Była ciemna noc. Ciemniejsza niż sama czerń. Szłam przez długi i gęsty las. Cisza zupełna, a gdy się odezwałam echo roznosiło się po liściach drzew. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań.. Jak się tu znalazłam? W jakim lesie jestem skoro mieszkam w samym środku miasta?
Czy ja śnię?
Strach.
Pojawiła się mgła. Zupełnie inna niż w rzeczywistości..sięgała do połowy mojego ciała. W niej zauważyłam zwierzę. Wilka. Jego wyrazista biała sierść błyszczała. Kły zgrzytały, a oczy? Przekazywały mi jedną wiadomość.. miałam uciekać.Nie mogłam się ruszyć. Wzrok tego wilka przenikał przeze mnie jakby badał mnie z każdej strony duszy i ciała. Postanowiłam zostać i klęknęłam po czym pochyliłam swoje ciało. Nie wiem co to miało znaczyć. Może to mnie właśnie uratuje przed śmiercią?
Po chwili podniosłam głowę i spojrzałam mu jeszcze raz w oczy. Były piękne. Nigdy takich nie widziałam. Głębia ziemi.
Pojawił się cichy wiatr, który rozwiewał wszystko dookoła, ale mnie nie dosięgał. Wilk spuścił głowę, ale wyczułam, że to są ostatnie moje chwile. To wszystko jest nierealne..
Ocknęłam się z amoku i cofając się zaczęłam uciekać.
Biegłam tak szybko jak tylko mogłam.
Jak mnie nauczono. Skakałam nad gałęziami. Nie mogłam złapać oddechu, ale biegłam...
Nasłuchując i obracając głowę w tył doszło do mnie, że wilk był szybszy i doganiał mnie warcząc.
W końcu poczułam wiatr...
Złapał mnie za kurtkę i potknęłam się o jedną z gałęzi. Upadłam twarzą na ziemię i poczułam piasek w buzi. Bałam się.. Odwróciłam się po chwili na plecy, a wilk warczał nade mną. Przestałam oddychać ze strachu, a obraz zaczął mi się zacierać. Odpływając poczułam jedynie jego kły przy nadgarstku. Ból przenikał przez całą rękę, a łzy zaczęły lać się z oczu.
Ciemno. Nie czuję już nic.-Rose! Uspokój się! Już cichutko.. to tylko zły sen...- zobaczyłam rażące światło i poczułam ramiona mojej mamy otulające mnie.
Ocknęłam się.
-Wilk... Mamo. Czemu mnie te sny nękają?-odpowiedziałam łapiąc łapczywie oddech.
-Nie wiem słońce... Jutro umówię Cię do Pani Mary. Jest po trzeciej. Zaśniesz jeszcze?
-Nie dam rady.. dzisiaj był zbyt mocny. Nie chcę mamo tych koszmarów...
-Wiem słoneczko chodź zejdziemy na dół i napijesz się czegoś ciepłego. Obejrzymy jakąś komedię, a jak chcesz to możesz zostać dzisiaj w domu.. -mama mówiąc te słowa uśmiechała się, ale wyczułam, że jest bardzo zmartwiona.
-Pójdę.. mam dzisiaj sprawdzian, a nie chcę kolejnych zaległości.Zeszłam z nią na dół do salonu po czym się trochę uspokoiłam, ale myśli nadal krążyły wokół tego snu. Ten był inny. Realistyczny. Najbardziej zastanawiało mnie jedno.. dlaczego tak mocno boli mnie nadgarstek? Może to reakcja po śnie...
Po śniadaniu, krótko po 7 i wypiciu kolejnej kawy wyglądałam jak nieżywa. Tak też się czułam... Mimo to wyszłam z domu żegnając mamę i założyłam słuchawki. Tak.. Muzyka jest moim drogocennym darem... Wszędzie idąc po mieście lub, gdy jestem sama lubię posłuchać muzyki. Każdy gatunek wpada mi do ucha. Nie jestem typem osoby, która po chwili coś wybrzydza. Włączyła mi się metalowa piosenka więc z zapałem i uśmiechem ruszyłam przed siebie na przystanek ledwie patrząc na oczy.
Na przystanku znajome twarze. Starsze panie spieszące się na mszę. Dzieci mniejsze z rodzicami do przedszkola czy szkół. Dorośli jadący do pracy. Prawie żadnego rówieśnika.
Cieszyło mnie to.. Niezbyt podoba mi się moje pokolenie. No bo.. nie rozumieją wielu rzeczy. Dostają za dużo. Niszczą co ich napotka.. A ja taka nie jestem. Nie sprawiam problemów. Jestem wyciszonym i spokojnym dzieckiem... obserwatorem. Wielu dorosłych mi mówi, że jestem dojrzałą i mądrą dziewczyną, a mam tylko 15 lat.. w sumie za tydzień mam urodziny....
Wiem też, że nasza przeszłość i ból nas buduje, a ja go to trochę doznałam...Tata zmarł, gdy miałam siedem lat. Był wspaniałym ojcem, ale niestety w Boże Narodzenie wyjechał nagle do swojej siostry, która pokłóciła się z mężem i zagroziła, że połknie tabletki. W drodze do niej wpadł w poślizg zderzając się bardzo niefortunnie z tirem i zginął na miejscu. Kochałam go.. był moim słońcem, gdy obok padało. Moim autorytetem.
Chwilę po tym odeszła moja kotka, która była od mojego urodzenia, a dosyć niedawno moja najlepsza przyjaciółka od paru lat zerwała ze mną przyjaźń...Moje myślenie przerwał odgłos podjeżdżającego autobusu.
W autobusie był rumor. Jak to zawsze po siódmej. Na szczęście w słuchawkach słyszę to nieco mniej. Przeglądałam media i patrzyłam co chwilę przez okno. Obserwowałam ludzi i ich zachowania. Czułam się od małego inna. Nigdy nie potrafiłam i nie potrafię się dostosować. Po paru minutach jazdy przecisnęłam się przez zgraję ludzi i wyszłam łapiąc oddech. Nadal muzyka leciała w słuchawkach.Spojrzałam się w stronę szkoły i za nią w kierunku lasu. Lubię lasy, a szkoła znajduje się blisko. Niedaleko budynku jest dróżka i często po lekcjach czy na przerwie, gdy się psychicznie gorzej poczuje idę tam odetchnąć. To naprawdę działa... Jest tam spokój. Kocham naturę. Czuję się przywiązana do niej. I mogę odpocząć oczywiście od zgiełku miasta.
Zaczęłam iść w stronę szkoły..tak samo inni. W oddali spojrzałam na Alice. Alice.. moja przyjaciółka z którą przyjaźniłam się parę lat. Nagle w pewnej chwili się odwróciła ode mnie. Dzwoniłam, pisałam, a nawet stałam pod domem... Nie reagowała więc w końcu odpuściłam. Przykre, że nie znam powodu. Zapewne nie poznam.
Dochodzę do bram szkoły i wchodzę na teren. Wokół parking. Chłopaki z prawkiem i dziewczynami przy boku. Dalej grupa piłkarzy, a jeszcze dalej grupa dziewczyn, które wyglądają jakby nie do tego budynku przyszły... No, ale te widoki już mnie nie ruszają. Pogodziłam się, że nasze społeczeństwo tak wygląda i to kolejny powód chęci powrócenia do lat naszych rodziców.
Idę w kierunku drzwi. Niefortunnie łapię kontakt wzrokowy z Alice. Poczułam ukłucie. Gdzie jest moja Alice? Gdzie zniknęła? Patrzy się na mnie jakbym wyrządziła jej wiele szkód, ale również wyczuwam.. wyrzuty? Mijam ją i wchodzę do szkoły. Za chwilę lekcja i potem dom..
Monotonia.
Dzwonek.Wchodzę do klasy, siadam sama w ławce i wyjmuje zeszyt. Rozglądam się po klasie. Wszystko normalnie. Chyba..
Czuję w pewien sposób jakiś niepokój. Wchodzi nauczyciel i siada na swoim krześle. Po sprawdzeniu obecności mówi:-Dzisiaj będziemy omawiać czym dla ludzi jest cierpienie- powiedział i rozejrzał się po klasie- Napiszcie sami jak to rozumiecie, a potem to omówimy wspólnie.
Czym jest dla mnie cierpienie? Nie mogę się skupić.. jednak zabrałam się za robienie notatki na jego pytanie.
Cierpienie... Uszlachetnia, buduje, uwrażliwia. Cierpienie nie jest złe.. Niektórzy nie rozumieją.Usłyszałam pukanie do sali. Weszła nasza wychowawczyni, a za nią chłopak. Dosyć wysoki ciemnowłosy chłopak w miarę dobrej budowie ciała. Z daleka zauważyłam jego brązowe oczy. Kojarzę je...
Patrzał się przez okno, gdy kobieta dawała nam kazanie o jego akceptacji.
Poszedł w stronę naszych ławek i przysiadł się do Christiana. Nowy uczeń w środku roku szkolnego? Jestem ciekawa co się wydarzyło...
Po chwili poczułam ból głowy. Pewnie to koszmar nocny i nieprzespanie w ogóle nocy. Złapałam się za głowę, a nauczyciel patrząc jak kończymy pisać zapytał się:-Rose? Wszystko dobrze?- spytał dosyć przejętym tonem. Był dobrym nauczycielem.
-Tak- odpowiedziałam.
-Zbladłaś... Może zaprowadzę Cię do pielęgniarki?-wstał z krzesła i podszedł do mojej ławki.
-Może i pójdę..- powiedziałam i syknęłam z bólu. Bardzo dawno mnie tak głowa nie zaczęła boleć... Zachciało mi się wymiotować i kręciło w głowie.Poczułam ręce prowadzące mnie do do drzwi. Byłam słaba, a po krótkiej chwili obraz się zamazał, a ja jedynie poczułam jak tracę grunt.
Nicość.
