Westchnąłem bezsilnie. Jestem zmęczony tym całym rozmyślaniem. Czemu uczucia nie mogą być choć troszkę łatwiejsze w rozumieniu? Zdaję sobie z tego całkowicie sprawę, że to nigdy nie będzie na tyle proste, żeby odpowiedź leżała już pod moim nosem, ale chociaż jakiś znak. Jakieś najmniejsze naprowadzenie na to, jak mam iść dalej. Gdzie mam patrzeć. Po co? Na co? Czemu? Może to ja za dużo oczekuję od życia. Może to właśnie ja powinienem obniżyć lekko standardy i nagle magicznie odpowiedź mi się pokaże? Nie no, bez przesady... Nie upadnę AŻ tak nisko. Zauważyłem, że ostatnimi czasy to akurat mnie męczy to wszystko najbardziej. Non stop coś mi wbija szpilki pod skórę i nie ważne kiedy się odwrócę i jak, lewo, prawo, to coś nagle znika, a ja zostaję z tym uczuciem ukłucia. Ciąży mi na skórze, póki nie znajdę źródła. No a to czasami trwa. Raz dłużej, raz krócej. Możliwie po drodze o tym zapomnę i zajmę się innymi rzeczami... Też nie koniecznie dobrze. Podobno omija mnie tyle rzeczy i osób, które możliwie by mi pomogły. Zawsze słyszę to samo. “Daj sobie pomóc, Erwin!”, “Nie rób tego!”, “Nie rób tamtego!”, “Źle!”. I jakby, nie rozumieć mnie źle, ja jestem wdzięczny za każdą radę. Bo to aż miło wiedzieć, że ktoś tam się tobą interesuje. Mnie po prostu ciężko jest żyć drogą, którą pokazał mi ktoś inny. Ktokolwiek inny, niż ja, nie wie, co mi siedzi na sercu i nigdy nie będę w stanie zaufać komuś na tyle, żeby dać mu siebie prowadzić na oślep. A co jak zaprowadzi mnie w miejsce, z którego tak bardzo chciałem wrócić? Albo trafię w to samo miejsce? Albo oboje się zagubimy i nic tego nie wyjdzie? Tyle razy powtarzam. Tyle razy. Daj mi to przemyśleć samemu. Dojdę do tego. Później, ale dojdę. Sam, swoją drogą. To nie! Ktoś zawsze musi wpierdolić te trzy grosze. Nie chcę tych marnych monetek. A żeby mi tych trzech groszy brakło do miliona, ja chcę do tego dojść samemu. Wygrzebię je ze starej skarbonki, czy płaszcza. Będę węszyć po parku i znajdę gdzieś na ławce. Albo sam kogoś poproszę. Bo będę wiedział, że już nie mam innego wyjścia. Dopiero wtedy... Dopiero wtedy faktycznie chcę pomocy...
Teraz chcę pomocy. Teraz potrzebuję kogoś, kto naprowadzi mnie na tą dobrą drogę i powie gdzie iść dalej. Bo jak na razie, to widzę tylko staw, kilka nagrobków i pomnik mojego starego, dobrego przyjaciela. On by wiedział co robić. On zawsze wiedział. Ten mały, przebiegły chińczyk zawsze wiedział. Jakim cudem? Nie wiem. Ale jakoś zawsze udawało mu się wychodzić ze złych sytuacji i już z automatu wbiłem sobie do głowy, że jeżeli dalej by tu był, to pewnie by mi pomógł. Wstałem w ławki i stanąłem na palcach, żeby choć trochę być na równi z pomnikiem. Nie wiem czemu musieli postawić go na takim wielkim klocku. Teraz to ja czuję się niski. Spojrzałem mu prosto w oczy, które znajdowały się z dziesięć centymetrów nade mną i westchnąłem.
— Nic mi nie powiesz, nie? — zapytałem. Czasami mam wrażenie, że słyszę jego głos, jak go o coś pytam. I że faktycznie odpowiada na moje pytania. Albo to tylko ja i moje myśli? Może czasami znam odpowiedź, ale muszę ją usłyszeć jego głosem, żeby nie brzmiała idiotycznie i irracjonalnie, jak na mnie i moje myślenie. — Że też nigdy nie możesz gadać wtedy, kiedy najbardziej Cię potrzebuję. Daj mi jakiś znak, nie wiem. Cokolwiek! Kot, pies, papuga, słoń! Wszystko! Byle bym wiedział, że to ty!
I w takich momentach jak te zaczynam wierzyć w tą całą magię. Mogłem się powstrzymać. Akurat zaczął padać deszcz. Wiem, że tak, czy siak by zaczął padać, ale dziwnym trafem akurat wtedy, kiedy proszę tego chińczyka o znak.
— No... Nie sprecyzowałem. Moja wina, okej. Ale może mógłbyś mi wyczarować jakąś parasolkę, co? Bo tak na deszcz mnie wystawiać, to niezbyt miło. — spojrzałem na porcelanową powłokę. Krople deszczu spływały w dół. — No ale nie rycz mi tu, bo zaraz ja się rozkleję.
Próbowałem uratować sytuację. Na nic, bo czułem, jak powoli mokną mi skarpetki. Ale nie ruszę się stąd, póki nie poznam odpowiedzi na moje pytanie. Usiadłem znów na ławkę, chwilę później tego żałując, bo mój tyłek był cały przemoczony, a moje jasne spodnie nie ratowały sytuacji. Dosłownie jestem w dupie. Marznę, moknę i tracę czas. Wracam w to samo miejsce. Powoli mi się odechciewa. Spojrzałem na swoje ręce. Zamknąłem oczy i przez krótką chwilę skupiłem się na deszczu, który odbijał się co chwila od mojej skóry. Zawsze to robię. Kiedy mam chwilę i akurat pada deszcz, to wystawiam dłoń za okno i daję kroplom powoli spływać w dół. To jest ten przyjemny chłód, którego nigdy nie będzie mi za wiele. Zaczynam doceniać to tylko wtedy, kiedy potrzebuję pomocy. Otworzyłem oczy. Mimo tego, że szklana powłoka jeziora co chwila drgała od kropel, to moje dłonie, jak i reszta ciała były nietknięte. Spojrzałem w górę. Parasol? Odruchowo popatrzyłem na prawo, gdzie dalej stał pomnik Kui’a. Czy... Czy ja przypadkiem... Nie no. Bez przesady.
CZYTASZ
Klucz Do Serca [Montanha x Erwin] ONESHOT
FanfictionWestchnąłem bezsilnie. Jestem zmęczony tym całym rozmyślaniem. Czemu uczucia nie mogą być choć troszkę łatwiejsze w rozumieniu? Zdaję sobie z tego całkowicie sprawę, że to nigdy nie będzie na tyle proste, żeby odpowiedź leżała już pod moim nosem, al...