Pokątna tonęła w morzu ludzi. Drzwi kramów tańczyły tam i z powrotem w dźwięk skocznych kolęd. Czerwone wstążki, gałązki jałowca i laski cynamonu walały się po sklepowych blatach, zdobiąc prezent za prezentem. Zapach korzennych przypraw ulatywał z uchylonych okien cukierni, zapraszając przechodniów na krótką chwilę błogiego relaksu. Mimo grudniowego mrozu przedświąteczna gorączka zdołała na dobre opanować magiczny Londyn. I ona akurat dzisiaj musiała znaleźć się w samym środku tego zamieszania.
Hermiona zręcznie wymijała pogrążone w rozmowie grupki czarownic, czujnie rozglądając się wokół. Jej wzrok skanował twarz po twarzy, lecz żadna nie była tą, której szukała. Już miała się poddać, kiedy niemal białe włosy mignęły w tłumie przechodniów. Miała go!
Malfoy zmierzał prosto do Esów i Floresów. Patrzyła z dystansu, jak przekracza próg księgarni, a potem z nieskrywanym zaciekawieniem poprawiła pelerynę niewidkę i zaczęła przedzierać się przez ulicę.
Kiedy tylko Hermiona znalazła się wewnątrz, natychmiast odnalazła tę jasną czuprynę, wspinającą się schodach. A więc drugie piętro. Dział biografii, poradników, książek kulinarnych i romansideł. Najrzadziej odwiedzana przez nią część Esów i Floresów. Niemiłosiernie ciekawiło ją, czego Draco Malfoy szukał właśnie tam.
Kiedy dotarła na szczyt, zastała go wertującego dopiero co wydaną biografię goblina Gringotta, założyciela największego banku czarodziejów. Była szczerze zaskoczona tym wyborem, ponieważ sama polowała na nią od pewnego czasu. Zwykle cały nakład schodził tak szybko, że po pracy znajdowała tylko puste półki. Marzyła o tym, by do szeregów jej domowej biblioteki dołączyła właśnie ta pozycja.
Mimowolnie zbliżyła się do Malfoya, by razem z nim przejrzeć chociaż parę stron, ale wtedy na powrót wsadził książkę do regału, a jego palce wyruszyły na poszukiwanie kolejnej pozycji. Z zaintrygowaniem podeszła krok bliżej i zerknęła przez jego ramię, dostrzegając intensywnie błękitną okładkę. Zmrużyła powieki, odczytując zapisany złotą kursywą tytuł:
Gilderoy Lockhart. Moje drugie magiczne ja. Wersja rozszerzona.
Jej uśmiech natychmiast opadł. O ile poprzednia księga była fantastycznym wyborem, to autobiografia tego kłamcy wydała się najbardziej mierną opcją. Tak myślała do czasu, kiedy w jego dłoniach znalazła się przeraźliwie jaskrawa książka autorstwa jej osobistego nemezis. Oblicze Rity Sketeer przyglądało się jej z seledynowej obwoluty, posyłając zalotnie perskie oko. W odpowiedzi Hermiona spojrzała na nią pogardliwie, lecz portret zdawał się z tego nic nie robić. Co innego Malfoy. Blondyn z zaciekawieniem wertował strony, a na jego twarzy pojawił się nawet lekki uśmiech. Hermiona patrzyła na to z zażenowaniem. W duchu liczyła, że Malfoy wreszcie się opanuje i wyrzuci za siebie obie te książki, lecz zamiast tego ruszył z nimi w drogę powrotną. Zastanawiała się przez moment, czy nie wytrącić mu ich z rąk, ale wtedy jej przykrywka wyszłaby na jaw. Nie mogła na to pozwolić. Nie, kiedy dziś miała być jego cieniem.
Nie potrafiła patrzeć, jak płacił Russowi za te wypociny niskich lotów, dlatego, nie czekając na niego, pierwsza opuściła księgarnię. Kiedy znów była na ulicy, przedostała się na drugą stronę i tam w bezpiecznym dystansie czekała, aż Malfoy pojawi się za drzwiami. Po minucie się zjawił, a nad jego ramieniem lewitowały książki opakowane w intensywnie zielony papier. Hermiona już współczuła osobie, którą planował nimi obdarować.
Nie miała czasu na dalsze przemyślenia, bo Draco sprężystym krokiem zbliżał się do kolejnego sklepu. Hermiona westchnęła cicho, widząc witrynę pełną mioteł i złotych zniczy, latających między nimi. Sklep ze sprzętem do Quidditcha był ostatnim miejscem na ziemii, w którym teraz chciała być, ale nie miała innego wyjścia. Skoro Malfoy tam wszedł i ona powinna czym prędzej znaleźć się w środku. Tak też zrobiła, a potem się zaczęło.
CZYTASZ
Kronika Wigilijna | Dramione
FanfictionŚwiąteczna miniaturka, która (przy sprzyjających corocznych wiatrach) stanie się zbiorem. Zapraszam do lektury i życzę zdrowych, białych świąt 🤍