Terapia dla Hadesa

897 117 25
                                    

Przyjęcia na Olimpie nie należały do spokojnych.

Ktoś mógłby naiwnie pomyśleć, że coś zorganizowanego przez samych bogów opierałoby się na przyzwoitości i dobrych manierach. Ci byli jednak równie, o ile nie bardziej, grzeszni i rozbestwieni niż ludzie, nad którymi posiadali taką przewagę.

Fanos nie znosiła tych zabaw. Gdyby Zeus nie zmuszał jej do udziału w nich, jej noga nawet nie postanęłaby w tamtym miejscu. On jednak najwyraźniej uznawał za konieczne, by jego przyjęcia wyglądały na tak huczne, jak to tylko możliwe, a grożenie gościom, by pojawiło się ich tam jak najwięcej, było czymś na porządku dziennym. Tak więc oto stała tam, gdzieś na uboczu ociekającej luksusami sali i opierała się o szeroką kolumnę, czekając na to, aż Zeus będzie na tyle pijany, że nie zauważy jej zniknięcia. Sądząc po jego obecnym stanie, gdy leżał przy największym z uginających się od smakowitości stołów z zaczerwienioną twarzą, nie miało to potrwać zbyt długo. Przy gwarze tłumu i głośnej muzyce na pewno dałaby radę przemknąć chociaż do ogrodów, gdzie było trochę ciszej...

Fanos upiła nieco ze swojego kielicha, wzdychając głęboko. Uznawała to za upokarzające, że w ogóle musiała wymyślać takie plany, lecz niestety nie istniało wielu, którzy mogli sprzeciwiać się Zeusowi bez konsekwencji, a ona na pewno do tej grupy nie należała. Cóż mogła zrobić mało znacząca bogini o szarych oczach i ciemnobrązowych falach sięgających za pośladki? Najwyżej go uwieść, a od samej tej myśli robiło się jej niedobrze.

- Wszędzie byłoby lepiej niż tutaj... - mruknęła sama do siebie, popijając ze złotego kielicha.

- Nawet w podziemiach?

Wszystko wydarzyło się w ułamek sekundy. Fanos usłyszała ten znajomy, niski głos, a przy tym prawie podskoczyła, wyczuwając za sobą czyjąś obecność.

Hades wyłonił się zza kolumny, jakby wylewając się z cieni nocy, które ledwo przedzierały się do rozświetlonej sali przez przerwy pomiędzy filarami. Nie dało się go przeoczyć, a jednak przyprawił ją o niemały szok. Był niezwykle wysoki, a czerń jego szat kontrastowała z bielą pomieszczenia. Długie, ciemne pasma włosów otulały jego bladą twarz, połyskując na granatowo przy najmniejszym odbiciu światła. Nawet gdyby nie wiedziała, czym się zajmował, wzięłaby go za omen śmierci.

- Hades. - Położyła rękę na piersi, nie umiejąc jeszcze wyzbyć się szoku sprzed chwili. - Ty to zawsze musisz zrobić wielkie wejście, co?

- Wejście? - Posłał jej szelmowski uśmiech, po czym założył ręce i sam oparł się o kolumnę tuż obok niej. - Byłem tu przez cały czas.

- Chowając się w cieniach.

- Lubię je. - Wzruszył ramionami. - Tak jak ty, zdaje się - dodał, wskazując na to, gdzie stali.

- A co ty tu w ogóle robisz, skoro tak kochasz te swoje cienie? Nie widziałam cię chyba od dwóch miesięcy. - Zmierzyła go wzrokiem, jakby próbując wybadać, czy się zmienił, ale nie. Jego młodzieńcza twarz wciąż wyglądała tak samo, co do ostatniego wora pod oczami, które zawsze mu dokuczały. Był jednak przy tym zupełnie trzeźwy, a to stanowiło dla niej oddech świeżego powietrza w całym tym pijackim bagnie.

- Czasem trzeba tu przyjść, żeby wiedzieć, co się dzieje. Nawet jeśli nie jest to moje ulubione miejsce. - Hades omiótł pomieszczenie chłodnym wzrokiem, dając jej do zrozumienia, że też wolałby być gdzieś indziej.

- Dzieje się to, co zawsze - powiedziała pogardliwie, powstrzymując się od prychnięcia. - Rozpusta. - Wskazała głową na stół, przy którym siedział Zeus i kilkunastu innych biesiadników.

Hades zaśmiał się krótko, acz trochę złowieszczo.

- Coś mi mówi, że nie za bardzo chcesz tu być.

Terapia dla HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz