Prolog

5 2 0
                                    


Schodziłam właśnie z mojego motocykla, gdy zauważyłam Williama wpatrującego się we mnie z dużym uśmiechem na twarzy. Automatycznie zrobiłam to samo. Jego uśmiech zawsze wywoływał mój. Był dla mnie kimś w rodzaju bratniej duszy, ale nie do końca...Byliśmy rodzeństwem, a bratnie dusze zawsze kojarzyły mi się z miłością. I mam nadzieję, że kimś takim jest dla mnie Peter — mój chłopak. Był dla mnie bardzo ważny i nie wyobrażam sobie mieć przy sobie kogoś innego. Moja przyjaciółka — Gabby wmawia mi, że jest kontrolujący i toksyczny, ale...on na pewno taki nie jest w złym sensie. Robi to, bo się o mnie troszczy, prawda...?

— Kiedyś się na tym zabijesz. — Zaśmiał się brunet, a ja spojrzałam na niego z udawaną irytacją.

— Masz jakiś problem do mojego maleństwa? — Zapytałam wskazując ręką na Yamahe r6. Zbierałam na nią pare lat, a i tak William musiał się dołożyć.

Ojciec nauczył mnie jeździć jak miałam zaledwie 14 lat. Marzę o tym, aby mieć znowu z nim taką relacje jak wtedy. Wszystko zaczęło się psuć po mojej 15. Tata wtedy zaczął pić, praktycznie bez przerwy. W domu nie było dnia bez kłótni między rodzicami. Na początku staraliśmy się z moim bratem wspierać mamę, lecz ona nie chciała naszej pomocy. Sięgnęła po narkotyki, a nas zaczęła traktować jak śmieci. Wszystko w domu musimy ogarniać my, ich własne dzieci, bo oni wolą wpierdalać używki. Co za ironia losu. Matka zaczęła wymagać ode mnie idealnych wyników w nauce, a gdy ich nie osiągałam byłam wyzywana i zamykana w pokoju na klucz do odwołania. Potrafiłam nie jeść nic przez pare dni, bo ona zapominała że ma zamkniętą córkę w pokoju. Plus był taki, że miałam łączony pokój z łazienką, więc miałam przynajmniej jak zadbać o higienę. Z okna skorzystać nie mogłam, ponieważ nie dało się go otworzyć. Ta psychopatka nawet o to zadbała. Jedyne czego pragnę, to zaznanie spokoju i wyniesienie się z tego domu najszybciej jak to możliwe. I cholernie zazdroszczę mojemu bratu, który już jutro wyprowadza się na studia.

— Zamyśliłaś się. — Zauważył William. — Ostatnio częściej ci się to zdarza. — Westchnął i spuścił wzrok.

Wyrwałam się z transu i przełknęłam głośno ślinę, spoglądając na niego z świadomością, że już od jutra będę musiała radzić sobie ze wszystkim sama.

— T-tak, przepraszam. — Zająkałam się, nie wiedząc do końca co odpowiedzieć. — To nic takiego, serio, nie przejmuj się. — Usiliłam się na uśmiech, ale wyszedł z tego tylko grymas. Nie umiałam chować emocji wywołanych sytuacją związaną z osobą, przed którą próbuje je schować.

Brunet pokręcił głowę z ciężkim westchnięciem, a następnie podszedł do mnie i wpatrywał mi prosto w oczy. Musiałam zadrzeć głowę, aby na niego spojrzeć, bo mimo, że ja sama nie byłam jakaś niska, bo miałam 170cm wzrostu, to on przerastał mnie o ponad 15cm. Jego tęczówki były identyczne do moich, niebiesko-szare. Zawsze wypominano nam, że mamy wyjątkowy kolor oczu, lecz ja nie widziałam w nim nic takiego nadzwyczajnego. Przynajmniej na sobie, bo stwierdzam, że na mojej, nadal, brzydszej wersji wygląda to nieziemsko. Włosy miał brązowe i kręcone, idealnie pasowały do jego muśniętej słońcem karnacji. William był bardzo podobny do naszego ojca, za to ja bardziej do matki. Moje włosy były tak samo ciemnobrązowe, ale w przeciwieństwie do mojego brata, moje były naturalnie proste i nie musiałam ich męczyć prostownicą. Obok siebie wyglądaliśmy jak lato i zima, ze względu na to, jak bardzo byłam blada, a on opalony.

— To przez to, że wyjeżdżam, prawda? — Zapytał, a ja westchnęłam z poirytowaniem, bo przerabialiśmy już ten temat chyba milion razy. — Mówiłem ci, że jeśli nie dasz sobie rady to mogę—

— Nie, Willy. Jedziesz tam i koniec, kropka. — Przerwałam mu stanowczym tonem. — Nie będziesz rezygnował z marzeń dla mnie. Pierdolisz o studiach w Nowym Yorku odkąd zacząłeś szkołę średnią, myślałeś, że pozwolę ci na rezygnację? — Ukułam go paznokciem w tors.

— Val... — Zaczął, ale znowu nie dałam mu dokończyć.

— Nie Valuj mi tutaj. Jak będzie trzeba to sama cię wepchnę do tego samochodu, rozumiesz?

— Dobrze, Val. — Zaśmiał się, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić. — Ale obiecaj mi, że będziesz bardzo ostrożna i silna. I że jak tylko skończysz liceum, to wyniesiesz się stąd. Jest mi to naprawdę obojętne, czy pojedziesz do mnie do Nowego Yorku, choć naprawdę bym był wniebowzięty, ale w tej chwili zależy mi tylko na twoim bezpieczeństwie, okej? — Spoglądał na mnie troskliwie.

— Okej, obiecuję. — Uśmiechnęłam się i już wtedy wiedziałam, że chcę jechać za nim.

Choćbym miała przenieść góry, pojadę tam. I dopilnuję, abyśmy obaj dostali to, na co zasługujemy.

* * *

— To co... — Westchnął Willy. — Widzimy się za dwa lata w Nowym Yorku? — Zapytał, zamykając bagażnik od samochodu.

— Pytasz, czy wiesz? — Uśmiechnęłam się, a mój brat parsknął.

— No ja mam nadzieję, mogłabyś wziąć przykład z brata i czegoś się w końcu nauczyć. — Powiedziała moja matka, Charlotte. Chyba pierwszy raz w tym tygodniu widzę ją trzymającą się na nogach. Pewnie jak tylko William pojedzie to pójdzie sie znowu naćpać, taka już jest.

Mój brat odwrócił się w jej stronę i westchnął z pełną irytacją. Go też to zdenerwowało, że nawet w taki dzień ona musi wszystko psuć.

— Możesz choć raz jej odpuścić? Val uczy się świetnie, nie wiem czego jeszcze od niej wymagasz, Charlotte. — Powiedział z spokojem, lecz w jego głosie było słychać, że jest na granicy wybuchu. Mój brat nie potrafił zachowywać spokoju i myśleć racjonalnie, w tym znów byliśmy do siebie podobni. Chociaż, często słyszałam, że ja jestem w tym rodzeństwie ta spokojniejsza.

Matka prychnęła i pokręciła głową, po czym minęła mnie, uderzając ramieniem i spakowała do samochodu Williama dwie torby, zapewne z książkami o prawie potrzebnymi na studia. Tak, mój brat będzie studiować prawo. To chore. Zdecydowanie.

— Chyba czas już na mnie. — Westchnął i spojrzał na mnie z troskliwym uśmiechem, co odwzajemniłam.

Miałam łzy w oczach, bo żegnałam właśnie najważniejszą osobę w moim życiu. Nie na długo, ale nadal było to pożegnanie, a pożegnania zawsze są ciężkie. Wtuliłam się z całej siły w brata, chowając głowę w jego tors, a on oparł brodę na jej czubku.

— Będę tęsknić, młoda. Dasz radę, jesteś silna, pamiętaj. — Powiedział i odsunął się ode mnie, aby móc na mnie spojrzeć. Zmarszczył brwi i przeczesał dłonią moje brązowe włosy. — I błagam, niech ci żaden durny pomysł nie przyjdzie do tego pustego łba, aby je farbować. — Zaśmiał się, a ja razem z nim.

Kiedyś farbowałam moje włosy na różne odcienie, po czym ciężko było mi wrócić do naturalnego. Po fortunie wydanej na fryzjerów i przeróżne kosmetyki, w końcu się udało, ale był to dość długi i ciężki proces.

— Zadzwoń jak będziesz już na miejscu, okej? — Spojrzałam na niego i właśnie wtedy najbardziej doceniłam wszystkie wspólne chwile. Nawet gdy się na niego darłam i ugryzłam bo zżarł mój jogurt. I gdy nie chciał mi kupić fajek w sklepie.

— Jasne, że zadzwonię. Do zobaczenia, Val. — Przytulił mnie ostatni raz, po czym odszedł w stronę drzwi od samochodu. — Pamiętaj aby obchodzić urodziny, w końcu to walentynki! — Wykrzyknął z auta, a ja wybuchnęłam śmiechem, bo zawsze w urodziny budził mnie wiadrem zimnej wody i rozwieszał serca po moim pokoju. A urodziny mam w zime. Pierdolonego 14 lutego. Co roku byłam chora przez tego paszczura.

— Nienawidzę walentynek! — Wykrzyczałam, a w odpowiedzi dostałam tylko środkowy palec. Jak uroczo.

Mimo, że miałam chłopaka, to nigdy nie lubiłam walentynek. Sama nie wiem do końca dlaczego. Może przez to, że wtedy mam urodziny? Lub przez to, że każdy się wtedy zachowuje jakby rzygał tęczą. Tak, zdecydowanie dlatego.

— Chodź już do domu, dziwaku. Musisz posprzątać. Jebie w tym domu jak chuj, kiedy ty ostatnio sprzątałaś? Wzięłabyś się w końcu do roboty! — Wykrzykiwała mi w twarz matka. No tak, wracamy do normy. Do domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 06 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Haunted Eyes | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz