Rozdział 1

238 15 14
                                    

- I co przyjmujesz propozycje?- zapytał mój szef, opierając się o biurko.
- Przyjmuję.- odpowiedziałam krótko i stanowczo .
- Świetnie, w takim razie dzwonię do Vincenta powiedzieć że się zgodziłaś a ty idź się przyszykuj.- powiedział Mark a ja kiwłam głową i poszłam do swojego biura.
Idąc korytarzem czułam spojrzenia wszystkich ważnych osobistości pracujących w tej firmie.
- I co Olimpia przyjełaś zlecenie?- zapytał Kevin, mój najlepszy przyjaciel
- Oczywiście, biegnę się szykować.- powiedziałam lekko się usmiechając
Kiedy tylko weszłam do biura zastałam tam mój "mundur" i grupą papierową teczkę z dokumentami. Zjaebiście pomyślałam. Zrezygnowana usiadłam przy biurku i otworzyłam teczkę wczytując się w treść dokumentu. "Vincent Monet mężczyzna posiadający liczny majątek. Potrzebuje ochroniarza z dużym doświadczeniem zawodowym. Jego zadaniami które trzeba spełnić to ochranianie jego rodziny a najbardziej Hailie Monet i zabezpieczenie miejsca w którym odbędzie się ślub Dylana Moneta."  Prosta robota pomyślałam  i zamknełam teczkę.
- Olimpia jedziemy!- krzyknął Mark.
- Już idę!- odkrzyknęłam pośpiesznie zakładając moją kamizelkę i zabierając broń ze stołu. Szybko ruszyłam do czarnego Jeepa stojącego na podjeździe.
Po drodze rozmawialiśmy o tym czym mam się zajmować i ogólnie o różnych rzeczach.
- Olimpia pamiętaj, Vincent jest bardzo pożądnym człowiekiem musisz być bardzo czujna. A i musisz uważać na jego barci słyszałem że to nie złe ziółka.- powiedział Mark, patrząc na drogę
- Spokojnie Mark, mam w dupie jakiś pojebanych bogaczy.- powiedziałam prychając, mężczyzna chciał coś powiedzieć ale za rogu było już widać ogromną posiadłość Monetów.
Podjechaliśmy pod bramę gdzie przywitało nas dwóch ochronaiarzy, po pokazaniu im dokumentów podjechaliśmy pod dom. Wyszłam z samochodu i udałam się do drzwi, w których stał wysoki mężczyzna ubrany na czarno.
- Olimpia Davis?- spytał podając mi rękę
- We własnej osobie. - powiedziałam chwytając rękę nieznajomego
- Vincent Monet, zapraszam do mojego gabinetu gdzie omówimy szczegóły.- powiedził idąc do domu.
Ruszyłam za mężczyzną dom w środku był bardzo pięknie urządzony.
- Kurwa Tony spierdalaj od moich naleśników!- usłyszałam po chwili odłosy dobiegające z jadalni
- Kurwa no wypierdalaj!- krzyknąl bardziej ten sam głos
- Kurwa zamknij mordę Shane!- krzyknął drugi głos
- Kurwa oboje się zamknijcię!- krzyknał trzeci głos
Po chwili zobaczyłam trzech chłopaków siedzących przy stole w jadalni. Kiedy przechodziłam obok nich aby dostać się na góre zobaczyłam intensywny wzrok jednego z nich, ale zignorowałam to i poszłam dalej za panem Vincentem.
***
- Czyli jesteśmy dogadanii?- spytał Vincent z kamienną twarzą
- Do zobaczenia jutro.- powiedziałam wstając z miejsca i skierowałam się w stronę drzwi.
Idąc obok jadali zobaczyłam ponownie stado chłopaków siedzący, ale nie byli sami. Przeszłam cicho  nie patrząc na żadną z siedzących tam osób.
- Ej nie zła laska co nie ?- usłyszałam za sobą ale nie odpowiedziałam to będzie ciekawy wyjazd.
___________________
Hejka witam was w nowym opowiadaniu. Mam nadzieję że rozdział wam się podobał. Czekam na waszą opinie.
Miłego dnia/ nocy
Wasza Z<3
Rozdział nie sprawdzony pod kątem błędów ortograficznych

Niespodziewana miłość - Shane Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz