Prolog

425 9 0
                                    

Ashley

*2 lata wcześniej*

Siedzę w swoim pokoju przed lustrem i nie mogę w to uwierzyć, wszystko tak dobrze się zapowiadało, skończyłam liceum, wynajęłam mieszkanie z moją najlepszą przyjaciółką Viv, odcięłam się od rodziców i w końcu mogę zacząć żyć swoim życiem, gdzie nikt nie mówił mi co mam robić, ani jak mam żyć.

— Ash pośpiesz się! — usłyszałam głos mojej przyjaciółki dochodzący z kuchni, pewnie dobiera się do wina. Idziemy dzisiaj do klubu świętować koniec szkoły, a ona nawet mimo to nie potrafiła chociaż na chwilę przezwyciężyć swojej żądzy.

—Już idę tylko się ubiorę! — odkrzyknęłam jej i skierowałam do szafy, na której drzwiach wisiała moja piękna czarna sukienka. Ubierałam ją pośpiesznie i przejrzałam się w lustrze, to był naprawdę świetny zakup, może i była droga, ale pięknie podkreślała moją sylwetkę, odkrywała nogi i uwydatniała biust. Ubrałam jeszcze szybko złotą subtelną biżuterię i czarne szpilki. Rozpuściłam moje lekko falowane rude włosy tak, że teraz sięgały mi do piersi i wyszłam z pokoju.

Nie myliłam się, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi zobaczyłam Vivian siedzącą przy małym stoliku z lampką wina i uśmiechem na twarzy. Miała na sobie krwistoczerwoną obcisłą sukienkę i czarne skórzane kozaki. Idealnie pasowały do jej krótkich czarnych włosów. Wyglądała olśniewająco.

—Chodź zamówiłam nam taksówkę, powinna już być — powiedziała do mnie i wstała z krzesła kierując się w stronę drzwi, ruszyłam za nią.

***

Po 40 minutach byłyśmy pod "Havana Club", podziękowałyśmy kierowcy i wyszłyśmy z auta. Przed wejściem stało dwóch dobrze zbudowanych ochroniarzy, wyglądali na strasznie znudzonych, wątpię, że w ogóle by się przejęli gdyby komuś działa się krzywda.

Po chwili wpuścili nas do środka i od razu skierowałyśmy się do baru. W całym klubie było strasznie tłoczno, ale nie mogłam się dziwić, w końcu była sobota. Przy barze stały wysokie krzesła i mimo tłoku akurat dwa były wolne. Usiadłyśmy, a ja zawołałam barmana i zamówiłam tequile.

—Ash żebym tylko nie musiała cię potem zbierać z podłogi. — Viv popatrzyła na mnie wymownie. To prawda, nie miałam dobrej głowy, ale nie zamierzałam się dzisiaj hamować.

—Spokojnie trochę się wstawię i zniknę ci z oczu, kto wie może kogoś poznam, muszę korzystać z życia póki mogę prawda? — zaśmiałam się i wypiłam zawartość sześćdziesięcio mililitrowego kieliszka, rozkoszowałam się palącym uczuciem rozprowadzającym się po moim gardle.

Po jakimś czasie, który spędziłam z Viv przy barze pijąc shota za shotem usłyszałam za sobą męski głos, odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę w pięknej czarnej marynarce i idealnie przystrzyżonym zaroście, jednak nie patrzył on na mnie, tylko na Vivian. Nie zdziwiło mnie to, dziewczyna przez swoją azjatycką urodę była bardzo rozchwytywana w Atlancie, za każdym razem gdy gdzieś wychodziłyśmy, każdy facet się za nią oglądał, przez co mówiąc szczerze trochę obrosła w piórka. Poznałyśmy się 6 lat temu w schronisku dla bezdomnych, ponieważ obydwie pracowałyśmy jako wolontariuszki, wtedy była bardzo nieśmiała i ciężko było z niej wydusić chociażby słowo, a teraz? Zmieniała partnerów jak rękawiczki, chociaż czy można ich tak nazwać? Myślę, że trafniejszym określeniem byłoby "faceci na jedną noc", za każdym razem byłam zdziwiona, gdy drugi raz spotkała się z tym samym mężczyzną, jest strasznie pyskata i pewna siebie. Ale to w niej kocham, zawsze potrafiła poprawić mi humor i to dzięki niej jestem tu gdzie jestem.

W Ramionach Diabła (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz