków. Patrząc na to, co zastałam w domu po powrocie, to mój mąż był lekarzem i właśnie próbował uzdrowić Gośkę. Szkoda tylko, że migdałki były po drugiej stronie ciała, a on zabrał się za przetykanie nie tej części, którą powinien. Gdybym wiedziała, że Szymek bawi się w znachora, być może sama nie raz, nie dwa chętnie skorzystałabym z jego usług. Jak widać te były zarezerwowane jedynie dla wybranych. Patrząc na strój jego kochanki, to bliżej mu było jednak do weterynarza.

     Wiedziałam, że nigdy nie zdołam zapomnieć tego widoku. Gośka w skórzanej uprzęży, która oplatała jej szczupłe ciało, prezentowała się zjawiskowo. Gdyby nie cała sytuacja, pewnie byłabym skłonna zachwycić się jej wyglądem. Podejrzewam, że nie przeszkadzałby mi nawet puchaty ogonek, który zdobił jej tyłek. Cholernie zgrabny tyłek. Ten sam, o który byłam potwornie zazdrosna, od kiedy tylko zaczęłyśmy dojrzewać. Lubiłam harnessy, chokery, gorsety. Zawsze podobały mi się stroje i dodatki dodające pikanterii. Szymon powtarzał, że jego to nie kręci. Wielokrotnie zbywał moje subtelne aluzje, mówiąc, że tego typu bielizna kojarzyła mu się z kurwami. Ciągle słyszałam, jak to niby pięknie wyglądam w delikatnych bawełnianych kompletach. No cóż, jak widać ja miałam być skromna, bo pikanterię i tak zwany pazur dostawał gdzie indziej.

     Wróciłam wcześniej i najwidoczniej popełniłam największy błąd w swoim życiu. Zachciało mi się niespodzianek. W swojej durnej głowie, wymyśliłam plan, który zakładał zaskoczenie Szymka, seksowną bieliznę, wino i cudowny seks przy kominku. No cóż, część planu się udała. Zaskoczona byłam co prawda ja, ale za to tak bardzo, że zabrakło mi słów i siły na jakąkolwiek reakcję. Właściwie zaskoczona byłam za całą naszą trójkę razem wziętą. Na ten moment sama nie wiedziałam co czułam. Gniew, żal, szok, to na pewno. Choć proporcje były płynne. Czułam, jak krew krąży mi w żyłach. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować.

     Przez tyle lat nic nie zauważyłam. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Byłam przekonana, że to nie mógł być ich pierwszy raz. Sposób w jaki się poruszali, co do siebie mówili, to jak ona reagowała na najlżejszy dotyk Szymka, to wszystko dobitnie pokazywało mi, że działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Takie zgranie nie brało się znikąd.

     Gośka była dla mnie jak siostra. Nasze mamy były najlepszymi przyjaciółkami. Wychowywałyśmy się razem, praktycznie całe dzieciństwo spędziłyśmy na wspólnych zabawach i dziewczęcych kłótniach. Mieszkałyśmy po sąsiedzku. Nie raz, nie dwa jadałyśmy wspólne obiady, bo nasze mamy dzieliły się gotowaniem. Ta sama szkoła, te same studia, nawet pracowałyśmy w tej samej firmie. Papużki nierozłączki. Prawdziwe przyjaciółki na śmierć i życie. Myślałam, że mogę na niej polegać, że jest lojalna tak, jak ja byłam w stosunku do niej, że możemy sobie ufać. Wspierałam ją za każdym razem, gdy płakała mi w rękaw, po kolejnej nieudanej randce. Oddałam jej nawet mój ukochany sweter z MOHITO. Okej, może na niej faktycznie wyglądał lepiej, ale dla mnie miał wartość sentymentalną. A teraz okazało się, że miałyśmy także wspólnego mężczyznę. Szkoda tylko, że ta ostatnia „wspólnota" działa się za moimi plecami.

     Całe moje nastoletnie i dorosłe życie byłam przekonana, że jednym z fundamentów mojej przyjaźni z Małgośką jest lojalność. A na to, że tak dobrze się dogadywałyśmy, miało wpływ między innymi to, że miałyśmy zupełnie różny gust, jeśli chodzi o mężczyzn. Szymon nie był w jej typie. Zawsze to podkreślała, czasami śmiejąc się ze mnie i żartując, że ona by Szymka nie wybrała, nawet gdyby był ostatnim facetem na ziemi. Jak pokazywała obecna sytuacja, każdy mógł zmienić zdanie. Wyglądem również się różniłyśmy. Byłyśmy jak ogień i woda. Gosia była smukłą, wysoką, niebieskooką blondynką, o pięknej kobiecej figurze klepsydry. Długie falujące włosy sięgały jej do pasa. Delikatna twarz o kształcie serca i ciemne, podkręcone rzęsy nadawały jej wygląd anioła. Zawsze zadbana, pięknie pachnąca, w idealnym makijażu i ubraniu podkreślającym wszelkie atuty jej ciała prezentowała się zjawiskowo. Mówiła delikatnie, a wrodzona zdolność czarowania otoczenia, dodawała jej nutki tajemniczości. Gośka zdecydowanie nie wyglądała na swoje trzydzieści jeden lat. Mnie podobno też nikt nie dawał dwudziestu ośmiu. Byłam niższa o głowę od Małgośki, miałam burzę rudych loków sięgających do ramion, zielone oczy i piegi, na punkcie których mój mąż dziesięć lat temu oszalał. Dzisiejsza sytuacja pokazała mi, że najwyraźniej gusta się zmieniają.

     Zagryzłam mocno wewnętrzną stronę policzka. Poczułam ból, a smak krwi lekko mnie otrzeźwił i nie pozwolił rozkleić się w progu sypialni. Zastanawiałam się przez moment, czy dać im w jakikolwiek sposób znać, że byłam tam i widziałam co robią, ale kierowana jakąś dziwną siłą wycofałam się bezszelestnie z piętra, na którym znajdowała się nasza sypialnia. Musiałam spokojnie zastanowić się co zrobić. Istniało ryzyko, że gdybym zareagowała teraz, to skończyłoby się to wszystko krwawo. W mojej głowie zrodziła się wizja wrzątku wylewanego na gołą dupę Gośki. I jeszcze obcas mojej ukochanej szpilki zagłębiający się w podbrzusze Szymona.

     Musiałam stamtąd uciekać jak najszybciej. Zbiegłam błyskawicznie na parter i najciszej jak tylko byłam w stanie wycofałam się na zewnątrz. Skoro nie usłyszeli jak wchodziłam, to nie powinni byli usłyszeć mojego wyjścia.

BaśkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz