Rozdział V

14 2 0
                                    


  Effie siedziała przy oknie próbując wyrzucić z myśli to, co stało się poprzedniego wieczoru. W ręce trzymała tę samą książkę, lecz nie otworzyła jej.

- Co to w ogóle za pytanie było. - mruknęła do siebie. - To oczywiste, że mnie kocha. Ja też go kocham. Nie może być inaczej. - przygryzła wargi.

Ale gdzie on jest? To kolejny dzień, kiedy czekam na niego, a książę do tej pory się nie zjawił. Nikogo nie wysłał - pomyślała przygryzając dolną wargę. Przypomniała sobie jak delikatnie przejechał po niej kciukiem, lecz zaraz pokręciła głową.
- Nie myśl o tym! - rozkazała sobie i wzięła głęboki oddech. W końcu zebrała się w sobie i wyszła z komnaty. Przechadzała się po korytarzach nadal co chwila popadając w zamyślenie.

Muszę się stąd wyrwać...to miejsce...on...dziwnie na mnie wpływa – pomyślała.

Położyła dłoń na barku, który jeszcze wczoraj po południu niemiłosiernie bolał, a dziś nic już nie czuła. Westchnęła cicho, a dłoń zjeżdżając z barku bezwiednie zacisnęła się na talizmanie, którego nie zdejmowała. Szepnęła cicho słowa aktywujące i poczuła delikatnie ciepło. Runa rozjarzyła się światłem, przebijającym się przez jej palce. Trzymając wisior czuła się pewniej. Miała wrażenie, że San jest tuż obok niej i czuwa nad nią.

-Proszę...miej mnie pod swoją ochroną...- szepnęła cicho. - Czuwaj nade mną i rozpraszaj mrok, w którym się znalazłam.

Nagle runa sparzyła jej dłoń. Effie pisnęła cicho puszczając talizman. Runa lśniła dwa razy mocniej niż normalnie, lecz zaraz zgasła. Dziewczyna spojrzała na wnętrze dłoni. Było lekko zaczerwienione, na szczęście nie został żaden ślad. Odetchnęła cicho. Tego się nie spodziewała.

- Następnym razem poczekaj na prawdziwe mroki. - mruknęła pod nosem i podmuchała na piekące miejsce.

- Estus zabiję cię zaraz!! Przysięgam na Wielkiego Moona, że jeszcze dzisiaj zrobię z ciebie rzeźbę lodową!! - usłyszała głośny, wściekły, ale i zarazem załamany głos. Zdziwiona skierowała się za nim i dotarła do gabinetu Melrona. Przełknęła ślinę i już chciała zapukać, kiedy drzwi otworzyły się na oścież. W ostatniej chwili uskoczyła w bok, gdyż pół elf wybiegł z niego jak by sam diabeł go pogonił. Za nim zaś poleciał jakiś garnek. Estus zrobił unik i szybko zamknął za sobą drzwi.

- Całe życie przed oczami...- jęknął starając się uspokoić oszalałe serce. - naprawdę próbowałem pocałować karczmarkę? - mruknął przypominając sobie pewien życiowy etap.

- Ekhem...- usłyszał za sobą cichą próbę zwrócenia uwagi. Niepewnie spojrzał za siebie kątem oka. Księżniczka stała z założonymi na plecy rękoma i z uniesioną brwią. Doradca wyprostował się, poprawił i odwrócił w jej stronę z lekkim ukłonem.

- Dzień dobry księżniczko.

- Witam. Co się stało? - zapytała wskazując dłonią na drzwi.

- Hmm...Pan miał ciężką noc. - odparł i z niesmakiem spojrzał na kartkę z wielką, czarną plamą na środku. Effie popatrzyła na zalany dokument. Przypomniało jej się, jak wczoraj po jej „wejściu niesfornej księżniczki" stało się to samo.

- Och...- mruknęła marszcząc lekko brwi.

- To mało powiedziane. - odparł z rezygnacją gniotąc pergamin.

- Księżniczka wybaczy, ale muszę się na razie...oddalić. - odparł i szybko czmychnął spod drzwi. Effie chwilę patrzyła za pół elfem, w końcu jednak stanęła naprzeciw drzwi.

Czy ja właściwie chcę tam wchodzić? I po co ja to robię? Zadała sobie pytania i zapukała. Nikt się jednak nie odezwał. Parsknęła pod nosem. To samo perfidne zignorowanie co wczoraj.

Baśń o mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz