6.

54 11 9
                                    

     Znów stałam w lesie i zastanawiałam się co mam zrobić. Po tej dziwnej akcji w hotelowej restauracji, po mojej całkowitej kompromitacji i ostrzeżeniu, które dostałam od Jacka, poszłam do swojego pokoju, starając się zachować jak najwięcej honoru i bardzo szybko wymeldowałam się z hotelu. Szczerze mówiąc, to straciłam ochotę na dalszą przejażdżkę, dlatego zaczęłam wracać do domu. Jakieś dwadzieścia kilometrów od celu, zjechałam w ścieżkę prowadząca w głąb lasu i zatrzymałam samochód tuż przed klasycznym, biało czerwonym szlabanem jakich pełno w polskich lasach. Tabliczka z zakazem wjazdu była odśnieżona, a mnie kusiło by ją podnieść i wjechać dalej. Bałam się jednak, że moja honda tego nie wytrzyma, dlatego zamknęłam samochód i poszłam na krótki spacer.

     Brnęłam w śniegu po kostki, ale zatrzymałam się dopiero, gdy nogawki moich spodni przemokły mi do wysokości kolan. Nie czułam zimna, a mroźne powietrze przyjemnie raniło mi płuca. Choć było jeszcze stosunkowo wcześnie, to przez porę roku i zagęszczenie lasu miałam wrażenie, że jest już późna noc. Wokół mnie panowała ciemność, na szczęście śnieg odbijał światło księżyca i srebrna poświata skrzących zasp ułatwiała widoczność. Chłonęłam ciszę i spokój całą sobą. Chyba tego tak naprawdę potrzebowałam, żeby oczyścić umysł. Nie wiedziałam co zrobię dokładnie, ale byłam pewna, że muszę wrócić do domu i dać sobie czas na obserwację. Tym razem wiedziałam, na co powinnam zwrócić uwagę. Miałam zamiar dokładnie przyjrzeć się zdrajcom. Musiałam rozegrać sytuację tak, bym nie była poszkodowana. Już wystarczająco długo żerowali na mojej naiwności, ale to koniec. Nie miałam zamiaru więcej pozwalać na robienie ze mnie idiotki. Rogi noszą samce, nie samice.

     Ruszyłam do samochodu, ale droga okazała się dużo gorsza, niż kiedy szłam w głąb lasu. Spodnie mi zamarzły i każdy krok sprawiał ból. Już mi się przestał podobać ten oczyszczający spacer, dlatego z ogromna ulgą wsiadłam do auta i odpaliłam silnik, włączając ogrzewanie na maksa.

     Do domu dojechałam koło dwudziestej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu spędziłam w lesie. Na podjeździe stał samochód Szymka, ale nie widziałam nigdzie auta Gośki. Miałam nadzieję, że suka jest w swoim mieszkaniu. Tym razem weszłam do domu, robiąc całkiem dużo szumu wokół siebie.

     – NIESPODZIANKA! – krzyknęłam z korytarza i zaczęłam się rozbierać. – Już jestem, Szymciu! Skrócili nam szkolenie – trajkotałam tylko po to, by cokolwiek powiedzieć. Żeby mój mąż nie domyślił się, że wiem, co się działo. Zachciało mi się po drodze siku i musiałam zatrzymać się w lesie. Wyobraź sobie, że wpadłam w zaspę – nawet udało mi się zaśmiać, mówiąc to wszystko. Mój mąż pojawił się u szczytu schodów i wydawał się być bardziej niż zaskoczony tym, że mnie widział. Trzymał w ręce walizkę.

     – Baśka, już jesteś? Miałem do ciebie zadzwonić z lotniska – powiedział i zmieszany potarł kark. – Muszę wyjechać na tydzień, góra dziesięć dni. Gdańska filia mojej kancelarii ma jakieś problemy. Muszę się tym zająć. Przepraszam. – Można było pomyśleć, że autentycznie był smutny.

     – Naprawdę? To niefart, faktycznie liczyłam, że nadrobimy moją nieobecność w domu. Stęskniłam się. – Zrobiłam bardzo smutną minę i omal nie udławiłam się własnymi słowami. Miałam ochotę wydrapać mu oczy. Jego niespodziewany wyjazd był mi na rękę. Chciałam przeszukać dokładnie cały dom. Być może udałoby mi się natknąć na jakieś dowody romansu tej dwójki. Jeszcze chwilka udawania, dopóki Szymek nie wyjdzie i zajmę się realizacją mojego planu.

     – Wiem Basiu, wiem, ale to duża szansa dla mnie – mówił, schodząc po schodach. – Jak się dobrze spiszę, to być może zostanę wspólnikiem. Wiesz, że taki awans to niesamowita podwyżka? Przyznaj, że taki potężny zastrzyk gotówki bardzo by nam się przydał. Nadrobimy w walentynki. Obiecuję – powiedział lekko i musnął mnie ustami w głowę. Dodał jeszcze, że lodówka jest pełna, żebym coś zjadła i życzył mi spokojnej nocy.

BaśkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz