Jak Erwin skradł Święta!

1K 84 206
                                    

Historia nie obejmuje wydarzeń takich jak śmierć Nicole czy amnezja i alkoholizm Erwina, bo nie jestem na tyle pojebana, aby umieszczać to w świątecznym fluffie. I mean, nie nazwałabym tego fluffem do końca. Dobra tam, zaraz zobaczycie i tak.
____________________


San Andres było piekielnie dziwnym stanem. Z jednej strony przez większość roku potrafiło być gorące jak Kalifornia, a z drugiej nie było chyba grudnia, w którym ulice Los Santos nie zostałyby przysypane grubym śniegiem. Erwin Knuckles w swojej ekipie miał wielu miłośników kierownicy, którzy przeklinali nawet najmniejszy opad wprawiający drogi w śliską nawierzchnię i jednocześnie sprawiający, że ciężko było się na nich poruszać. Siwowłosy za to uwielbiał śnieg. Zawsze witał go z szerokim uśmiechem na twarzy i natychmiast wygrzebywał ze swojej szafy zimowe ubrania, których jako miłośnik płaszczy miał całą kolekcję. 

W tym roku śnieg nieco się spóźnił, bo spadł na ulice miasta ledwie parę dni przed Świętami. Erwin tamtego poranka z zadowoleniem założył swój ulubiony golf, ubrał się należycie i wyruszył na śniadanie do Bean Machine, który już poprzedniego dnia zapowiadał premierę najnowszej gorącej czekolady z piankami w swoim menu. Biorąc pod uwagę nagłą zmianę atmosferyczną, Knuckles nie mógł tego przegapić. 

Nie spodziewał się tylko, że kolejka do kasy będzie taka długa. Być może kiedyś wepchnąłby się przed nic nieznaczących nieznajomych, jednak tym razem stanął na jej samym końcu, przyjmując jedynie swój los z cichym westchnęciem. Czy była to magia Świąt? Możliwe, jednak była również szansa, że Erwin miał po prostu dobry humor. Ostatnio wszystko w jego życiu wydawało się na nowo układać. Jak ostatni idiota zaczął uśmiechać się do randomowych ludzi na ulicy i nucić pod nosem wesołe piosenki. 

— Dzień dobry — usłyszał nieznany kobiecy głos, aczkolwiek niezwykle przyjemny i słodki w swoim brzmieniu. — Dużo ludzi, co?

Zerknął na młodą dziewczynę, która stała przed nim w kolejce. Była to niewysoka blondynka z włosami upiętymi wysoko w kucyk z ładnymi niebieskimi oczami oraz kącikami ust radośnie uniesionymi ku górze. Odpowiedział jej podobnym uśmiechem. Jej pozytywna energia była tak zaraźliwa, że przez moment nie zauważył nawet jej umundurowania. Najwyraźniej była policjantką i to taką z LSPD, sądząc po barwie jej stroju. Było to dziwne, bo Erwin kompletnie jej nie kojarzył, a z tym departamentem miał niezwykle bliskie relacje. 

— Dzień dobry — odpowiedział jej wesoło. — No, czasem warto dłużej poczekać na dobre rzeczy. 

Kobieta zaśmiała się radośnie, kiwając głową. Przez moment nastała pomiędzy nimi cisza, gdy przygryzła nieznacznie wargę, przyglądając mu się bacznie, choć uśmiech wciąż nie schodził z jej ust. Siwowłosy uniósł pytająco brwi. 

— Pan to Erwin Knuckles, prawda? — zapytała nieśmiało.

Ten jedynie wzruszył nonszalancko ramionami, jak wielokrotnie, kiedy z pełnym zadowoleniem przyznawał się do jakiejś winy lub przestępstwa. 

— Ciężko pana nie znać — dodała, zanim w ogóle zadał pytanie w tej sprawie. — W sensie, będąc w LSPD i w ogóle. Dużo się tam o panu mówi. 

Wyglądała, jakby chciała dopytać o coś jeszcze i Erwin miał dziwne przeczucie, że doskonale wie, co chodziło jej po głowie, jednak chyba w pewnym momencie z tego zrezygnowała. Odwróciła jedynie wzrok, kręcąc nieznacznie głową, jakby beształa samą siebie za to, że w ogóle chodziły po niej takie myśli. Ale czy to byłby pierwszy raz, gdy funkcjonariusz LSPD lub tak naprawdę, jakikolwiek inny obywatel, wykazywał tak ogromne zainteresowanie życiem prywatnym Erwina? Ten nie czuł się specjalnie urażony, bo był już do tego przyzwyczajony. 

Świąt nie będzie! | Morwin One-ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz